Emisja Makłowicz w podróży będzie miała miejsce (premiera, powtórka):
Program TV na 16 lipca 2025 (Środa)Opis (streszczenie): W swojej kolejnej podróży Robert Makłowicz zawitał do Mołdawii. Najbardziej znanym w świecie produktem eksportowym Mołdawii są jej wina, którymi raczyli się już bohaterowie sienkiewiczowskiej Trylogii. Podczas swojej wędrówki podróżnik odwiedza kilka renomowanych winnic i największe na naszej planecie piwnice, w których składuje się wino w beczkach i butelkach. Podziemne korytarze są tak ogromne, że trzeba po nich jeździć samochodami. Jako uzupełnienie szlachetnych trunków smakosz z Polski proponuje m.in. sarmalę (gołąbki w liściach winogron), wieprzowe ragout z mamałygą oraz półmisek warzywny z bryndzą.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Poławiacze koralu już w czasach antycznych upodobali sobie wody Sardynii, zwłaszcza zatoki wokół miasta Alghero. Ten morski klejnot łowi się tu do dziś i obrabia artystycznie na miejscu. Sardynię oblewają wody Morza Śródziemnego, przy czym na wybrzeżu północno - zachodnim nie mają one specjalnej nazwy. Na wschodzie zaś jest to Morze Tyrreńskie. Inaczej niż nad Adriatykiem przeważają tu plaże piaszczyste, a szmaragdowa woda jeszcze w październiku jest ciepła. Współcześnie Sardynia należy do Włoch, ale od wieku XIV do XVIII wyspą władali Katalończycy i Aragończycy, połączeni w średniowieczu unią personalną. Wpływy ich kultury można odnaleźć w miejscowym języku, architekturze oraz kuchni. Alghero to największe miasto w okolicy. Wygląda tak, że można by je śmiało przenieść do Katalonii i doskonale wpisałoby się w tamtejszy pejzaż. Kompletnie nietknięta nowoczesnością tkanka miejska otoczona jest wspaniałymi murami obronnymi. Na nabrzeżu mariny z widokiem na stare miasto Robert gotuje miejscową specjalność: tuńczyka po katalońsku. Zaś na tarasie hotelu Punta Negra krakowski smakosz degustuje langustę po katalońsku, do której podaje się białe chardonnay albo szampana. Butelkę wina, jak wiadomo, zamyka się korkiem. A skąd bierze się korek? Dęby korkowe to wielka rzadkość. Jego najwięksi producenci to Portugalia i Sardynia właśnie. Miejscowość Calangianus to sardyńska stolica korka. W gaju korkowym Robert pokazuje okorowane drewno. Odarta z dębu kora musi być przechowywana przez 18 miesięcy na wolnym powietrzu. Pierwszy zbiór jest możliwy, kiedy drzewo ma 30 lat, kolejne co 10 lat. Fachowcy wyróżniają dwa rodzaje korka: męski i żeński. Wielki korek do szampana, wycięty z jednego kawałka kory, może kosztować nawet 5 euro. Ale tylko taki pozwoli przechowywać butelkę przez kilkadziesiąt lat bez szkody dla jej zawartości. Wyspa Asinara jest dziś niemal bezludna. Turyści mogą tu zwiedzać dawne więzienie Fornelli dla najgroźniejszych terrorystów i mafiosów. Atrakcją wyspy jest założony niedawno park narodowy, w którym żyją dzikie konie, dziki i białe osły albinosy. Castelsardo, kolorowe miasteczko położone na wielkiej górze z zamkiem na szczycie, to kolejny punkt na trasie. Castelsardo znaczy sardyński zamek. Historia miasteczka liczy prawie 1000 lat, a spacer jego wąskimi i stromymi uliczkami może przyprawić o zadyszkę. Szef kuchni miejscowego hotelu zaprosił Roberta na brodo di pesce. Jest to tradycyjna zupa rybna z Castelsardo, do której podaje się tutejsze czerwone wino Cannonau. Degustacja odbywa się na tarasie restauracji z widokiem na miasto i zamek.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Na kolejnym etapie swojej podróży po Mołdawii Robert Makłowicz, znany krytyk kulinarny, skupia się na cudach natury, których znajduje w tym kraju znacznie więcej niż wspaniałości stworzonych przez człowieka. W olśniewających plenerach między Prutem i Dniestrem przyrządza miejscowe przysmaki, m.in. kotlety cielęce w sosie winnym z mamałygą oraz grillowaną cukinię z bryndzą. Bardzo ciekawie zapowiada się też spotkanie Roberta Makłowicza z polskimi żubrami, należy ono jednak do atrakcji pozakulinarnych, gdyż żaden z uczestników spotkania nie zostanie zjedzony.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert podróżuje po Andaluzji. Wraz z nim będziemy podążać szlakiem atlantyckim przez prowincję Kadyks. Najpierw odwiedzimy miasto Barbate, później Kadyks - stolicę prowincji i jedno z najstarszych, istniejących do dziś miast Europy. Będzie też Jerez de la Frontera, Sanlucar de Barrameda i mnóstwo innych wspaniałości. Miasto Barbate leży w okolicy przylądka Trafalgar, niedaleko którego w słynnej bitwie zginął admirał Horatio Nelson. Już w czasach antycznych miasto znane było z połowów tuńczyków. Do dziś jest tuńczykowym symbolem całej Hiszpanii. W Barbate Robert odwiedza przetwórnie rybną Hermac. Wielka mapa świata na ścianie w sklepie firmowym przedstawia szlaki migracji tuńczyków. Najbardziej pożądane są tuńczyki błękitnopłetwe, osiągające do 500 kg wagi. Japończycy kupują na pniu prawie wszystkie. Poddani Mikada najchętniej jedzą tuńczyka na surowo, w postaci sushi i sashimi. Robert w fartuchu i czepku przechadza się po chłodni, podziwiając leżące na paletach ogromne tuńczyki. W następnej hali pracownicy ręcznie kroją i dzielą ryby. Różne części będą miały różne handlowe przeznaczenie. Powinno się zapamiętać przynajmniej dwie nazwy konserwowo - tuńczykowe, są to mojama (polędwiczka) i ventresca (podbrzusze). Mojamę się suszy, ventreskę zalewa oliwą. Wcześniej wszystko musi być posolone. Sól nie tylko konserwuje, ale też nadaje rybie odpowiedni smak. Proces suszenia mojamy trwa miesiąc. Cena tego specjału przewyższa cenę najlepszej szynki górskiej (jamón serrano). Znacznie tańsze, ale równie smaczne jest suszone bonito - cieniutkie płatki tuńczyka niezbędne w każdej japońskiej kuchni. Zwiedzanie przetwórni kończy się konsumpcją. W saloniku degustacyjnym Robert raczy się specjałami z tuńczyka, do tego oczywiście kieliszek białego wina. Kadyks jest najstarszym, nadal zamieszkanym miastem, Zachodniej Europy. Założyli go Fenicjanie w XI wieku. Perłą Kadyksu jest katedra pod wezwaniem Świętego Krzyża, jedna z największych świątyń w całej Hiszpanii. Miejska plaża La Caleta pełna jest ludzi. Gdzieś tutaj wychodziła z wody skąpo odziana Halle Berry, a wpatrywał się w nią Pierce Brosnan jako agent 007. W tej części "Bonda" La Caleta imitowała Hawanę. Z tarasu hotelu Senator Robert podziwia panoramę Kadyksu. Płaskie dachy, wieże i kopuła to żywcem arabska medina. Nic dziwnego, bo przecież Maurowie panowali tu bardzo długo. Na tarasie Robert gotuje danie odcinka: caldo de pero, czyli psią zupę. Faktycznie jest to zupa rybna z kwaśnymi pomarańczami, tzw. "psiankami". Następnego dnia krakowski podróżnik wybiera się na Mercado Central - targ miejski, który jeszcze 15 lat temu wyglądał zupełnie inaczej. Przez bramę wchodzi się na dziedziniec z kolumnadą. Dawniej nie było hali. Zamiast dachu było wielkie płótno i wszędzie stały kramy. Dziś panuje tu higieniczna elegancja. Takie są wymogi Brukseli: stoiska są zrobione z nierdzewnej blachy i każde ma własną chłodnię. Kolejne atrakcje nadmorskiej prowincji to wino manzanilla, czyli wytrawne sherry, słynne konie andaluzyjskie i nie mniej słynna brandy de Jerez. Na pożegnanie z Kadyksem Robert wybiera się do lokalu La Albariza, którego nazwa kojarzy się z wapienno - kredową glebą. Tej to właśnie glebie świat zawdzięcza brandy de Jerez.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Wapienne góry Supramonte w regionie Barbagia, ze swoimi żłobionymi przez strumienie jaskiniami, były przez wieki schronieniem dla sardyńskich pasterzy oraz osławionych bandytów. Robert wjechał górską drogą na wysokość 1300 m n.p.m. Kiedyś była to nieprzejezdna ścieżka, ale utwardzono ją w latach 60. na potrzeby produkcji filmu "Biblia" w reżyserii Johna Hustona. By zwiedzić Barbagię, Robert wynajmuje miejscowego kierowcę, bo, jak twierdzi, ich terenowe auta są zwinne jak muflony i wytrzymałe jak osły. A cała eskapada odbywa się wokół cudu natury, jakim jest Dolina Lanaitho i zachwycający antyczny pejzaż: długa aleja wysadzana piniami i gaj oliwny u podnóża gór. Za dwa miesiące zacznie się zbiór oliwek miejscowej odmiany Nera di Oliena. Po kilku kilometrach gaje oliwne przechodzą w lasy dębowe. W takich lasach pasterze budują swoje bacówki, żeby można było posilać się w cieniu drzew. Robert podjeżdża do leśnej kuchni pasterskiej. Nad paleniskiem pieką się prosiaki i kiełbasy, na murku wystawiono jarzyny, oliwki i chleb. Fenomen tych gór i ich piękno polega na tym, że jest tu dużo wody. Tryska ze skał jak chociażby słynne źródło Su Gologone, z którego wypływa 300 litrów wody na sekundę. Jest czysta, mineralna, można ją śmiało pić. Z powodu nadmiaru wody na płaskich terenach tworzyły się bagna. By je osuszyć, sadzono tu eukaliptusy. Obfitość wody, która drąży wapienne skały, sprawia, że tworzą się tu jaskinie. Jest ich na Sardynii kilkaset. To świetne kryjówki dla bandytów. A skąd wziął się tu bandytyzm? Po pierwsze, była bieda. Po drugie, niedostępność terenu. Po trzecie, obcość władzy państwowej, która reprezentowała interesy kolejnych najeźdźców. Ostatnie porwanie dla okupu miało tu miejsce 10 lat temu. Robert podziwia cuda natury i posila się w pasterskiej leśnej kuchni. W jadłospisie pieczony prosiak, wędzone wędliny, chrupki chleb pane carrasau i czerwone wino cannonau, które pochodzi z opiewanej przez Gabriele D’Annunzio Cantiny Nepente w miasteczku Oliena. Właśnie kończy się karnawał. W miasteczku o nazwie Mamoiada wśród mieszkańców można spotkać wielu przebierańców. Jeden z nich, pan Franco, zaprasza Roberta do swojego domostwa; na gościa z Polski czeka tam słynny wśród smakoszy sardyński produkt: żywy ser casu marzu z larwami much. Jest też chleb pane ingherda oraz grappa Filu e Ferru. W Olienie, w hotelu Su Gologone Robert ma okazję zobaczyć, jak robi się domowy makaron. Sam zaś szykuje danie z chrupkiego chleba. A potem zapowiada koncert tradycyjnej sardyńskiej muzyki. Zwieńczeniem wieczoru jest degustacja przysmaków w restauracji w stylu rustykalnym. Panie w strojach ludowych częstują ciastkami i aperitifem. Inne dwie panie pieką w piecu chleb panedda. Na długim stole czeka kolacja: kardy (karczochy), pepperonata (duszona papryka) i pieczone pomidory. Smaki ostre i słodkie zarazem!
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz podróżuje po Mołdawii. Dzisiejsza Mołdawia to intrygująca mieszanka narodowości, kultur, wyznań i obyczajów, również kulinarnych. Robert Makłowicz przygląda im się, odwiedzając miasta, dzielnice i wsie mołdawskich Polaków, Gagauzów, Cyganów, Ukraińców i rosyjskich starowierców. Wizyty u tych niezwykle gościnnych ludzi są świetną okazją do skosztowania ich tradycyjnych dań. W menu odcinka nie zabraknie gagauskiej kawarmy z baraniej rąbanki, cygańskich szaszłyków z mamałygą i konfitury z malin popijanej czajem metodą "na prikusku".
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Krajobraz Sardynii zdobią nuraghi, prehistoryczne budowle z bloków kamiennych, jest ich na wyspie kilkaset. Kilka stuleci od nich młodsze są ruiny Tharros, miasta założonego na zachodnim brzegu wyspy przez Fenicjan w VIII w. przed Chrystusem. Skok z antyku do współczesności jest pouczający i smaczny: w 200 - letnim zaledwie domostwie pani Eleny Rosy Robert próbuje ciasteczek pistidu, naturalnie jej własnego wypieku. Kolejny tutejszy przysmak, tym razem na słono, to botarga suszona ikra cefala, jeden z najdroższych specjałów całego Śródziemnomorza. Po wizycie w jej wytwórni Robert odwiedza plantację arcyzdrowych karczochów i przygląda się żniwom na polu ryżowym. W Oristano próbuje makaronu fregola z małżami; w stołecznym Cagliari pierwsze kroki kieruje na żywiołowy miejski targ, a w dzielnicy Castello gotuje spaghetti al nero di seppia.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makowicz podróżuje po Bośni i Hercegowinie. W tym odcinku zwiedza Sarajewo. Ilidża to uzdrowiskowa część miasta. Biją tu gorące źródła - wody siarczane - znane już w czasach rzymskich. Wybudowany w czasach Austro-Wegier kompleks hotelowy wciąż ma się dobrze. W jednym z hoteli, o nazwie Austria, spędził swoją ostatnią noc - na 28 czerwca 1914 roku - następca tronu, arcyksiążę Franciszek Ferdynand. Sarajewska starówka, baszczarszija, to doskonale zachowane stare tureckie miasto z wąskimi uliczkami. Pierwsze kroki Robert kieruje do cevapdżinjicy - restauracji, której specjalnością jest cevapi. Lokal prowadzi od pokoleń rodzina Ferhatovićów. Cevapi to młoda wołowina z dodatkiem baraniny i baraniego tłuszczu, który wytapia się podczas pieczenia kiełbasek. Baszczarszija zachowała część swoich dawnych funkcji handlowych i rzemieślniczych. W sklepiku z wyrobami kutymi warto kupić dżezwę do parzenia kawy. A potem już w kawiarni, która tu nazywa się kafaną, napić się świeżo parzonej kawy. Podają tu kawę w dżezwach, ale też z ekspresu. A do kawy - jak zwykle baklawa. Jest to ciasto listkowe, aromatyzowane na różne sposoby. Robert degustuje ciastko z pistacjami. Słodkie, aż zęby cierpną. W baszczarsziji nasz podróżnik raczy się jeszcze miodem kasztanowym. Jest doskonały, bo mało słodki i lekko gorzkawy. W Sarajewie są oczywiście nie tylko tureckie przysmaki. W kawiarni w stylu wiedeńskim. Robert zamawia tort Sachera i kawę po wiedeńsku. Po słodkościach pora na coś wytrawnego. Jeśli komuś lekarz zabronił mięsa z rusztu w zbyt dużych ilościach, to może wybrać coś w barach szybkiej obsługi, gdzie jest duży wybór dań gotowych, na ogół gotowanych, a więc zupa, czyli corba i cevap, np. cielęcy z grzybami. Winiarnia Hedona to kolejny punkt na kulinarnej mapie Sarajewa. Robert podziwia piwnicę i w otoczeniu butelek na półkach degustuje wino szampańskie. Winiarnia związana jest nieodłącznie z winnicą, która tutaj położona jest bardzo wysoko - aż 800 m nad poziomem morza. W winnicy, ze wspaniałym widokiem na miasto, czeka już na Roberta stół do gotowania. Tym razem nasz podróżnik gotuje zupę o nazwie tarhana cobra. Zupy tutaj to temat niezwykle ważny. Dzielą się na dwa główne rodzaje; supa - rzadka i klarowna i corba - gęsta jak niemiecki Eintopf. Z winnicy Robert wraca do Ilidży, gdzie zaczęła się jego sarajewska podróż. W ogrodach restauracji By Gastro odbywa się prezentacja kulinarna. Przed Robertem talerz z pokrywą w kształcie fezu, a na talerzu begova corba.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Tytułowa Cetina to najdłuższa rzeka Dalmacji, wpadająca do Adriatyku w mieście Omis. Jej przełom przez Góry Dynarskie dorównuje chyba urodą słynnym dalmatyńskim archipelagom. Idąc śladami filmowego Winnetou, bo właśnie nad Cetiną kręcono w latach 60. te jugosławiańsko-enerdowsko-francuskie filmy, Robert Makłowicz odkrywa lądowe i słodkowodne smaki środkowej Dalmacji, dość egzotyczne w zestawieniu z dobrze znanym wakacyjnym turystom adriatyckim menu. W tym odcinku na talerzu Roberta Makłowicza pojawiają się m.in. ślimaki, cielęcina a la jaskiniowcy, panierowane żaby i kalmary nadziewane boczkiem.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W podróż do Sewilli Robert wyrusza z Grazalemy, górskiego pueblo blanco leżącego w górach o tej samej nazwie. Pueblos blancos, czyli białe miasteczka, zwane są niekiedy ptasimi gniazdami. Niektórzy przyjeżdżają do Andaluzji specjalnie dla nich. Wszystkie te miasteczka powstały w czasie arabskiej obecności w Andaluzji, która trwała aż 800 lat. Sami Arabowie nie mieszkali tu jednak, chłodne góry to nie ich żywioł. Osiedlali się tu Berberowie, mistrzowie rękodzieła. Wypasali owce, z ich wełny wyrabiali kilimy, pledy i ozdobne makaty. Przed Arabami, między V a VIII wiekiem było tu królestwo Wizygotów. Rzeźby zdobiące miejski wodopój pochodzą z VI wieku, z czasów wizygockich. W pobliżu Sewilli gór już nie ma, tylko pagórki. To spichlerz Andaluzji. Dominują uprawy zbóż, pola słoneczników oraz coś, co najbardziej nas dziś interesuje gaje oliwne. Hiszpania jest największym w świecie producentem oliwy, a Andaluzja wytwarza jej najwięcej w całej Hiszpanii. W gospodarstwie Basilippo Robert degustuje oliwę. W trzech kieliszkach mamy trzy zasadnicze typy: z oliwek czarnych - dojrzałych, z oliwek niedojrzałych i z oliwek całkowicie zielonych. Dodatkowo gospodarz przynosi do spróbowania lody czekoladowe podawane z oliwą aromatyzowaną skórką pomarańczową. Miasteczko Carmona leży 30 km od Sewilli. Turystę wita bastion murów obronnych z bramą w stylu mauretańskim. To dawna arabska twierdza, ale nie tylko. Tutejszy XIII - wieczny alkazar króla Don Pedro, górujący nad całą okolicą, to dzisiaj parador, czyli hotel. Z tarasu widać złocony słońcem andaluzyjski pejzaż. W roku 1928 rząd hiszpański postanowił zagospodarować jakże liczne opuszczone historyczne rezydencje. Tak powstała instytucja paradores, czyli hoteli i restauracji zarządzanych przez państwo, a urządzanych w miejscach należących do dziedzictwa narodowego. Wielką namiętnością tej części Hiszpanii jest corrida. Robert odwiedza gospodarstwo La Calera. Na powierzchni prawie 2 tys. hektarów rosną dęby korkowe i drzewa oliwne. Jest i coś dla myśliwych: dziki, jelenie i kuropatwy. Ale najważniejsza jest tu hodowla byków. To stąd trafiają na arenę korridy. Bardzo cenione jest również ich mięso, zwłaszcza pieczone w tradycyjny sposób nad ogniem. Kulinarna nazwa tej wołowiny to retinto. Danie odcinka - wieprzową polędwiczkę po sewilsku - Robert przyrządza już w samej Sewilli, w dzielnicy Triana. Sewilla jest perłą Hiszpanii. Robert zwiedza cuda Alkazaru i gotycką katedrę pod wezwaniem Matki Boskiej, zbudowaną w miejscu, gdzie niegdyś stał meczet. Z tarasu kawiarni, z widokiem na dzwonnicę, można podziwiać La Giraldę, ponad 100 stumetrową wieżę, niegdyś meczetu, dziś katedry, która jest symbolem miasta. Dopełnieniem tych wspaniałych wrażeń jest kieliszek zimnej różowej cavy. Alkazar (Al - Qasr) to po arabsku twierdza. Ten w Sewilli jest najpiękniejszy i najsłynniejszy. Władca Al Mutamid przerobił dawną warownię na luksusową rezydencję z haremem na 800 hurys. Dziś to nie tylko muzeum, to również siedziba królów Hiszpanii. Po zwiedzaniu chwila wytchnienia. Robert wybiera narożny historyczny bar o nazwie El Rinconcillo, założony w 1670 r. Obecny wystrój wnętrza pochodzi z końca XIX wieku. Lokal specjalizuje się w tapas, uroczych ogólnohiszpańskich dankach, w sam raz pod jeden kieliszek wina. Robert degustuje ikrę morszczuka z rusztu, szpinak z ciecierzycą, dorsza w jarzynach oraz duszone w oliwie warzywa z jajkiem. Do tego kieliszek manzanilli. Ostatni kulinarny akord w Sewilli to lody. W lodziarni La Fiorentina Robert degustuje trzy smaki: cytrynowe ze świeżą bazylią, aromatyzowane kwiatem pomarańczy i czekoladowe. Co ciekawe są to lody z oliwą. Wizytę w Sewilli musi zwieńczyć pokaz flamenco. Nieprawdą jest, że ten taniec i śpiew ma korzenie arabskie. Już rzymski poeta Martialis opisał pląsy i śpiewy z użyciem kastanietó
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W swojej kolejnej podróży Robert Makłowicz zawitał do Środkowej Dalmacji. Po najelegantszej z wysp Dalmacji, Hvarze, Robert Makłowicz porusza się często spotykanym tu pojazdem - skuterem. Hvarskie drogi nie są wcale takie złe, jak głosi legenda. Hvar, zwany w czasach Habsburgów austriacką Maderą, szczyci się najdłuższą w Chorwacji tradycją zorganizowanej turystyki, liczącą już 140 lat. To nie jedyne, poza wspaniałym klimatem, "naj" na koncie tej wyspy. Robert Makłowicz odwiedza wiejską gospodę, gdzie jada się wyłącznie najlepsze miejscowe produkty, degustuje wino i oliwę z miejscowej tłoczni, gotuje z szefami cenionych hvarskich restauracji. Poleca takie przysmaki jak ośmiornica z jajami, figi z szynką, czarne risotto z atramentem sepii oraz risotto z krewetkami.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W Środkowej Dalmacji wszystkie drogi prowadzą do Splitu, tam również wiedzie szlak Roberta Makłowicza - krakowskiego "dziennikarza kulinarnego". Miasto, którego historyczne centrum znajduje się dosłownie w antycznym pałacu Dioklecjana, w wyjątkowy sposób łączy współczesność z odwieczną tradycją Śródziemnomorza: grecką, rzymską i wenecką. Przewodnikami Roberta Makłowicza po kuchni stolicy Dalmacji są miejscowi restauratorzy. Ze specjałów, które wspólnie przyrządzają, warto polecić: carpaccio z tuńczyka z sałatką ziemniaczaną i morskimi algami zwanymi vlasulje, czyli peruki, oraz makaron penne po marynarsku.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Małkowicz podróżuje na Kubę. W tym odcinku zwiedza Hawanę. Monumentalny plac Rewolucji, którego budowę rozpoczęto jeszcze przed erą Castro, jest przeważnie pusty, tylko na skraju parkują żółte kuliste riksze motorowe. Kuba przestaje być krajem całkowicie zamkniętym. Jednym z symboli tych zmian są taksówki dla turystów. Robert wyrusza egzotyczną coco taxi do kipiącego życiem centrum miasta. Jedzie aleją Prado i zatrzymuje się pod Kapitolem. Poszczególne fragmenty miasta dobrze ilustrują historię całego kraju. Prado była niegdyś najelegantszą aleją stolicy. Dziś stoją tu zrujnowane pałace i podupadłe kamienice, a na ozdobnych balkonach suszy się pranie. Po rewolucji prywatną własność skasowano i wprowadzono przymusowy kwaterunek. Wiele z tych perełek popadło przez to w ruinę. Kubańczycy długo walczyli o wyzwolenie spod kolonialnej zwierzchności hiszpańskiej. Bohaterem tych walk był Jose Marti. Pod sam koniec XIX wieku w ten konflikt wmieszały się Stany Zjednoczone. Kuba formalnie stała się państwem niepodległym, a faktycznie była odtąd czymś w rodzaju amerykańskiej kolonii. Symbolem tamtych czasów jest zbudowany w latach 20. Kapitol, który wygląda identycznie jak gmach Kongresu w Waszyngtonie. W restauracji La Torre, która znajduje się na najwyższym piętrze wieżowca z widokiem na zatokę i całą Hawanę, Robert degustuje dwa dania: smażony filet z okonia morskiego z puree z batatów oraz koktajl z krewetek w stylu lat 50. Wieżowiec La Torre został zbudowany w roku 1957, w czasach zależności Kuby od USA. Tuż obok czeka stara Hawana, a w niej artyści, muzyka, domino, rumba i tłumy turystów. To głównie dla nich parzy się kawę w kawiarniach, leje się rum i piwo w ulicznych barach, smaży ryby i przyrządza staroświeckie koktajle z krewetek w restauracjach. Najważniejszy fragment starej Hawany to plac Katedralny. Ale podróż po Starówce należałoby rozpocząć od Plaza de Armas, czyli placu Broni, bo tu zaczyna się historia miasta. Założył je w 1515 r. hiszpański konkwistador Diego Velazquez, nie mylić z hiszpańskim malarzem o tym samym nazwisku. Najpierw było ulokowane na południowym wybrzeżu wyspy, dopiero potem przeniesiono je w dzisiejsze miejsce. Zaułek zwany Callejón de Hammel do lat 90. był tylko punktem na mapie Hawany. Wszystko zmieniło się za sprawą Salvadora Gonzaleza, który zaczął malować tutaj murale. Za nim zjawili się inni artyści. Dziś jest to miejsce bardzo snobistyczne i modne - kafejki, galerie i tłumy turystów, niemal codziennie. Domino to ulubiona gra nie tylko na Kubie, ale w całej Ameryce Łacińskiej. Grają w nią przeważnie mężczyźni, można ich spotkać niemal w każdej bramie. Ale są tu też inne rozrywki, np. rumba, którą tańczy się chociażby w kawiarni. Hawana jest fascynująca, ale warto także wybrać się za miasto, nad rzekę Bacunayagua, by zobaczyć najwyższy most na Kubie. Ta niezwykła konstrukcja ma 100 m wysokości. Spinając dwa brzegi rzeki, spina także dwie epoki w historii wyspy. Zaczęto go budować przed rewolucją, a ukończono już po niej. W tym niezwykłym miejscu pragnienie najlepiej ugasić drinkiem pina colada, który wspaniale smakuje, gdy pije się go z wydrążonego ananasa. Kiedyś w tej okolicy uprawiano kawę, ale przetrzebiono drzewa, a kawa lubi cień, więc już jej tu nie ma. Przyjeżdża się tu dla piękna pejzażu oraz z powodów florystycznych. Rosną tu bowiem wspaniałe orchidee. Dolina Vinales to jedno z najchętniej odwiedzanych miejsc na całej wyspie. To zasługa mogotes niezwykłych, starych zerodowanych gór. Na jednej ze skalnych ścian z inicjatywy samego Fidela powstał Mural Prehistorii. Danie odcinka Robert gotuje na tarasie Hotelu Los Jazmines. Jest to ryż z kurczakiem po kubańsku. Wieczorem krakowski podróżnik wraca do Hawany, by w klubie muzycznym przy bulwarze Malecón posłuchać legendarnej orkiestry Buena Vista So
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W swojej kolejnej podróży Robert Makłowicz zawitał do północnych Włoch. W symbolicznym początku i końcu Morza Śródziemnego Robert Makłowicz odnajduje liczne ślady Austro-Węgier, swojej ulubionej epoki i jej kuchni, łączącej w sobie tradycje wielu krajów i ludów. Kosmopolityczny Triest, przez wieki wolny port, urzeka swoimi kawiarniami i wiedeńską architekturą. W miasteczku Muggia po drugiej stronie zatoki podróżnik z Krakowa odkrywa ittiturismo - agroturystykę w wydaniu rybnym, wręcz rybackim! Położona tuż nad miastem górska wieś zaprasza do tradycyjnej prywatnej gospody. Propozycje kulinarne odcinka: spaghetti z sercówkami, zupa jota, langustynki alla busara, ryby z rusztu i fritto misto.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Z Hawany do Santiago de Cuba na drugim końcu wyspy jest prawie tysiąc kilometrów. Co robić, kiedy wichura uziemiła samoloty? Trzeba jechać autobusem. Tak zaczyna się podróż Roberta Makłowicza przez całą Kubę, po drogach lepszych i gorszych, z przystankami na napoje, przekąski, posiłki, podglądanie miejscowego życia i podziwianie krajobrazów. No i tankowanie paliwa! W latach 90. Kuba przeżyła wielki kryzys, kiedy rozpadł się Związek Sowiecki i skończyło się m. in. tanie paliwo. Dziś sprowadzają je z Wenezueli, ale nie za pieniądze, bo ich nie mają. Mają za to świetnie wykształconych lekarzy, więc odbywa się handel wymienny. Na postoju w prowincji Matanzas Robert oprowadza nas po parkingu rekreacyjnym. Jest tu wiele atrakcji: małe zoo, mały ogród botaniczny i dwa bary: koktajlowy i kawowy. Prowincja Matanzas słynie z upraw trzciny cukrowej, więc kawę podaje się tu z trzciną cukrową. Środek trzciny jest bardzo słodki, a kawa gorzka, trzcinę moczy się w kawie i wysysa. Na nocleg nasz podróżnik zatrzymuje się w kolonialnym mieście Camagüey w hotelu Gran. To stylowy budynek z przełomu XIX i XX wieku. Camagüey to trzecie co do wielkości miastem Kuby, a jego stara, kolonialna część, wpisana jest na listę UNESCO. Nie ma tu turystów, bo miasto nie leży nad morzem. Z Camagüey droga prowadzi do miasteczka Cascorro i bezimiennej wsi przy drodze, gdzie w gościnnym domostwie Robert gotuje arcykubańskie danie: arroz congris, czyli ryż z czarną fasolą. Po posiłku w sąsiednim obejściu podgląda ręczny wyrób kapeluszy z kory drzew. Bezkresne łany trzciny cukrowej to do dziś najbardziej charakterystyczny element krajobrazu na wyspie. Do początków XX w. była to praktycznie monokultura. Robert zwiedza plantację w miejscowości Iznaga. Wieża obserwacyjna góruje nad obszarem dawnej plantacji. Obok wielki dom jej właściciela i kramy na targu dla turystów. Dom przypomina pałacyk dawnych latyfundystów. Iznaga to zarazem nazwisko jednego z największych w swoim czasie producentów cukru na wyspie. Wieża obserwacyjna wygląda jak kościół. Wisiał na niej dzwon wzywający niewolników do pracy, a z górnej platformy można było ich obserwować. Dziś w miejscu dawnej katorgi jest targ rękodzieła. Przydrożna budka z pieczoną wieprzowiną. Czegoś takiego krakowski podróżnik na pewno nie ominie. W nagrodę dostaje tu kawał pieczonej szynki z pikantnym sosikiem. W szczerym polu betonowa konstrukcja z wielkim napisem Granma. To nazwa prowincji, która do 1976 r. nazywała się Oriente. Nowa nazwa została nadana na cześć łodzi, którą Fidel i jego towarzysze przypłynęli na Kubę z Meksyku w 1956 r. Tak się zaczęła rewolucja. U celu podróży na Roberta czeka jeszcze jedna nagroda: La Ronera, czyli słynna fabryka rumu - z degustacją, rzecz jasna. Rum pochodzi z Karaibów, jest znany od początku XVII wieku. Najpierw był podłej jakości; pili go niewolnicy z plantacji, żeby sobie osłodzić swój ciężki los. Prawdziwa kariera tego trunku zaczęła się w 1862 r. , kiedy pochodzący z Katalonii Facundo Bacardi Masó postanowił wprowadzić rum na salony. Jest noc. Robert na tarasie kawiarni z widokiem na światła Santiago degustuje trzy gatunki rumu: białego 3 - letniego, kolorowego 7 - latka anejo i starzonego 25 lat w beczce specjalnego rumu w kieliszku koniakowym. Warto było jechać do Santiago taki kawał drogi, nawet autobusem, bo tu mają najlepszy rum na świecie.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Bośnia i Hercegowina, jak sama nazwa wskazuje, składa się z dwóch części. Od 1992 r. - w wyniku rozpadu Jugosławii - jest suwerennym państwem. Droga z Sarajewa do Mostaru, biegnąca wzdłuż Neretwy, to jedna z piękniejszych tras w tej części Europy. Jest atrakcyjna także pod względem kulinarnym, bo ulokowały się przy niej restauracje serwujące pieczoną na rożnie jagnięcinę. Cel podróży, miasto Mostar, leży również nad Neretwą, której brzegi spina słynny XVI - wieczny Stary Most, starannie odbudowany po niedawnej wojnie domowej. Robert wspina się na szczyt mostu po stromej, schodkowej ulicy. Pierwszą przeprawą w tym miejscu był drewniany most łańcuchowy. Na obu brzegach stały baszty, w których siedzieli strażnicy zwani mostari. To przypuszczalnie od nich Mostar wziął swoją nazwę. Tę wspaniałą konstrukcję kazał wznieść sułtan Sulejman Wspaniały. Najwyższy fragment mostu dzieli od wody 21 m. Głębokość Neretwy pod nim to 6 metrów. Od najdawniejszych czasów ludzie skaczą z mostu do wody. Klub skoczków mostarskich ma siedzibę w baszcie przy wejściu do mostu. Latem za skok trzeba zapłacić 25 euro, w sezonie zimowym 50. Obok tarasu widokowego stoi piękna budowla. To meczet Koski, który ufundował Mehmet Pasza w 1618 r. Przed meczetem znajduje się szadrwan, czyli studnia fontanna, która służyła do rytualnego obmywania się przed modlitwą. Dziś meczet to nie tylko świątynia, ale też otwarte dla wszystkich muzeum. Wewnątrz znajduje się pamiątka związana z losami miasta pod panowaniem habsburskim. W 1910 r. podczas swojej wizyty w Mostarze cesarz Franciszek Józef podarował mieszkańcom wspaniały perski dywan, co poświadcza stosowna inskrypcja. Do 1992 r. w mieście stało 36 meczetów. Wszystkie zostały zniszczone w czasie wojny domowej. Dziś są odbudowywane. Na tarasie restauracji Kulluk z widokiem na minarety Robert zasiada do degustacji miejscowych dań. Na stole pojawia się nadziewana pleskawica i pita ziemniaczana, zwana krompiruszą - prosto z pieca. Jest to ciasto strudlowe, przekładane duszonymi w oleju ziemniakami z cebulą, doprawione tylko solą i pieprzem. W czarsziji - tak nazywa się stare tureckie miasto - Robert odwiedza dawny zamożny turecki dom z XVII wieku, z osobnymi pokojami dla pań i panów. Dziedziniec brukowany kamieniami ustawionymi na sztorc, bez zaprawy cementowej, więc woda wsiąka w ziemię. Fontanna symboliczna: 12 otworów, jak 12 miesięcy w roku, 4 ibryki, jak 4 strony świata i 3 kamienne kule, jak 3 fazy życia ludzkiego: narodziny, żywot i śmierć. Zachowała się też tradycyjna letnia kuchnia z paleniskiem i garnkami zawieszonymi na belce nad ogniem. Letnia kuchnia to osobny budynek. Z tarasu na piętrze widać typowe dla tych stron pokrycie dachu: nie dachówki z gliny, ale kamienne płytki. Zimą grzeją, latem chłodzą i są wodoodporne. W okolicy Mostaru leży wiele niedużych i bardzo ciekawych miejscowości. W jednej z nich o nazwie Blagaj - znajduje się klasztor medytacyjny islamskiego zakonu derwiszów. Derwisze, tańcząc wprowadzali się w trans. Kilka kilometrów dalej, w miejscowości Žitomislići jest inny klasztor - nieduży prawosławny monaster z małą cerkwią pod wezwaniem Zwiastowania NMP. Budowle pochodzą z XVI wieku. W czasie ostatniej wojny w Jugosławii to wszystko było zniszczone, ale zostało odbudowane i wygląda jak przed wiekami. Hercegowina jest winiarskim zagłębiem kraju, a winną stolicą regionu jest miasto Čitluk. Wina z Hercegowiny bardzo rzadko trafiają na nasze stoły. Robert omawia dwa główne miejscowe szczepy autochtoniczne: biały (żilavka) i czerwony (blattina). Bez wątpienia najbardziej znanym Polakom, choćby tylko ze słyszenia, miejscem w Bośni i Hercegowinie jest Medjugorje. Choć Watykan oficjalnie nie uznał tutejszych objawień maryjnych, co roku zjeżdżają tu miliony pielgrzymów z całego świata.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Starorzymską drogą Via Julia Augusta prowadzącą z Aquilei na północ, na tereny dzisiejszej naddunajskiej Austrii, Robert Makłowicz przemierza całą prowincję Friuli Wenecja Julijska. Na odcinku zaledwie 100 km między nadmorskim Grado a górskim Sauris niemal zupełnie zmienia się krajobraz, klimat i kuchnia. Zaczynając swoją podróż wśród adriatyckich ryb i mięczaków, krakowski smakosz kończy ją w Alpach Karnijskich, pośród wędzonych serów, szynek i boczków. Po drodze zwiedza friulańskie winnice, korzystając z intrygującej oferty drink and drive.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Hemingway mieszkał na Kubie ponad 30 lat. Wyjątkowo ukochał to miejsce, dlatego warto spojrzeć na nie jego oczami. Gdyby chcieć nakręcić film o wszystkich ulubionych knajpach Hemingwaya, byłby on wyjątkowo długi. Ale jest miejsce, które trzeba odwiedzić koniecznie - hawański bar El Floridita. Hemingway lubił pić wiele rzeczy, często bez umiaru, ale nie wszędzie pił wszystko. Tutaj pijał wyłącznie daiquiri; to on rozsławił ten koktajl. Co w nim jest? Kruszony lód, cukier trzcinowy, sok z limetki, likier maraschino z dalmatyńskich wiśni i biały rum. Spożywanie wielu koktajli bez uprzedniego zapewnienia sobie noclegu jest bardzo nierozważne. Wiedział o tym Hemingway i dlatego znalazł sobie kwaterę w hotelu Ambos Mundos. W słynnym pokoju 511 z widokiem na starą Hawanę mieszkał siedem lat. Dziś ten pokój to swoiste muzeum. Nie jest wynajmowany. Stoją tu sprzęty pisarza: m.in. łóżko i maszyna do pisania, której używał codziennie rano. Są telegramy z roku 1954 z gratulacjami z okazji przyznania nagrody Nobla. W hotelu Ambos Mundos, w kafeterii na dachu z widokiem na starą Hawanę, Robert gotuje filety rybne po kanclersku. Po sukcesie powieści "Komu bije dzwon" Hemingway kupił podmiejską posiadłość Finca Vigia. Dziś jest tu muzeum i ostatnia (sucha) przystań jego łodzi Pilar, którą wyruszał z pobliskiego portu Cojimar na połów marlinów. Czwarta żona Hemingwaya, Mary Welsh, kazała postawić obok domu wieżę, która miała być pracownią pisarza. Miał w niej wszystko, ale nie lubił tu pracować. Wkrótce wieżę objęło w posiadanie 57 hemingwayowskich kotów. Pisarz był nie tylko kociarzem, ale i psiarzem. Psów miał mniej, chował je w podpisanych mogiłach na przydomowym cmentarzyku. Rybacka wioska Cojmar znajduje się 20 km od Hawany. To miejsce też ma konotacje literackie i historyczne. Mieszkał tu i zmarł Gregorio Fuentes, wilk morski pochodzący z kanaryjskiej Lanzarote, przez wiele lat szyper i przyjaciel Hemingwaya. Był jego rówieśnikiem, a przeżył go o 40 lat. Był pierwowzorem postaci bohatera "Starego człowieka i morza". Fuentes do końca życia palił cygara, zmarł wieku 104 lat. Palenie to szkodliwy nałóg, ale na Kubie w prowincji Pinar del Rio rośnie najlepszy tytoń na świecie, z którego powstaje najsłynniejszy produkt eksportowy Kuby, cygara. Robert zwiedza plantację i suszarnię. Wszystkie najlepsze kubańskie cygara robi się ręcznie. Prywatni farmerzy, którzy uprawiają tytoń, muszą sprzedać państwu 90% plonów, 10% mogą zachować dla siebie. Do różnych cygar pasują różne dodatki - nie chodzi o oranżadę ani mleczny koktajl, ale odpowiedni gatunek kawy i rumu. W Starej Hawanie Robert odwiedza jeszcze jedno miejsce związane z Hemingwayem. Jest to Bodeguita del Medio. Tutaj pisarz pijał wyłącznie mojito. Podobno ten słynny koktajl właśnie tu się narodził. Mojito to kombinacja białego rumu, syropu z cukru trzcinowego, soku z limetek, gazowanej wody, świeżej mięty i lodu. Bodeguita to nie tylko bar, również restauracja, w której jadało wiele światowych sław. Robert degustuje tu jedno z najbardziej znanych kubańskich dań - ropa vieja, co po hiszpańsku znaczy stare łączy. Jest to pieczeniowa wołowina długo duszona. Do tego frytki batatowe i fasola z ryżem. W czasach hiszpańskich Hawana była otoczona murami obronnymi. Co wieczór salut armatni oznajmiał zamknięcie bram. Jednym z elementów fortyfikacji była twierdza La Cabana. Hemingway nie mógł tu przyjść na spacer, bo w czasach Batisty było tu więzienie. Przejęli je potem komuniści. Che Guevara był jego naczelnikiem, uśmiercił tu 3 tys. ludzi. Dzisiaj to atrakcja turystyczna. Ostatnimi laty przywrócono tradycję z czasów hiszpańskich. Każdego wieczoru z murów La Cabani oddawany jest armatni salut, chociaż bram Hawany nikt już dziś nie zamyka. Na zakończenie fascynującej tury tropem Hemingwaya cofnijmy się w czasie o ki
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Udine, Gradisca d’Isonzo, San Daniele, Cividale del Friuli, Monte San Michele, Gorizia - oto niektóre etapy na szlaku trzeciej podróży Roberta Makłowicza po północno-wschodnich Włoszech. Na tych terenach, gdzie wciąż pełno śladów dawnego panowania Rzymian, Longobardów, Wenecjan i Habsburgów, jada się trochę inaczej niż w Lazio czy Toskanii. Kiełbaski z polentą i wędzonym serem, frico, czyli ziemniaczany placek z serem montasio, mlinci z pieca, czyli kluski z mąki gryczanej i lody z oliwą, wreszcie kiełbasa musetto ze świńskiego ryja - oto kilka przykładów friulańskiej odmienności i oryginalności kulinarnej. Do tego wina z Carso i Collio czy grappa jednoodmianowa z górnej półki.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza okolice Sierra Maestra. W tych górach Fidel Castro wraz ze swoimi towarzyszami ukrywał się przez blisko trzy lata, żeby potem zdobyć całą wyspę. Kubańczycy bardzo długo nie uprawiali kawy, woleli zakładać intratne plantacje trzciny cukrowej. Do kawy przekonali się dopiero pod koniec XVIII wieku, kiedy na pobliskiej wyspie Haiti wybuchło powstanie czarnych niewolników. Dziś Kuba to raczej kawowe muzeum. Plantacje, które tu się spotyka, to tylko kropla w światowej filiżance kawy. Jedna z plantacji znajduje się w La Isabelica. Jest tu także domowa palarnia, gdzie można podejrzeć tradycyjny proces palenia i przygotowywania kawy. Wysuszone na kamieniu ziarna są w moździerzu pozbawiane łupin, potem są palone nad żywym ogniem, po czym znów wracają do moździerza, jak do młynka. Po takiej obróbce kawa jest już gotowa do zaparzenia. Robert próbuje naparu zaparzonego w domowej konstrukcji ekspresie. Serrano, Turquino i Cubita to trzy najsłynniejsze kubańskie odmiany kawy. W Sierra Maestra, na punkcie widokowym, Robert gotuje danie odcinka: chilindrón de carnero serrano a la cubana. Carnero albo też cordero to mięso jagnięce albo młode baranie. Kolejny etap szlaku bojowego to XVI - wieczne miasto Santiago de Cuba, założone na początku XVI wieku przez hiszpańskiego konkwistadora. W Santiago Fidel i jego towarzysze bez powodzenia szturmowali koszary Moncada, zamienione dziś na szkołę. Szturm miał miejsce 26 lipca 1953 roku, w dniu św. Jakuba, patrona miasta. Tę datę wybrali rewolucjoniści, bo wiedzieli, że policja będzie zajęta ochroną uczestników zabawy. Atak był nieudany: wielu zginęło, Fidel trafił do więzienia, potem na emigrację. Po trzech latach wrócił na Kubę. To był początek końca ery Batisty. Historyczne jądro Santiago to plac Cespedesa, bohatera walk narodowo - wyzwoleńczych. Na tym niewielkim placu widać złożoność miejscowych dziejów. Zachował się dom z początków XVI wieku. Mieszkał w nim Diego Velazquez (nie mylić ze słynnym malarzem), który założył główne miasta na Kubie. Najważniejsza budowla na placu to przepiękny ratusz z kolonialnych hiszpańskich czasów, ale z komunistyczną gwiazdą na frontonie. W roku 1959 z ratuszowego balkonu Fidel Castro ogłosił zwycięstwo rewolucji. Santiago to bez wątpienia muzyczna stolica całej wyspy. Stąd płyną dźwiękowe fluidy na całą Kubę. Na miejscowym cmentarzu spoczywa Compay Segundo, podpora orkiestry Buena Vista Social Club, stąd pochodzili członkowie słynnego Tria Matamoros. A do literatury najlepiej nawiązać w kawiarni hotelu Casa Granda, w której siadywał Graham Greene. Ten hotel umieścił potem w powieści "Nasz człowiek w Hawanie". O tym wszystkim Robert opowiada ze szklaneczką słynnego drinku cuba libre. Przy czym amerykańską colę zastępuje się tu colą miejscową. Cuba libre to jeden z trzech najważniejszych miejscowych koktajli. Kolejne miasta na walecznym szlaku to Baiamo, gdzie narodził się kubański hymn narodowy, i Trinidad, kolonialna perełka z czasów konkwistadorów. Trinidad zostało uznane przez UNESCO za najlepiej zachowane kolonialne miasto w całej Ameryce Łacińskiej. Diego Velazquez słał umyślnych ze swojego domu w Santiago do Trinidadu, bo tutaj mieszkał jego podwładny, Hernan Cortes. Chciał on zorganizować wyprawę do Meksyku, czemu Velazquez był przeciwny. Cortes dopiął swego, Meksyk został podbity dla królestwa Hiszpanii. Po tych bojowych historiach koniecznie trzeba coś zjeść, najlepiej w prywatnej restauracji. Tutejsi restauratorzy nie mają pieniędzy na budowanie osobnych lokali, więc urządzają restauracje we własnych domach. Idąc do stolika, mija się sypialnię, a jada się np. na domowym patio. Robert wybiera Restaurante Paladar Malibran. Część barowa poświęcona jest Beny’emu More; był to najsłynniejszy kubański pieśniarz, taki tutejszy Carlos Gardel. Szef kuchni, pan A
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Siódma już podróż Roberta Makłowicza z nowego cyklu łączącego kulinaria z historią i kulturą odwiedzanych regionów. Przez sześć tygodni znany dziennikarz podróżuje po Izraelu, odwiedza różne miejsca w tym kraju. W Niedzielę Palmową znajdzie się w Jerozolimie, w Wielkanoc powędruje śladami wydarzeń opisanych w Biblii. Dotrze też do Tel-Awiwu, nad Morze Czerwone i Morze Martwe. Po trzech godzinach lotu podróżnik z Krakowa ląduje nad Morzem Czerwonym. W najdalej na południe wysuniętym punkcie Izraela, przy granicy z Egiptem i Jordanią, turystów złaknionych lata w zimie wabi kurort Ejlat. Robert Makłowicz zwiedza miasto i jego plaże, a w pobliskim delfinarium proponuje coś z menu butlonosów - rybę w ostrym sosie. Po wizycie w podmorskim obserwatorium, z którego można podglądać życie na rafie koralowej, czas na podróż przez pustynię na wielbłądzie i pieczenie placków pita nad ogniskiem w oazie. Na koniec dnia, w ruinach starożytnego miasta Nabatejczyków Robert przyrządza sałatkę z awokado z pastą sezamową i jogurtem.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Na "wyspie jak wulkan gorącej" pięknych piaszczystych plaż jest chyba nie mniej niż basenów hotelowych. Hoteli zaś najwięcej jest na północnym wybrzeżu. Tutaj skupia się większość hotelowego i plażowego życia. Piasek na plażach jest tak drobny i biały jak pszenna mąka. Tutejsze hotele to raczej tzw. resorty, czyli ogromne ośrodki wielkością zbliżone do Andorry czy San Marino. Robert wybiera się w rejs łodzią motorową. Popłynąć można we wszystkich kierunkach, byle nie na Florydę. Kuba leży 40 km od Bahamów i 120 km od Florydy. Ucieczki morskie to najnowsza historia Kuby. Ludzie podejmują takie próby od lat 60. Często tragiczne. Nie uciekają raczej na motorówkach, ale na tratwach zbitych z byle czego. Łodzie wynajmuje się w jeszcze jednym celu: do połowu marlinów. To był ulubiony sport Ernesta Hemingwaya. Woda tutaj ma kolor lazurowy i jest tak krystaliczna, że widać rafę koralową. A co dopiero jak się zanurkuje. Łódź Roberta cumuje w zatoce Buena Vista. Plaża jest pusta i dobrze utrzymana. Na pomoście prowadzącym do altany na wodzie Robert przyrządza karaibski przysmak: enchilado de camarones, czyli krewetki w sosie. W latach 90. , po upadku bloku wschodniego, kubański rząd szukał dewiz i zaczął inwestować w turystykę. Wybudowano wtedy imponującą groblę, którą nazwano Cayo Santa Maria. Nie można jednak tu przyjechać ot tak sobie. Na grobli stoją posterunki, żeby tu wjechać, trzeba mieć meldunek hotelowy. Najsłynniejsze kubańskie miejsca plażowe znajdują się na półwyspie Varadero. Wiekszość hoteli działa tu w systemie "all - inclusive", zatem kelner poda wszystko, nawet śniadanie w altanie na plaży. Kolejna atrakcja to rejs katamaranem po otwartym morzu. Trzeba zabrać ze sobą paszporty, bo choć pozostajemy na wodach terytorialnych Kuby, to można się spodziewać kontroli. Cel wyprawy to delfinarium, które znajduje się na środku zatoki. Po spotkaniu z delfinami pora na posiłek. W kabinie katamaranu czeka na Roberta stół zastawiony owocami morza. Są krewetki duszone w maśle z pietruszką i czosnkiem, ryba panierowana w cieście i ogon langusty. Varadero swoją pozycję słynnego kurortu zawdzięcza jednemu człowiekowi. W latach 20. amerykański miliarder Irene Dupont kupił tu 200 hektarów gruntu i 8 km plaż. Swoją rezydencję Dupont nazwał Xanadu, na cześć legendarnej stolicy mongolskich chanów. Dzisiaj każdy może wypić mojito w wykwintnym barze pana Duponta. Po rewolucji, 12 grudnia 1963 r. , skonfiskowaną rezydencję otwarto jako państwowy hotel. Uroczystość uświetniła Walentina Tiereszkowa. Tego samego dnia w Stanach Irene Dupont oddał ducha Bogu. Związki Varadero z kosmosem nie ograniczają się do jednej wizyty Tiereszkowej. W latach 70. wybudowano tu Dom Kosmonautów, dla tych, którzy wrócili z międzygwiezdnych podróży. Słońce nad Varadero zaszło błyskawicznie, jak to na Karaibach. Na kolację Robert wybrał restaurację bufetową. Jest tu wszystko. Dania z całego świata - od smażonych na płycie miejscowych camarones, czyli surowych krewetek, po pieczeń wieprzową. Robert wybiera dania wybitnie kubańskie i mało dietetyczne: ryż z fasolą, placki z zielonych bananów i prosię z chrupiącą skórką.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Górująca nad supersłonym morzem i Pustynią Judzką starożytna twierdza Masada to dla Izraelczyków miejsce wyjątkowe: symbol niezłomnej walki i poświęcenia w imię wolności. Z czasów antycznych jeden krok do współczesności - położony obok kibuc Ein Gedi jest wzorcowym przykładem udanego zagospodarowania pustynnych nieużytków przez izraelskich osadników. Po obowiązkowej, ozdrowieńczej kąpieli w Morzu Martwym Robert Makłowicz łączy siły z szefem kuchni miejscowego hotelu: wspólnie przyrządzają kebab - danie często opacznie nazywane i podawane w Polsce. Z kolei rajd terenowym autem to okazja do kolejnego gotowania na środku Pustyni Judzkiej: Robert Makłowicz przyrządza tam sałatkę z kaszy bulgur z jarzynami i miętą.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Andaluzyjskie miasto Kordoba słynie ze wspaniałych zabytków i niemożebnego upału. Przez 5 miesięcy w roku temperatura może tu przekraczać 40 stopni C w cieniu. Turysta odnajdzie tutaj tropy rzymskie, arabskie, wizygockiei chrześcijańskie. Splendor starego miasta zapowiada już wiodący do niego rzymski most (Puente Romano) ponad Gwadalkiwirem, najważniejszą rzeką Andaluzji. Przez 2 tysiące lat była to jedyna stała przeprawa spinająca brzegi rzeki. Łacińska nazwa Gwadalkiwiru to Betis, a cała rzymska prowincja w granicach dzisiejszej Andaluzji nazywała się Baetica. Rzymianie władali jednak ziemią niemal jałową, spaloną słońcem. Dopiero Arabowie zmienili ją w żyzny spichlerz dzięki systemom nawadniania i melioracji, wykorzystywanym do dzisiaj. Kalifat Kordobański to cały czas arabski sen o potędze; nigdy wcześniej ani później Arabowie nie osiągnęli takiego poziomu rozwoju ekonomicznego i kulturalnego. W Kordobie jest już wieczór, wreszcie się ochłodziło. Czas na pierwszy posiłek. Robert wybiera arabską restaurację pod murami katedry. W menu: zupa harira, na jagnięcinie, z ciecierzycą - jak u króla Maroka. A do picia arabska miętowa herbata, doskonale gasząca pragnienie. Na północ od Kordoby ciągnie się łańcuch górski Sierra Morena. Krajobraz typowy dla wnętrza Hiszpanii - puste połacie. Ale i w tej pustce można odnaleźć rzeczy godne uwagi. U podnóża gór rosną kilkusetletnie dęby. Dęby rodzą żołędzie, a żołędzie to świński przysmak. Tutejsze świnie rasy Cerdo Ibrico to skarb Półwyspu Iberyjskiego. Nie są hodowanew chlewie, ale żyją wolno, na wielkich przestrzeniach. Rasa Cerdo ibrico to krzyżówka dzika ze świnią europejską oraz śródziemnomorską. Sierra de Los Pedroches to przedgórze łańcucha górskiego Sierra Morena. W niewielkiej domowej gospodzie Robert zatrzymuje się na poczęstunek. Kamienny stół na podwórku domostwa, a na nim wyłącznie domowe produkty: marynowane oliwki, owczy ser, białe wino utoczone z kadzi i wędliny, wśród nich szynka jamón serrano z apelacji Los Pedroches. W tutejszych rozległych dębowych lasach żyją też dzikie zwierzęta: jelenie, dziki, czy też dzikie króliki. I właśnie z królika Robert przyrządza danie główne. Jest to conejo en salsa de almendras, czyli królik w sosie z migdałami. W miasteczku Anora Robert zwiedza suszarnię szynek. Na piętrowych stojakach wiszą dojrzewające szynki jamón ibrico. Degustacja odbywa się na miejscu, w sklepie. Pani w czerwonym fartuchu kroi ręcznie szynkę na specjalnym stojaku. Plasterki wyglądają niezwykle kusząco i elegancko. La Mezquita, La Judera - tych miejsc w Kordobie nie wolno ominąć. Trzeba też zajrzeć na ozdobne dziedzińce domów biorących udział w konkursie na najpiękniejsze patio. Wspomniana La Mezquita, czyli Wielki Meczet, jest najwspanialszym zabytkiem Kordoby. Pochodząca z VIII w. budowla była wielokrotnie przebudowywana. Najpierw była tu wizygocka wczesnochrześcijańska świątynia, którą Maurowie przekształcili w ogromny meczet. Dziś jest tu chrześcijańska katedra, chluba i duma całej Hiszpanii. Zaś La Judera to dawna dzielnica żydowska. Jest tu wiele restauracji, których jadłospis często wynika z klimatu. Latem w całej Andaluzji ludzie jedzą chłodnik jarzynowy gazpacho. W Kordobie mają jego własną wersję, to salmorejo z dodatkiem jajek na twardo gotowanych z sokiem z buraków i szynki jamón serrano pokrojonej w kosteczki. Ważnym punktem na mapie Kordoby jest targ gastronomiczny Mercado Victoria. Generalnie można wyróżnić dwa rodzaje targów: takie, na których kupuje się półprodukty i takie, gdzie można dostać gotowe jedzenie. W Hiszpanii ten drugi rodzaj jest coraz bardziej popularny. Mercado Victoria w Kordobie wieczorem zamienia się w gigantyczną restaurację z przeróżną ofertą. Mamy tu np. bogaty wybór tapas: ser manchego produkowany z owczego mleka; ziemniaki duszone w
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Jerozolima ze Ścianą Płaczu i Wzgórzem Świątynnym to w Izraelu obowiązkowy punkt zwiedzania. Stare Miasto i jego cztery kwartały: żydowski, chrześcijański, ormiański i muzułmański to z kolei podróż przez różne światy kulturowe i kulinarne w obrębie otomańskich murów obronnych. Robert Makłowicz zaprasza do wspólnego gotowania szefa jerozolimskiej restauracji, znawcę biblijnych ziół. Efektem tej współpracy są figi nadziewane piersią z kurczaka. W podmiejskim miasteczku Abu Gosh, zamieszkanym głównie przez Arabów i słynącym ze znakomitego humusu, smakosz z Krakowa bierze udział w produkcji tego bliskowschodniego specjału robionego z ciecierzycy i pasty sezamowej z dodatkiem ziół i przypraw.
Czas trwania: 24min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Na mapie podróży Roberta Makłowicza śladami Biblii pojawiają się nazwy takich miejsc i miejscowości, jak: Góra Oliwna, góra Syjon, Droga Krzyżowa, Bazylika Grobu Świętego, Cezarea Maritima, Kana Galilejska, góra Tabor czy Nazaret. Wiele z nich wygląda dziś całkiem prozaicznie, można jednak poczuć w nich tchnienie biblijnej historii. W karcie dań odcinka pozycje z czasów biblijnych: między innymi majadarra, czyli pilaw z soczewicą, ryba piotrosz przyrządzana nad Jeziorem Galilejskim i wyjątkowo słodkie pyszności z nazarejskiej cukierni.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Był rok 896 po Chrystusie, kiedy wycieńczone długą wędrówką spod południowych stoków Uralu plemiona madziarskie zjawiły się w dorzeczu Cisy i Dunaju. Taki był początek państwa węgierskiego. Jego 1000-lecie hucznie świętowano w Budapeszcie pod koniec XIX wieku. Dzisiaj pójdziemy rocznicowym szlakiem. Z okazji Millenium rozpisano konkurs na nowy gmach parlamentu. Zwycięski projekt wzorowany był na Pałacu Westminsterskim w Londynie. Pod względem wielkości gmachu węgierski parlament jest jednym z największych na świecie. Gdyby dziś Węgrzy zbudowali coś takiego, uznano by to za megalomanię. Ale w roku 1867 Węgry stały się częścią Austro-Węgier, jednego z najważniejszych imperiów ówczesnego świata. Z okazji tak ważnej rocznicy wzniesiono w Budapeszcie wiele innych gmachów, nie tylko parlament. Każda dzielnica otrzymała nową halę targową. Tę w Peszcie projektował sam Gustaw Eiffel. Nitowana konstrukcja przypominająca wieżę Eiffla czy Dworzec Nyugati, tu w Budapeszcie ma trzy poziomy: na dole ryby, na piętrze bary i restauracje, a madziarskie dobra spożywcze na parterze. Krytyk kulinarny z Krakowa zwraca też uwagę na takie drobiazgi jak np. sznury suszonych czuszek, rzędy butelek wina tokajskiego, gęsie skwarki, gęsi smalec, kacze i gęsie wątróbki foie - gras. Kolejny punkt milenijnego szlaku to rejs statkiem wycieczkowym po Dunaju. Podczas rejsu Robert przyrządza danie odcinka, jest to pörkölt, czyli gulasz z wieprzowiny z papryką. Po zejściu na ląd Robert udaje się do dzielnicy żydowskiej, która znajduje się w kwartale ulic Andrassy, Karoly, Rakoczi i Erszebet. W Budapeszcie żyje dziś prawie 100 - tysięczna żydowska diaspora. Wielka Synagoga zbudowana w stylu mauretańskim jest trzecia pod względem wielkości w świecie. Przed synagogą stoi Pomnik Ofiar Holokaustu w kształcie wierzby płaczącej. W całej żydowskiej dzielnicy działa ponad 20 synagog, a licząc z tymi urządzonymi w prywatnych mieszkaniach - ponad 30. A skoro są synagogi, to są i koszerne restauracje. Jedna z nich nazywa się Carmel. Robert zamówił tu rosół z knedlami z macy i czulent wołowy, a do tego humus plus koszerna palinka. Z restauracji Robert udaje się na Szimpla Market. To artystowski żydowski targ zainstalowany w dawnym pustostanie przy Kazinczy utca. Dobre rzeczy do jedzenia: sery, kanapki, wędliny i madziarskie czarne trufle sprzedają tu wyłącznie ich producenci. Jest też kino wyświetlające filmy z lat 60. Metro to kolejna ważna inwestycja millenijna. Pierwszą linię otwarto już w roku 1896. Dzisiaj to linia żółta. A zaszczytu inauguracji dostąpił oczywiście cesarz Franciszek Józef z małżonką, cesarzową Sissi. Najstarszym metrem w Europie jest podziemna kolej w Londynie. To w Budapeszcie plasuje się na drugim miejscu. Jadąc tą linią, można dotrzeć do następnej atrakcji na millenijnym szlaku, do placu Bohaterów. Na płycie placu stoi monumentalny Pomnik Tysiąclecia. Pod koniec XIX wieku miasto jeszcze tutaj nie sięgało. Po co więc linię metra doprowadzono tak daleko? Bo tutaj, na dawnym przedmieściu, urządzono wielką wystawę millenijną. Miał to być przegląd dorobku państwa węgierskiego. Plac Limanowej jest zdecydowanie mniej reprezentacyjny niż plac Bohaterów, ale za to bardzo bliski tym Madziarom, którzy interesują się historią. W grudniu 1914 r. na wzgórzu Jabłoniec nad Limanową miał miejsce historyczny bój między wojskami austro-węgierskimi a rosyjskimi. Gdyby nie to węgierskie Monte Cassino, na tych ziemiach już wtedy zaczęłyby dymić samowary. Ostatni etap milenijnego szlaku to wizyta u słynnego Gundela, kulinarnej wizytówki Budapesztu. Ten adres znali dobrze smakosze już w XIX wieku. Miejsce to stworzył Karoly Gundel, najsłynniejszy kucharz węgierski. Na czym polegał jego fenomen? Prostą, często pasterską kuchnię madziarską podniósł do rangi sztuki. Tymczasem Robert zasiada już do stol
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Wyprawa przez magiczny Lewant zaczyna się na północnym wybrzeżu Izraela przy granicy z Libanem. Miejsce to znane jest z niezwykłych skalnych grot wyrzeźbionych przez morskie fale. Stąd lewantyński szlak wiedzie przez Akkę - port krzyżowców i ich ostatnią twierdzę. Na jej dziedzińcu gospodarz programu gotuje falafel - popularne w całym regionie danie z mielonej ciecierzycy i ziół. Po wielu zakrętach historii dziś w Akce znów dominuje żywioł arabski, co widać wyraźnie na miejskim targu. Kolejne przystanki na trasie podróży to bajecznie położona nadmorska Hajfa i podmiejski park agroturystyczny, gdzie Robert Makłowicz i jego izraelski przewodnik gotują wojskowe danie z warzyw i jajek o nazwie szakszuka.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Na północ od stolicy Węgier najdłuższa rzeka zachodniej Europy tworzy malownicze zakole. Dunajski brzeg w tej okolicy zdobią takie perły jak kameralne miasteczko Szentendre, wyniosły Wyszehrad czy monumentalny Ostrzyhom. Historia Szentendre związana jest z historią Serbii. Po przegranej bitwie na Kosowym Polu w XIV wieku Serbowie uciekali przed ekspansją turecką. Dotarli aż tutaj i założyli Szentendre. Dziś już ich nie ma, ale zostały po nich pamiątki. Jak np. krzyż postawiony z radości, że miasto ominęła epidemia dżumy. W historycznym Szentendre w barze pod drzewami Robert ma okazję spróbować klasycznych langoszy, najbardziej typowych węgierskich placków. Ich receptura jest bardzo stara. Najpierw były to podpłomyki z zaczynu chlebowego, pieczone w piecu. Później do ciasta zaczęto dodawać starte ziemniaki, a placki smażono w głębokim tłuszczu. Ot, taka madziarska pizza! Dla nieznających języka węgierskiego ciekawostką będzie zapewne, że Szentendre to po polsku święty Andrzej. Chodzi o św. Andrzeja apostoła, który był rybakiem. Jakże logiczny patron dla miasteczka, którego mieszkańcy nie tylko produkowali wino, ale i łowili ryby. Kolejnym odwiedzanym miejscem w Szentendre jest restauracja Rab Rabi. W sali z bogatym wystrojem historycznym Robert degustuje zupę rybną podawaną w kociołku. Rab Rabi to postać z powieści historycznej Móra Jókaia i nazwa tego lokalu. Jókaiowi dedykowana jest w kuchni węgierskiej słynna zupa bableves - fasolowa na wędzonym boczku. Robert woli jednak zupę rybną halaszle, w wersji korhely, czyli z kwaśną śmietaną. Gdy je się taką zupę rybną, w Szentendre z radości biją w dzwony. Węgry są prawdziwą marcepanową potęgą, a zawdzięczają tę swoją mocną pozycję cukierniczemu wizjonerowi, jakim był pochodzący z Szentendre Karoly Szabó. Jego tradycje kontynuuje do dziś mistrz Karoly Szamos. Marcepanowe dzieła można podziwiać w Muzeum Marcepanu. W sali na piętrze są figury marcepanowe na różne okazje: Michael Jackson o wadze 62 kg, gmach parlamentu w Budapeszcie, cesarzowa Sissi z Franciszkiem Józefem i ostatnia para cesarska Austro-Węgier, Zyta i Karol. Skanseny można znaleźć na całym świecie, ale Węgrzy szczególnie kochają swoją rustykalność. W Szentendre Robert ogląda zagrodę z okolic Györ, z tzw. Małej Niziny Węgierskiej. Jest tu kuchnia, klepisko przed piecem zamiatane miotłą kukurydzianą, ozdobna ceramika na gzymsie. I jest gospodyni, która wyrabia kluseczki fryzowane do rosołu. Robert też się udziela, wyjmując z pieca gotowe pszenne bułeczki. Węgrzy, zwłaszcza na wsiach, jedzą niemal wyłącznie białe pieczywo z pszennej mąki. Za nic nie chcą się przerzucić na zdrowsze: ciemne, żytnie. W pobliskim pałacu Gödöllo Robert spotyka jak żywą cesarzową Sissi. W pałacowej sali jest dziś stylowa kawiarnia. Podają w niej ulubione smakołyki cesarzowej. Ale na porządny posiłek należy udać się do czardy. W miejscowości Domonyvölgy, w stadninie braci Lazarów, można obejrzeć - oprócz koni - węgierskie szare bydło i świnie rasy mangalica. W takim miejscu Robert nie proponuje jednak widzom tatara z koniny, lecz przywołując serbskie tradycje kulinarne, zaprasza na rac ponty, czyli zapiekanego karpia. Karp zapieczony w brytfannie, ozdobiony grzebieniami z wędzonej słoniny wygląda wspaniale. Kiedy danie jest gotowe, trzeba je jeszcze oprószyć słodką papryką. Dunaj wije się najbardziej malowniczo pod miastem Esztergom, po naszemu Ostrzyhom. Leżące na wzgórzu miasto jest jednym z najstarszych na Węgrzech. Dla Madziarów to święte miejsce, ich pierwsza stolica. Tutaj był ochrzczony i koronowany św. Stefan. Według niektórych źródeł chrztu św. Stefanowi udzielił św. Wojciech, patron katedry w Ostrzyhomiu, największej i najważniejszej świątyni katolickiej na Węgrzech. Kolejnym odwiedzanym miastem jest Visegrad, czyli zamek na wzgórzu. Polsk
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Miasto Trebinje leżące w Republice Serbskiej rzadko bywa odwiedzane przez polskich turystów, a jest tu co podziwiać: centralny plac targowy ocieniony 100-letnimi platanami, sielska rzeka Trebisznica, zabytkowy most zbudowany przez osmańskiego paszę, fragment dawnej tureckiej dzielnicy oraz święta dla Serbów cerkiew pod wezwaniem Bogurodzicy, malowniczo położona na wzgórzu. Kulinarną wizytówką miasta, obok kawiarni, są piekarnie. Ale tutaj nie tylko kupuje się w nich bułki, również się w nich jada. Robert przygląda się, jak piekarz wyjmuje z pieca gotową pitę, po czym już na zewnątrz zabiera się do degustacji. Próbuje trzech rodzajów pity, gustownie zapakowanych w papierowe torebki. Wszędzie tam na Bałkanach, gdzie dotarli Turcy albo w pobliżu tych regionów, robi się pitę albo burka. Jest to ciasto strudlowe, czyli filo, ale ma różne kształty i nadzienia. Burek nadziewany jest wyłącznie mięsem, zaś zeljanica, wypiekana w części kontynentalnej Bałkanów, ma nadzienie szpinakowe, choć tutaj, w klimacie śródziemnomorskim, jest to liść buraka. I jest jeszcze pita z serem podobnym do fety. Główny plac miasta to eleganckie corso. W środy i soboty odbywa się tu targ, a sprzedaje się produkty wytwarzane lub uprawiane wyłącznie w okolicznych gospodarstwach, a więc oliwę, ser kripavac z mleka krowiego i koziego, wędliny, np. szynkę z kozy, i oczywiście warzywa: szpinak, buraki, groszek, a nawet pokrzywy na zupę. Stoisko z serami zachwyca mnogością gatunków. Robert skupia się na jednym, który można spotkać tylko w Hercegowinie. Jest to ser z miecha, czyli ze skórzanego worka. To serowe cudo ma niezwykle intensywny smak. Wystarczy przejść kilka kroków znad kawki pitej w niemal prowansalskiej atmosferze pod platanami, by znaleźć się w innym świecie - w czarsziji, starej tureckiej dzielnicy handlowej. W dawnej szkole oficerskiej mieści się dzisiaj Muzeum Hercegowiny. Muzeum ilustruje życie w regionie na przełomie XIX i XX wieku. Robert odwiedza również niewielkie miejscowości leżące pod miastem. W Mosko jest gościem restauracji Konak. Używane tu sprzęty są identyczne jak te w muzeum. Na rożnie nad paleniskiem piecze się jagnię. Obok pod żarem z węgla drzewnego znajduje się kopuła. Pod żelazną pokrywą piecze się cielęcina razem z ziemniakami. Robert zasiada do degustacji. Przed nim zestaw miejscowych przekąsek: placek z serem kripavac, utipci, czyli pączki na słono i mamałyga z serem. Danie odcinka Robert gotuje nad brzegiem rzeki, obok koła łopatkowego. Jest to pstrąg w mące kukurydzianej z grochem poljak, w sosie na bazie białego wina. W nieodległym Klobuku Robert odwiedza plan filmowy, który zorganizowano u wylotu tunelu kolejowego. Ani stacja, ani tunel, ani tory nie są autentyczne. Wybudowano je na potrzeby nowego filmu Emira Kusturicy, w którym gra Monika Bellucci. W tej samej okolicy Robert odnajduje winnicę cesarską, która w czasach Austro - Węgier produkowała z białych gron odmiany wina żilawka wysyłanego na wiedeński dwór. O jakości tego wina przesądza tutejsza gleba - wulkaniczny tuf. Degustacja wina odbywa się w winotece Vukoje - na tarasie widokowym na dachu budynku. Do wina podano miejscowe danie: risotto z kapustą ratan i koźlęciną.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Swoją podróż po Tel Awiwie Robert Makłowicz zaczyna od Jaffy, starożytnego portu znanego już 4 tysiące lat temu, a dziś stanowiącego część miasta. Historia samego Tel Awiwu liczy zaledwie 100 lat; czuje się tu europejską nowoczesność, którą jako pierwsi przywieźli ze sobą imigranci z Niemiec, Polski, Czech i Węgier już w latach 30. XX wieku. O dzisiejszym Izraelu, jego kulturze i kuchni mówią w programie: znany również w Polsce pisarz Etgar Keret, czołowa postać muzycznej sceny ethno Yair Dalal oraz córki Józefa Baua, żydowskiego grafika urodzonego i wykształconego w Krakowie. Na telawiwskim stole Roberta Makłowicza znajdą się: barwena w sosie pomarańczowym, falafel, szawarma, 3 rodzaje zup pochodzenia jemeńskiego oraz wątróbka z cebulą i ziemniakami puree.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Panorama obu brzegów Dunaju z Góry Gellerta pięknie obrazuje genezę miasta, utworzonego z górzystej Budy i nizinnego, płaskiego Pesztu. Jeśli chcemy zwiedzać Budapeszt chronologicznie, tak jak powstawała tkanka miejska, trzeba zacząć od Budy. Peszt jest płaski, jego dzisiejszy kształt to XIX wiek. Buda zaś jest średniowieczna. Dzięki położeniu na wzgórzach omijały ją powodzie. Z dawnych murów obronnych, z imponującą Basztą Rybacką, rozciąga się widok na kolorowe dachówki kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Budziańskiej, zwanego kościołem Macieja Korwina. Gdy jego ojciec, Jan Hunyady, w 1456 r. odniósł zwycięstwo nad Turkami pod Belgradem, z wieży kościelnej w południe uderzono w dzwony. Ten zwyczaj przyjął się w całej chrześcijańskiej Europie. W Budzie Robert odwiedza restaurację Josefa Bocka, zasłużonego winiarza z Villanyi nad granicą chorwacką. Pan Bock jakiś czas temu otworzył w Peszcie bistro. Odniosło sukces, więc otworzył jego filię w Budzie. W każdą sobotę robią tu tradycyjną zupę rybną z karpia - ponty halaszle. Josef Bock odmłodził tradycyjną węgierską kuchnię. Oprócz zupy Robert degustuje trzy inne dania podane jako przystawki. Pierwsze z nich to tarhonya z żołądkami drobiowymi. Tarhonya to węgierski makaron podobny do naszych zacierek. Dwa pozostałe dania to foie gras z wędzonym węgorzem i grasica jagnięca. Dodatkowo szef kuchni przynosi pieczoną koźlinę i kabaczka duszonego po madziarsku. Pan Bock ma też wielki wybór win - ze wszystkich okręgów winiarskich Węgier. Na promenadzie w Varkert Bazar Robert gotuje danie odcinka: paprykarz z suma z łazankami z serem. Varkert Bazar to ogrody pod zamkiem królewskim w Budzie, skąd rozciąga się piękny widok na Dunaj. Dawniej odbywał się tu handel. Potem w dzisiejszych ogrodach urządzano zabawy ludowe. Pobyt w Budzie kończy wizyta w słynnych Łaźniach Gellerta. Zanim skorzysta się z kąpieli, warto przyjrzeć się architekturze tej budowli. Jest to schyłek secesji. Łaźnie zaczęto budować jeszcze przed I wojną światową, otwarto zaś w roku 1918. Fenomen Budapesztu polega też na tym, że bije tu 130 źródeł termalnych, więc to wielkie miasto jest jednocześnie uzdrowiskiem. Basen w łaźniach Gellerta jest najsłynniejszy. W 1913 r. wodę przykryto szklaną taflą, na której rozpasane towarzystwo tańczyło, a na balkonach grała orkiestra. W mniejszych basenach woda ma 40 C. Są w niej drobne bąbelki, które oklejają ciało, dzięki czemu mikroelementy lepiej wnikają w skórę. Przez most łańcuchowy Robert przeprawia się na drugi brzeg Dunaju - do Pesztu, gdzie czeka mnóstwo kulinarnych atrakcji, np. restauracje z gwiazdką Michelina. W Budapeszcie są takie cztery. Jedna z nich nosi nazwę Borkonyha. Jej wnętrza cechuje surowa elegancja, ale dobra kuchnia nie wymaga barokowych ornamentów. Robert degustuje przystawki: przegrzebki i kaczą wątróbkę foie gras w sosie gruszkowym. Do tego kieliszek tokaju ze szczepów harslevelu i furmint. Borkostolo to po węgiersku degustacja wina. Robert odwiedza winiarnię Doblo. Jej właściciel serwuje wyłącznie wina węgierskie. Trudno, żeby było inaczej w kraju, w którym są 22 okręgi winiarskie i 200 zarejestrowanych szczepów winogron. W winiarni Doblo Robert raczy się czerwonym winem ze szlachetnego szczepu kadarka. Cafe Gerbaud to słynna XIX - wieczna kawiarnia. Założył ją szwajcarski cukiernik Emil Gerbaud, który pod koniec ubiegłego wieku przybył do Budapesztu. Kawiarnia wygląda tak, jakby czas się zatrzymał. W jej stylowych wnętrzach Robert zamawia torcik czekoladowy i kawę. Pożegnalną kolację ekipa programu zje w Karpatia Etterem. Ta zabytkowa restauracja działa nieprzerwanie od 1877 r. Jej wnętrze jest prawie niezmienione. Maitre d'hotel prowadzi Roberta do stolika przez korytarz i salę. Gra kapela cygańska. Menu typowo węgierskie: zupa gulaszowa i paprykarz cielęcy
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Lizbona, położona nad ujściem Tagu do Atlantyku, jest nierozerwalnie związana tak z rzeką, jak i oceanem. Robert Makłowicz rozpoczyna swoją podróż po Portugalii właśnie nad rozlewiskiem Tagu, skąd w XV wieku wyruszały morskie wyprawy do Indii i Nowego Świata. Oglądając w Belem zabytki z tamtych czasów, kieruje się wzdłuż brzegu rzeki do centrum miasta, a stamtąd do nowej dzielnicy powstałej na terenach Wystawy Światowej EXPO, którą Portugalia organizowała w 1998 r. Przysmakiem jest tu solony dorsz bacalhau, król portugalskich stołów. Wśród propozycji na słodko nie zabraknie oczywiście słynnych babeczek z Belem.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Białe słońce przegania mgiełkę znad morza i zmienia jego toń w lazur. Wiaterek szemrze w koronach palm. Poranek w południowej Dalmacji. Robert Makłowicz na tarasie hotelu w miejscowości Orebić raczy się śniadaniem. Na stoliku typowy zestaw - w miejscowym języku velike makjato - wzbogacony o strudel z jabłkami. Dalmacja to kraina historyczna w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie oraz Czarnogórze, na wschodnim wybrzeżu Adratyku. Trasa podróży przez południową Chorwację prowadzi z półwyspu Peljesac aż za Dubrovnik, do mniej turystycznego regionu Konavle. Najbliższy ląd to wyspa Korcula i nieco dalsza wyspa Mljet. Na końcu półwyspu, w cichej zatoczce, schowała się wioska Loviste. Nawet w sezonie nie ma tam tłumów. Tutaj krakowski smakosz uczył się podstaw dalmatyńskiej kuchni. Wraz z nim odwiedzamy nadmorską restaurację. Jej właściciel Gordan Matijasević wyciąga właśnie z wody kosz z langustami i zaprasza na degustację sałatki, której głównym składnikiem jest ten skorupiak. W kieliszkach białe wino, a rozmowa dotyczy dalmatyńskiej kuchni. Półwysep Peljesac to nie tylko ryby i skorupiaki. To także jedno z najsłynniejszych miejsc w Dalmacji, gdzie uprawia się winorośl. W miasteczku Orebic krakowski podróżnik degustuje najbardziej znane gatunki miejscowego czerwonego wina: postup i dingac. Znad morza Robert jedzie do wnętrza półwyspu, gdzie jest o kilka stopni chłodniej. Winiarską stolicą środka półwyspu jest miasteczko Kuna. Kiedyś ludne, w czasie II wojny spalone, dziś ma niewielu mieszkańców, głównie winiarzy. W Kunie Peljeskiej wina można się napić w rodzinnych konobach. Konoba to rodzaj gospody we wnętrzach miejscowych domów. Oprócz wina można tu także dostać coś do jedzenia. Gospodarze, z którymi Robert gawędzi po chorwacku, podają wino czerwone i różowe. Do tego dalmatyńskie przysmaki, m.in. z dzikich szparagów. Po degustacji Robert udaje się na przechadzkę. Droga, po której stąpa, została wytyczona w czasach Austro-Węgier, a jej najstarszy odcinek pochodzi z czasów napoleońskich. Danie główne odcinka to manitra, czyli makaron po dalmatyńsku w sosie z młodym bobem i kalmarami. Robert przyrządza je w nadmorskim miasteczku Trstenik. Swoją winiarnię ma tutaj legendarny winiarz, pan Miljenko Grgić, jeden z ojców założycieli winiarstwa w Kalifornii, który na starość powrócił do ojczyzny przodków, by i w Chorwacji szerzyć winiarską kulturę. Peljeska winiarnia pana Miljenka, który ma dziś 92 lata, to w porównaniu z jego kalifornijskimi biznesem winnym skala kieszonkowa - tylko dwa szczepy: posip z Korculi i plavac mali z Peljesca. Plavac mali to ojciec kalifornijskiego szczepu zinfandel. Emigranci z Dalmacji zawieźli szczepy plavac mali do Stanów. Miasteczko Cavtat to dziś niewielki kurort. Na nabrzeżu przystani tłumy turystów. Walory tego regionu docenili już starożytni Grecy, którzy założyli tu kolonię o nazwie Epidaurum. Cavtat to wrota do regionu Konavle. Żeby zrozumieć istotę tego miejsca, trzeba oddalić się od morza. Tam są góry małe, tutaj wielkie, a pomiędzy nimi "polje" - tak się nazywa na Bałkanach szeroka, płaska dolina, gdzie uprawia się winorośl. Kolejne zwiedzane miasteczko to Gruda. Na słonecznych ulicach można zobaczyć turystów na rowerach. Miejscowi, jeśli jeżdżą, to samochodami, albo siedzą w kawiarniach. Latem odbywają się tu zabawy i festyny ludowe z mnóstwem lokalnych przysmaków. Ostatni etap podróży to niewielki półwysep Prevlaka, kres dzisiejszej Dalmacji. Pierwsza góra na horyzoncie to granica z Czarnogórą. Dalej jest Bośnia i Hercegowina. Prevlaka to brama do Boki Kotorskiej, która kiedyś też była Dalmacją. Stacjonowała tam austro-węgierska marynarka wojenna.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Nowy cykl Roberta Makłowicza na antenie Programu 2 to program kulinarno - podróżniczy, którego celemjest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Do zwiedzania historycznej części Lizbony podróżnik i krytyk kulinarny z Krakowa wybiera środek lokomocji wręcz stworzony do tego celu zabytkowy tramwaj linii 28. Żółty wagonik wyrusza spod dzielnicy związanej z muzyką fado, Mourarii, i przez Alfamę, Dolne i Górne Miasto, dojeżdża do bazyliki i ogrodów Estrela. Robert Makłowicz wysiada na kolejnych przystankach, żeby skosztować miejscowych przysmaków. Przyrządza je również sam w atrakcyjnych punktach widokowych. W ofercie kulinarnej tramwajowej trasy znajdą się m. in. krewetki w piwie, królik z małżami, solony dorsz i typowo portugalska aorda z chlebem i krewetkami.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Mało jest krajów takich jak Chorwacja - z bogato rozwiniętą linią brzegową i tyloma wyspami wymagającymi połączeń promowych. Największą i najbardziej oddaloną od lądu jest dalmacka wyspa Lastovo. Historia Lastova w telegraficznym skrócie przedstawia się następująco. Do wojen napoleońskich wyspa należała do Republiki Dubrownickiej. Potem wchodziła w skład utworzonych przez Napoleona Prowincji Iliryjskich. Po kongresie wiedeńskim w 1815 r. należała do Austrii, a od 1867 r. do Austro-Węgier. W okresie dwudziestolecia międzywojennego były tu Włochy. Po II wojnie, w czasach Jugosławii, Lastovo było bazą marynarki wojennej. Do dziś pozostały na wyspie wykute w skałach tunele, w których cumowały kutry rakietowe i okręty podwodne. W tamtych czasach cudzoziemcy, ale też i Jugosłowianie mieli zakaz wstępu na wyspę. Dziś armię wypiera sztuka. Na wyspie odbędzie się bowiem koncert muzyki Szostakowicza - widzowie siedzą na łodziach, a kwartet smyczkowy ulokował się na skałach. Stolicą wyspy jest niewielkie miasto o tej samej nazwie, malowniczo położone na wzgórzach. Miasto usytuowane jest w głębi lądu, a nie na wybrzeżu, bo to właśnie z morza przychodziło niebezpieczeństwo. W stolicy Robert podziwia architekturę z czasów Republiki Dubrownickiej i słynne lastowskie fumari, czyli ozdobne kominy. Komin to po chorwacku dimnjak, ale tutaj nazywa się go z włoska fumar. Fumary to symbol miasteczka. Ich wysokość pełni funkcję praktyczną, zapewnia lepszy cug. Niegdyś był to również symbol statusu społecznego. Wody wokół Lastova są najżyźniejsze na Adriatyku, dlatego mieszkańcy wyspy od zawsze łowili ryby. Dziś też łowią, ale przede wszystkim obsługują turystów. Robert zwiedza wioskę rybacką o nazwie Lucica, niegdyś morskie okno na świat stolicy wyspy. Wioska i latarnia morska z XIX wieku to obiekty tzw. turystyki kwalifikowanej - w dawnych domach rybaków można dziś spędzać wakacje. Zatoczka Solitudo - w sezonie aż roi się tu od jachtów i katamaranów. Cumują przy nabrzeżu i przy bojach, zajmując całą przestrzeń. W zatoce jest hotel z restauracją, gdzie Robert degustuje zupę rybną i miejscowe specjały. A co się tutaj jada? Na całej wyspie nie ma ani jednego supermarketu, są tylko niewielkie sklepiki. W nich produkty przywożone promem - w puszkach albo kartonach. Ale podstawą menu są rzeczy lokalne. Oliwa (na wyspie rosną dwie endemiczne odmiany oliwek: piculja i lastovka), wino, smażone kalmary, langustynki, drapieżna ryba skorpena i ziemniaki z blitwą, czyli botwiną. Claudio Magris, włoski eseista, pisał o śródziemnomorskich mikrokosmosach kultywujących swą odrębną tradycję, niepodatnych na wpływy. Lastovo to doskonały tego przykład. Niewielka wyspa: niezmieniona przyroda, architektura jak z Republiki Dubrownickiej i własny język - dialekt dalmacki z wpływami włoskimi. Każdy kamień tutaj, każde tutejsze słowo, warte są więcej niż tona złota. Z Lastova Robert płynie na wyspę Mljet uznawaną za najzieleńszą wyspę Adriatyku; niektórzy twierdzą, że w ogóle Śródziemnomorza. A to dzięki odwiecznym lasom piniowym. Wszędzie czuć tu zapach żywicy i miodu. Stąd zresztą nazwa wyspy Mljet. W roku 1960 na Mljecie ustanowiono park narodowy. Atrakcją wyspy jest też słone Wielkie Jezioro, na środku którego, na małej wysepce, już w XII wieku założyli klasztor benedyktyni z Gargano w Apulii. A co jadali tutejsi wyspiarze? Nie ryby. Te sprzedawali. Podstawą ich jadłospisu była ośmiornica, która jest też daniem odcinka. Na kamiennym nabrzeżu Robert gotuje ośmiornicę na czerwono. Atrakcją Mljetu są też piaszczyste plaże, co w Dalmacji, nad Adriatykiem jest prawdziwą rzadkością. Jaka jest główna różnica między Lastovem a Mljetem? Na Mljecie nie ma miast, same sioła. Robert podziwia nadmorską wioskę Polace. Już Rzymianie traktowali ją letniskowo i rekreacyjnie. Swój pała
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Nowy cykl Roberta Makłowicza na antenie Programu 2 to program kulinarno - podróżniczy, którego celemjest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. W swojej kolejnej portugalskiej podróży Robert Makłowicz odwiedza miasto u ujścia rzeki Douro do Atlantyku, znane jako ośrodek eksportu doskonałych mocnych win już w XVIII wieku. Atrakcją Porto są składy win, w których można wędrować przez ogromne piwnice pełne beczek i butelek z dojrzewającym portwajnem. W asyście właściciela jednej z takich piwnic krakowski znawca kuchni przyrządza na miejscu stek z pieprzem oczywiście z dodatkiem wina porto! Oprócz pięknych zabytków i staroświeckich sklepów dodających mu uroku, Porto ma też swoją przystań rybacką i port oceaniczny w Matosinhos, gdzie warto zjeść pieczone na ruszcie wprost na ulicy sardynki, makrele czy dorady.
Czas trwania: 24min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Tym razem bawimy w Islandii. Skąd wzięła się nazwa gejzer? Podróżnik z Krakowa wyjaśnia to już na wstępie programu, w dodatku na żywym przykładzie. Zaraz potem gotuje w gejzerze jaja na twardo, które zjada z chlebem pieczonym w gorącej ziemi. Niezwykła przyroda Islandii ma również w ofercie olśniewające pejzaże, wulkany i wodospady. W takich okolicznościach rodzi się na polowej kuchence jagnięcina curry, danie tylko z pozoru niezbyt skandynawskie. Inną propozycją kulinarną w tym odcinku jest ryba łupacz, wielki przysmak północnego Atlantyku, w Polsce nadal mało znany. Czego jeszcze nie może zabraknąć na wyspie gejzerów? Oczywiście geotermalnych źródeł i gorącej kąpieli na koszt matki natury.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W kolejnym odcinku swojego programu kulinarno - podróżniczego Robert Makłowicz nadal gości na Islandii. Choć na Islandii często jest dość ciemno, naszych rodaków nie trzeba szukać tu ze świecą. Robert Makłowicz już przy śniadaniu w reykjawickim hotelu spotyka kelnerkę spod Krakowa. Silna grupa naszych rodaków, pracowników przetwórni rybnej, asystuje mu również podczas przyrządzania panierowanego dorsza na maśle. Kolejny polski trop prowadzi do słynnej restauracji, w której kulinarne doświadczenie zdobywa młody Polak, student miejscowej akademii szefów kuchni. Spod jego ręki wychodzą takie przysmaki, jak sashimi z maskonura i z wieloryba. Koniecznie należy również skosztować islandzkiej specjalności - surowego rekina dojrzewającego w ziemi. Łatwiej przełknąć go z kieliszkiem trunku o nazwie czarna śmierć.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza Czarnogórę. Kotor, Prcanj, Tivat, Gornja Lastova i Perast to miejscowości, które odwiedzimy, podróżując wokół słynnej Boki, czyli Zatoki Kotorskiej, która należała kiedyś do Republiki Weneckiej. Nazwa "boka" pochodzi od włoskiego słowa "bocca" oznaczającego usta. Z lotu ptaka bowiem zatoka przypomina usta. Program wyprawy pęka w szwach: mury obronne, architektura romańska, place w stylu weneckim, przystań jachtowa dla milionerów, autentyczny okręt podwodny, średniowieczna tłocznia oliwy i górski kościółek - rówieśnik Bitwy pod Grunwaldem. Sporo atrakcji również na talerzu: tatar z wołowiny Wagyu, foie gras z galaretką z porto, słodkie priganice z miodem, ośmiornica i morskie ryby. W autorskim wykonaniu Roberta, przyrządzane pod kaplicą Matki Boskiej Ryżowej risotto Risi e bisi z jagnięciną. Lord Byron twierdził, że Boka Kotorska to najpiękniejsze w świecie połączenie gór i morza. Kotor zaś to dawne weneckie miasto o strategicznym położeniu z potężną fortyfikacją, dziś także opasane murami obronnymi. Turcy, odwieczny wróg miasta, nigdy Kotoru nie zdobyli. Groźniejsza okazała się przyroda; trzęsienia ziemi nawiedzały ten region kilkakrotnie. Współczesność miasta to tłumy turystów i miejscowi, żyjący w tych historycznych dekoracjach. Szczęśliwie nasi przodkowie nie budowali z płyt gipsowych ani paździerza, więc trzęsienia ziemi nie wyrządziły większych szkód w zabytkowej tkance miasta. Przykładem jest XIII - wieczna romańska kolegiata p. w. NMP. Plątanina wąskich uliczek sprawia, że Kotor do złudzenia przypomina Dubrownik, ale na głównym placu widzimy weneckość w czystej postaci. Jednym z jej elementów jest wieża zegarowa z początku XVII wieku. Patronem miasta jest św. Tryfon. Odpędza on złe moce, pomaga winogrodnikom i sadownikom, ale też leczy ludzi z chrapania. Drugim odwiedzanym miasteczkiem jest Prcanj, gdzie Robert zatrzymuje się na posiłek. W tradycyjnej konobie, która mieści się w kamiennym domu, nasz podróżnik degustuje miejscowe przysmaki. W menu: bakalar, czyli suszony solony dorsz, sałatka z ośmiornicy, smażone kalmary z pióropuszami, langustynki, risotto czarne z sepią, risotto czerwone z krewetkami, panierowany plaster rekina, dorada i marynowany tuńczyk. Gornja Lastova to typowa górska wioska. Miasteczko zostało założonew XIII wieku. Robert zwiedza tłocznię oliwy. W ciemnym wnętrzu stoi stara drewniana maszyneria. Kompletnie zachowany młyn oliwny sprzed niemal 500 lat. Na kamiennym dziedzińcu przed gostioną, czyli karczmą odbywa się degustacja. Przed Robertem miska małych pączków, miód, butelka rakiji i kieliszek. Pączki trzeba zamoczyć w miodzie, a potem popić rakiją z morwy. W centralnym punkcie wioski stoi kościółek rzymskokatolicki, wzniesiony w 1410 r. Stąd rozciąga się wspaniały widok na półwysep Vrmac i miasteczko Tivat. Przewodniki niewiele o nim piszą, bo też nie ma tu specjalnych zabytków. Ale jest coś, czego nie znajdzie się na całym Adriatyku. Porto Montenegro - jedna z największych inwestycji jachtowo-hotelowych ostatnich lat. Są tu apartamenty z prywatnymi basenami na dachach. A jachty należą do najbogatszych ludzi świata. W eleganckiej restauracji przy marinie Robert degustuje dwie wykwintne przystawki: tatara z wołowiny rasy Wagyu i foie gras z galaretką z porto oraz jabłkowe chipsy. Atrakcją Tivat jest Muzeum Morskie. Można tu podziwiać dwa okręty podwodne. Kiedyś, za czasów Austro-Wegier Boka Kotarska byłą główną bazą marynarki. W miejscu muzeum była dawniej stocznia i arsenał. Danie odcinka: weneckie risotto z zielonym groszkiem i jagnięciną (risi e bisi), Robert gotuje nad wodą, na malowniczej wysepce, pod kapliczką Matki Boskiej Ryżowej. W tym miejscu zatoka jest najwęższa. Jak chce legenda, przepływał tędy statek wyładowany ryżem, zerwała się burza, kapitan wznosił modły do Matki Bosk
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Dawny gród Edwina, czyli zamek na wysokiej skale w sercu szkockiej stolicy, to dobre miejsce na początek podróży po tym kraju. Edinburgh Castle otaczają pełne życia, również kulinarnego, ulice i place. Jeden z placów raz w tygodniu zamienia się w Farmers Market, targ produktów rolniczych i własnych wyrobów spożywczych. Na miejscu można skosztować takich specjałów jak owsianka z miodem i whisky czy mięso z bawołu. Od zamku biegnie przez Stare Miasto słynna Royal Mile, Królewska Mila. U jej początku warto zajrzeć do Scotch Whisky Experience, instytutu - muzeum, którego zwiedzanie wieńczy degustacja szkockiej. W nowomiejskim parku, wśród tłumów spacerowiczów, Robert Makłowicz przyrządza łupacza z szynką, a z wysokości swojego pomnika asystuje mu Sir Walter Scott.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Głównym miastem Słonecznego Wybrzeża jest Malaga, od niej rozpoczyna się ta andaluzyjska podróż. Malaga nie jest największym miastem regionu, ale ma największe lotnisko, więc turyści traktują je na ogół jako punkt przesiadkowy w drodze na plaże Costa del Sol. Ale warto się w Maladze zatrzymać, bo jest tu wiele ciekawych rzeczy, np. dom rodzinny Picassa, który tu się urodził i muzeum poświęcone jego sztuce. W Maladze przyszedł na świat inny sławny Hiszpan, Antonio Banderas. Korzenie Malagi są fenickie. Po Fenicjanach niewiele zostało. Po nich przyszli Rzymianie. Pozostawili po sobie liczne zabytki, m.in. amfiteatr z czasów cesarza Augusta. Z kolei malageńska starówka została zbudowana na bazie arabskiej mediny. W obrębie starej Malagi jest też wiele zabytków z okresu renesannsu i baroku. Ważnym punktem na mapie Malagi jest miejscowy targ miejski, który mieści się w dawnym arabskim budynku. Przy głównym wejściu są ryby i owoce morza. To logiczne, bo malageńska kuchnia to głównie dary morza. Turystów oprowadzają po targu przewodnicy kulinarni, którzy chętnie pokażą także inne ciekawe miejsca, np. maleńki sklepik, w którym zgromadzono najlepsze malageńskie produkty, jak np. wędliny, z których najbardziej znana jest szynka z okolic Rondy, ma niepowtarzalny smak, bo tamtejsze świnie nie jedzą żołędzi, ale kasztany. Z kolei masło przywożone jest z Asturii, bo w okolicach Malagi hoduje się tylko świnie i kozy, krów tu nie ma. Kolejny obowiązkowy adres na kulinarnym szlaku to sklep z rękodziełem i bar na jego zapleczu. Malaga to również synonim wina, dość specyficznego, wyrabianego ze szczepów Moscatel i Pedro Ximenez. Tutaj są w karcie dwie wersje malagi: palido, czyli blada i anejo, starzona w beczce. Do tego tapas: kawałki chleba, kiełbasa i czereśnie. Palido - mniej słodkie - pasuje do kiełbasy. To ciemniejsze jest bardzo słodkie - do niego najlepsze będą czereśnie. W różnych miastach różne rzeczy wyznaczają upływ czasu. W Maladze wieczór zapowiada pojawienie się na ulicach sprzedawców jaśminowych gałązek. Dlaczego sprzedaje się je wieczorem? Bo jaśmin dopiero wieczorem zaczyna pachnieć. A skoro wieczór, to pora na kolację. W tradycyjnej restauracji El Pimpi Robert próbuje dań miejscowej kuchni: z ryb, ośmiornicy i wieprzowiny. A są to: boquerones (panierowane, smażone sardele), flamenquin (wieprzowa rolada schabowa z cerdo iberico nadziewana szynką), ośmiornica na ziemniakach z czosnkiem, oliwą i pietruszką. Do picia wytrawne wino moscatel. Główny cel przyjazdu dla większości turystów na Costa del Sol to leżąca 15 km od Malagi miejscowość Torremolinos, chyba najsłynniejszy miejscowy adres wypoczynkowy. W szczycie sezonu nie da się tu wetknąć szpilki. Bardzo ważną instytucją plażową są tzw. los chiringuitos, lokale działające na obrzeżach plaż. Kiedyś były to szałasy, dziś restauracje z tarasami. Na jednym z nich Robert przyrządza pez espada, czyli miecznika vel włócznika po malageńsku. Turyści, którym nie chce się już plażować, mogą wybrać się w góry i pojechać do miasteczka Mijas w masywie Sierra Alpujata. Wioski nadmorskie, takie jak Torremolinos, boom turystyczny zmienił w kurorty, ale te leżące nieco wyżej, w górach, wyglądają zwykle tak samo jak kiedyś. Mijas jest najlepszym przykładem typowego białego miasteczka. Robert odwiedza tu Museo del Vino, które nie jest muzeum, ale winoteką. Są tam trunki z całej Hiszpanii, oczywiście prym wiedzie miejscowa malaga. Z Mijas nasz podróżnik udaje się do Marbelli - najsłynniejszego miasta na Costa del Sol. W latach 70. Hiszpania nie miała umowy o ekstradycję z Wielką Brytanią, więc zjeżdżali tu brytyjscy gangsterzy. Potem zaczęli przyjeżdżać zwykli bogacze. Dziś Marbella słynie przede wszystkim z imponujących rezydencji milionerów i ich jachtów w marinie Puerto Bans. Wieczór w Marbelli kończy kolacja
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Krakowski znawca kuchni tym razem ujawnia swój zachwyt Szkocją. Podczas podróży przez Highlands, czyli Pogórze, przybliża widzom piękno tutejszych krajobrazów, krainę jezior, wspaniałe zamki. Pokazuje łososie, które pokonują spiętrzenie wody przy rzecznej elektrowni, a także uczestniczy przy produkucji szlachetnej, słodowej scotch whisky. Całości dopełnia wykonywana na dudach muzyka oraz poezja kulinarna Roberta Burnsa. Widzowie poznają również haggis - specjał szkockiej kuchni narodowej. Tę tradycyjną potrawę przyrządza się z mięsa, cebuli i podrobów, a w wersji klasycznej jest podawana w owczym żołądku. Robert Makłowicz nie zapomniał o też potworze z Loch Ness: nad brzegiem jeziora smaży dla niego pstrąga łososiowego z musztardą angielską i panierowanego w owsiance.
Czas trwania: 24min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Północno - zachodnia Szkocja i jej wyspy to kraina chmur, mgieł i deszczu. Dobre samopoczucie w takich warunkach wymaga odpowiedniej diety. Z pewnością należy do niej tzw. pełne szkockie śniadanie, które podróżnik z Krakowa zjadaw dawnym domu zawiadowcy stacji kolejowej nad Loch Carron. Dzięki ciepłemu prądowi zatokowemu w szkockich wodach można łowić owoce morza. Na potwierdzenie Robert wypływa z miejscowym rybakiem na połów małży św. Jakuba. Złowione przegrzebki przyrządza natychmiast w porcie, naturalnie z dodatkiem miejscowej whisky. Dalsza podróż prowadzi do przydomowej wędzarni ryb i na wyspę Skye, gdzie możemy posłuchać, jak brzmi historyczny język miejscowych Szkotów.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert podróżuje po andaluzyjskiej prowincji Grenadzie. Pierwsze odwiedzane miejsce to Pampaneira, pięknie położone górskie miasteczko z przemyślnym systemem wodociągów, stworzonym jeszcze przez Maurów. Wodociągi umożliwiają tarasowe uprawy na stromych zboczach gór. Z ośnieżonych nawet latem 3 - tysięczników Sierra Nevada spływa wąwozem topniejący śnieg. Od wąwozu odchodzi w bok system poziomych kanałów, które nawadniają tarasowe pola. A co tu rośnie? Przede wszystkim konopie i migdałowce. Gaje migdałowe na zboczach gór to charakterystyczny element tutejszego pejzażu. Na razie owoce są zielone, będą dojrzałe pod koniec sierpnia. Pozostałością czasów arabskich jest pralnia. Ta tutaj ma co najmniej 500 lat. Robert zanurza ręce w kamiennej kadzi z wodą i wyjaśnia, na czym polegał ten wynalazek. Otóż do prania wykorzystywano spływającą z gór krystaliczną zimną wodę. Ale to nie jest kres tej wodnej wędrówki. W tamtych czasach nawet brudnej wody nie marnowano. Po praniu woda spływała i spływa nadal ulicznymi kanałami, służąc do ochłody, wspaniale odświeżając powietrze. Spacerując po miasteczku, Robert podziwia białe domy po obu stronach stromych uliczek. W jednym z domostw odwiedza warsztat tkacki. Pani pracuje przy drewnianej maszynie tkackiej. W czasach arabskich w Pampaneira mieszkali Berberowie, którzy trudnili się tkactwem. Po nich pozostała tradycja ręcznego wyrabiania koców i derek. Kiedyś okrywano nimi osły i muły, ludzie też się opatulali. W zimie bywają tu mrozy. Niemal identyczne tkaniny znajdziemy po drugiej stronie Morza Śródziemnego, w Magrebie. Przy jednej białych uliczek mieści się winiarnia, a zarazem sklepik z lokalnymi produktami. Pod sufitem wiszą szynki. W czasach arabskich szynki by tu nie wisiały, to wieprzowina. Ale pozostałe produkty mają swoje korzenie w odległej historii: chleb daktylowy, nugaty z migdałami, oliwa i czekolada, wyrabiana tu metodami rzemieślniczymi. Robert zasiada do degustacji. Na stoliku: szynka, pomidory z ogródka, sery dojrzewające owcze i kozie, dwa rodzaje kiełbasy chorizo, salceson, korniszony, oliwki i wino. Krakowski smakosz odwiedza także sklepik z czekoladą, którą świat pośrednio zawdzięcza Hiszpanom, to oni pierwsi podpatrzyli u Azteków w Meksyku kulinarne zastosowanie ziaren kakaowca. W ofercie mnóstwo oryginalnych smaków, np. ciemna czekolada z owczym serem. Nastepny przystanek na trasie to pobliskie Lanjarón, gdzie Robert chłodzi się napojem limon - jest to biały wariant sangrii, i próbuje miejscowych dań z owoców morza, królika, kasztanów i buraków. Na deser podają tu kompot z kasztanów, jest to rodzaj gęstej zupy z laską cynamonu. Granada czy Grenada? Wielu turystów przybywających do Grenady zastanawia się, jak nazywać to miasto: W polskiej tradycji przyjęła się ta druga nazwa, ale po hiszpańsku to Granada, czyli granat. W legendarnej Grenadzie Robert przywołuje postacie Izabeli i Ferdynanda, pochowanych tam królów katolickich. A jeśli chodzi o kulinaria, to w Grenadzie trzeba koniecznie odwiedzić restaurację Chikito, ulubione miejsce Federica Garcii Lorki. Robert zamawia tu starą andaluzyjską potrawę: rabo de toro, czyli duszone ogony bycze. Założona na początku XX restauracja ma bardzo długą listę bywalców, z której Robert wybiera trzy nazwiska: Federico Garca Lorca, Manuel de Falla oraz Andres Segovia. Każda z tych osób w istotny sposób wpłynęła na kulturę światową. Albaicin to dawna arabska dzielnica. Albaicin to plątanina biegnących w gorę i w dół krętych uliczek. Okolica ta cieszyła się niegdyś złą sławą, a to z powodu Cyganów, którzy mieszkali na szczycie wzgórza Sacromonte. Danie odcinka - ajo blanco, czyli chłodnik z migdałów Robert przyrządza u stóp Alhambry. Wycieczkę po Grenadzie kończy wizyta w cukierni, gdzie Robert próbuje ciasteczek upamiętniających ważne wydarzenie z
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Do największego miasta Slawonii, chorwackich kresów wschodnich, zwabiła Roberta Makłowicza fama Osijeku, zwanego kulinarną stolicą Chorwacji. Wśród XIX - wiecznej zabudowy centralnej dzielnicy Gornij Grad bez trudu można znaleźć lokale w dawnym stylu wiedeńskim. Udać się do nich można również w dawnym stylu, fiakrem lub zabytkowym tramwajem. To pojazdy, które najlepiej prezentują się na tle pięknej miejscowej architektury w stylu art nouveau. Osijecki targ zachwyca różnokolorową papryką, serami domowego wyrobu, których przed zakupem trzeba obowiązkowo skosztować, pikantnymi wędlinami i miejscowym winem. Gospodarz programu, Robert Makłowicz, przyrządza tam bearski paprika, a kolejne kulinarne zachwyty czekają na niego w pobliskiej twierdzy.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Północno - wschodni region Chorwacji dzieli nazwę i wiele tradycji kulinarnych z Baranją po węgierskiej stronie granicy. W karcie miejscowych dań oznacza to gwarantowaną obecność paprykarza rybnego i paprykowanych wędlin. W karcie win, oprócz czerwonej frankovki i czarnego pinot, widnieje natomiast chorwacka specjalność - doskonała biała grasevina. Ryb i dziczyzny dostarczają rzeki, stawy i lasy, z których słynie park krajobrazowy Kopacki Rit. Na polowania zapraszał tu swoich wysoko postawionych gości towarzysz Josip Broz Tito. W tamtejszych słodkich wodach królują sumy, karpie, szczupaki i sandacze. Robert Makłowicz z satysfakcją sprawdza, jak smakują one upieczone na ruszcie. Wśród atrakcji odcinka również autentyczne wiejskie gospodarstwo sprzed stu lat oraz chłopska uczta na polu golfowym!
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Podróż rozpoczna się w Siedmiogrodzie, w części nazywanej Saską Szwajcarią. Saską od niemieckich osadników, którzy zakładali tu miasta już w XII wieku. Najpiękniejszym miastem regionu jest Sighishoara, otoczona średniowieczną cytadelą. Jedyną konkurencją dla Sighishoary w Europie może być francuskie Carcassone, z podobnie zachowanymi średniowiecznymi murami. W restauracji przy rynku (tuż obok domu, w którym mieszkał Vlad Dracula, ojciec słynnego Draculi) Robert zamawia dania reprezentatywne dla trzech nacji mieszkających dziś w Sighisoarze: rumuńskie sarmalute cu mamaliguta, czyli gołąbki z mamałygą, węgierski paprykarz wieprzowy z galuszkami i niemiecki gulasz z jelenia z czerwoną kapustą oraz roladą wieprzową. Wioska Valea Viilor, po niemiecku Wurmloch, to stara saska wieś. Robert podziwia tu jeden z miejscowych cudów - średniowieczny saski kościół pełniący funkcje obronne. Warto zwiedzić także kościół w Biertan (po niemiecku Birthölm), który otoczony jest trzema pierścieniami murów obronnych. Podobnych kościołów jest w okolicy wiele, niemal w każdej wsi. Niektóre z nich zostały wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Medias to pierwsze większe miasto na trasie. W roku 1575 tu właśnie przyjął polskich posłów książę siedmiogrodzki Stefan Batory, który podpisał Pacta Conventa, by móc zostać królem Polski. W Medias Robert zwiedza przepiękną starówkę, a następnie wstępuje do piekarni i ciastkarni, by spróbować miejscowych wypieków: popularnych precli na słono i słodko. Pernute to słodkie drożdżowe bułeczki, zaś covrig to precle z makiem, sezamem i serem cascaval. Zaraz za Medias, przy głównej drodze znajduje się wioska Brateiu. W kramach na poboczu drogi Cyganie sprzedają swoje wyroby. Wyspecjalizowali się w miedzianych naczyniach. W okolicach Poiana Mica Robert zapuszcza się w karpackie lasy. To niemal pierwotne puszcze. Rosną w nich nie tylko sosny i świerki, ale też dęby. Dzięki temu żyją tu np. niedźwiedzie. Każdego roku odbywają się tutaj "truflowe łowy". Trufle występują w Europie w pasie od Francji do Mołdawii. W Rumunii zbiera się je dopiero od 10 lat. Do poszukiwań wykorzystuje się specjalnie szkolone psy myśliwskie. W miejscowej gospodzie z widokiem na górskie hale odbywa się degustacja trufli. Na talerzykach dwie trufle umyte, jedna w stanie naturalnym i ser. Przekroczywszy Karpaty, nasz podróżnik znajdzie się na Wołoszczyźnie. Chce zobaczyć winnice regionu Dealu Mare. Z miejscowym kucharzem przyrządzi danie invertita de la ciuta, czyli ziemniaczane naleśniki z nadzieniem z kurczaka. Odwiedzi także nowoczesną winiarnię Lacerta. Właścicielem winiarni jest Walter Friedl, Austriak z Wiednia. Podczas degustacji panowie raczą się winem białym i czerwonym, młodym i starzejącym się w drewnianych beczkach. Na zakończenie pobytu na Wołoszczyźnie Robert wzmacnia się miejscowymi wędlinami. Ghiudem to kiełbasa wołowa, przypominająca turecki sudżuk, babic to ostra kiełbasa paprykowana, zaś carnat de plecho to kiełbaski baranie, jedyne w Rumunii z apelacją.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Chorwacja naddunajska nadal leczy rany po wojnie domowej 1991 roku, a oblężony wówczas przez Serbów Vukovar stał się symbolem bohaterstwa, cierpienia i materialnych zniszczeń. Na szczęście, to już historia. Dziś miasta nad Dunajem znów żyją normalnie, a ziemia wydaje plony. W ilockich winnicach leżakują kolejne roczniki wybornego traminca i graseviny, a w najdłuższej rzece Europy miejscowi rybacy łowią płocie, karpie. Przyrządzają je według tradycyjnych przepisów gościom w agroturystycznych gospodarstwach. Krytyk kulinarny z Polski ma okazję usmażyć płocie na wieprzowym smalcu, udusić sandacza w winie i przejechać się rowerowym szlakiem biegnącym od źródeł Dunaju niemal do jego ujścia.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyEmisja Makłowicz w podróży miała miejsce:
Opis (streszczenie): Nazwa Porto Cervo wywołuje dreszcz emocji wśród osób znających najbardziej ekskluzywne adresy nad Morzem Śródziemnym. Kurort założony w latach 60. przez księcia Karima Agę Khana jest atrakcyjny nawet po sezonie. Jego klientelę stanowił ówczesny beau monde, a jak wiadomo, największym wrogiem takich ludzi są paparazzi. Wycieczkę po kurorcie Robert zaczyna od aperitifu, oliwek i orzeszków - podanych na tarasie kawiarni hotelu Cervo, skąd już niedaleko do pola golfowego i jachtklubu. Jachtklub Porto Cervo to jedna z najsłynniejszych marin w tej części świata. Jego właścicielem jest książę Karim Aga Khan IV. To już koniec sezonu, pora włożyć ciepły pulower, bo w powietrzu tylko 28 stopni Celsjusza. Wkrótce kurort zapadnie w sen zimowy i obudzi się w maju przyszłego roku. Książę Karim jest muzułmaninem, nosi tytuł imama, ale nie zbudował tu meczetu, tylko kościół katolicki. Jest to kościół Stella Maris, czyli Gwiazdy Morza. Jego wnętrze jest ascetyczne, ściany są białe, ale zwraca uwagę nieregularność form. W bocznej nawie wisi obraz El Greca Mater Dolorosa. Cala di Volpe, czyli Zatoka Lisia, tuż przy niej hotel. Gościł koronowane głowy, ale nie z tego powodu jest sławny. Jego najważniejszymi gośćmi w 1976 roku byli państwo Sterling - to fikcyjne nazwisko, jakim posługiwał się James Bond, grany wówczas przez Rogera Moore’a, i major Amasowa z KGB, w tej roli wystąpiła Barbara Bach, żona Ringo Starra. Tablica przy wejściu upamiętnia produkcję filmu z agentem 007. W Zatoce Baja Sardinia Robert przygląda się, jak szef kuchni - specjalnie dla gości z Polski - przyrządza pierożki z dwoma rodzajami sera: ricottą i peccorino przyprawionymi szafranem i tymiankiem. Na degustację wina krakowski podróżnik udaje się do miejscowości Arzachena na Costa Smeralda, czyli Szmaragdowym Wybrzeżu. W nowoczesnym budynku ze szkła i drewna znajduje się winiarnia, Robert degustuje białe wina Vermentino di Gallura, które wreszcie zostały docenione. W tym pięknym krajobrazie Robert gotuje też danie główne programu: sardyński makaron malloreddus (w kształcie muszelek) z wieprzowo - cielęcym ragout. La Maddalena to największa z miniwysp w pobliskim archipelagu, jedyna, po której jeżdżą samochody. Można się tu dostać promem z sardyńskiej miejscowości Palau. Na środku wyspy, na placyku stoi kolumna ku czci Giuseppe Garibaldiego. Z La Maddaleną połączona jest druga wyspa - Caprera, na której znajduje się dom muzeum Garibaldiego. Stara pinia przed domem pewnie pamięta wielkiego karbonariusza. Garibaldi kupił tę wyspę i bardzo się starał, by była należycie wykorzystywana, uprawiał ziemię, sadził drzewa oliwne, hodował bydło i konie. I spoczął w tej ziemi - pod nieoszlifowanym kamieniem. Zapewne zmorą rolniczej działalności Garibaldiego były dziki, których tu nie brakuje. Dlatego na kolację Robert spróbuje słynnej miejscowej dziczyzny. W restauracji Sottovento, czyli "pod wiatr", serwującej tradycyjną kuchnię sardyńską, do dziczyzny podają chrupki chleb i czerwone wino z endemicznego szczepu Isola dei Nuraghi.
Makłowicz w podróży można obejrzeć w programie stacji:
Emisje miały lub będą miały miejsce w: TVP3, TVP3 Białystok, TVP3 Bydgoszcz, TVP3 Gdańsk, TVP3 Gorzów Wlkp., TVP3 Katowice, TVP3 Kielce, TVP3 Kraków, TVP3 Łódź, TVP3 Lublin, TVP3 Olsztyn, TVP3 Opole, TVP3 Poznań, TVP3 Rzeszów, TVP3 Szczecin, TVP3 Warszawa, TVP3 Wrocław, TVP HD, TVP Polonia, TVP Rozrywka, TVP Wilno
Lista zwiera odnośniki do stron typów związanych z prezentowaną audycją:
Lista zwiera odnośniki do stron osób związanych z produkcją (aktorzy, reżyser):
Lista zawiera lata, w których powstawała audycja: