Emisja Makłowicz w podróży będzie miała miejsce (premiera, powtórka):
Program TV na 25 kwietnia 2025 (Piątek)Opis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Kolejnym przystankiem w podróży po historycznej krainie północnego Bałtyku, która dała początek dzisiejszej Estonii, jest miasto Pärnu, po polsku Parnawa, niegdyś stolica województwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W dwudziestoleciu międzywojennym miasto przemieniło się w elegancki, nadmorski kurort, który po czasach radzieckich dziś odzyskuje swoją świetność. Inflancka marszruta prowadzi dalej na wyspę Muhu, gdzie Robert Makłowicz próbuje miejscowego dania przypominającego poznańskie pyry z gzikiem, i zgłasza się na zajęcia praktyczne w agroturystycznej szkole kulinarnej. Wraz z szefem kuchni przyrządza pstrąga tęczowego. Na kolejnej wyspie, Saremie, zagląda do miasta Kuressaare i zajmuje się tradycyjnym miejscowym żytnim chlebem, na który mąkę nadal mielą wiatraki.
Czas trwania: 24min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz wybrał się do Londynu. Zwiedzanie miasta rozpoczyna nad Tamizą, od Millenium Wheel - diabelskiego koła, ponoć najchętniej odwiedzanej atrakcji turystycznej Zjednoczonego Królestwa. Ta ogromna konstrukcja z przeszklonymi kapsułami, zwana też London Eye, czyli londyńskim okiem, została zbudowana na powitanie trzeciego tysiąclecia. Zwyczaj stawiania podobnych konstrukcji z okazji przełomu stuleci nie jest nowy. Wystarczy przypomnieć wiedeński Prater, gdzie podobny diabelski młyn działa do dzisiaj, czy poprzedni taki w Londynie, zbudowany w Kensington pod koniec XIX wieku, który stał tam 11 lat. Dla miłośników monarchii najważniejszym miejscem w Londynie jest oczywiście Pałac Buckingham, londyńska siedziba królowej. W 2012 roku Elżbieta II obchodzi 60 - lecie swojego panowania. W historii brytyjskiej monarchii dłużej panowała tylko królowa Wiktoria. Z okazji obchodów w delikatesach Fortnum & Mason, na rogu Jermyn i Duke, można kupić eleganckie rocznicowe produkty z herbem królowej: herbatę, ciasteczka i czekoladki w puszce z pozytywką grającą God Save the Queen. Przy Jermyn Street mają swoje siedziby dostawcy królewscy. Robert odwiedza Paxton & Whitfield, słynny londyński sklep serowarski. Niektóre sprzedawane tu sery rzeczywiście pieczętowane są herbami królewskich dostawców. W eleganckiej kawiarni i herbaciarni hotelu Langham Robert popija popołudniową herbatkę. Trudno uwierzyć, że miłość do tego napoju Anglicy zawdzięczają Portugalczykom. Sprowadziła ją tu w XVII wieku Katarzyna de Bragana, żona króla Karola II. Początkowo herbatę pijano tylko na dworze i w klubach dla dżentelmenów. Wszystko się zmieniło, kiedy w 1717 r. Thomas Twinning otworzył pierwszą herbaciarnię dla kobiet. Hotel Langham to miejsce, gdzie po raz pierwszy w Londynie, w roku 1852, zaczęto podawać popołudniową herbatkę z tradycyjnymi przekąskami. Dziennikarze i reporterzy z mieszczącej się po drugiej stronie ulicy BBC bardzo chętnie tu wpadają w przerwach w pracy. Najstarszy w Londynie sklep z herbatą mieści się przy Strand Street. Otworzył go w 1706 wspomniany już Thomas Twinning. Aż trudno uwierzyć, że sklep działa do dziś. Obok spacerowej alei Greenline mieści się (na razie jeszcze w budowie) Stadion Olimpijski, gdzie 27 lipca 2012, punktualnie o godz. 20.00 rozpocznie się ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich. Tymczasem na dachu słynnej wędzarni ryb Formans, z widokiem właśnie na stadion i park olimpijski, Robert gotuje Kedgeree, popularne w epoce wiktoriańskiej indyjskie danie z ryżem i wędzonym łososiem. Z Londynu Robert udaje się na wycieczkę do Windsoru, gdzie mieści się podmiejska rezydencja królowej. Zwiedza również pobliski kompleks budynków słynnego Eton College, jednej z intelektualnych kuźni Wielkiej Brytanii. Mury tej szkoły opuściło 19 premierów państwa, włącznie z obecnym, Davidem Cameronem. By dostać się do Eton, trzeba zdać egzamin, koneksje i pieniądze nie wystarczą. Książęta William i Harry jako jedenastolatkowie też musieli ten egzamin zdać. W Eton mess, dawnej jadalni college’u, Robert pałaszuje deser: pokruszone bezy z truskawkami ze śmietaną. Do tego herbata darjeeling, już bez śmietanki.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W poprzednim odcinku Robert Makłowicz zawędrował do Ekwadoru, teraz kontynuuje swoją ekscytującą podróż po tym kraju. Z symbolicznego "środka" Ziemi, położonego na przecinającym Ekwador równiku, Makłowicz wyrusza na wyprawę do mitycznego El Dorado szlakiem hiszpańskich konkwistadorów, których w XVI wieku w głąb dżungli prowadził odkrywca Amazonki, Francisco de Orellana. Trasa wiedzie przez przełęcz położoną na wysokości ponad 4 tys. metrów. Okazuje się, że to doskonałe miejsce na przygotowanie śniadania. W miasteczku znanym z termalnych źródeł można zjeść świetnego pstrąga a la befsztyk. Na moście zawieszonym nad dopływem Amazonki poznajemy złoto Inków - kaszę bardzo bogatą w cenne składniki odżywcze. W gęstej dżungli mamy z kolei okazję zobaczyć, jak smaży się placki z zielonej odmiany bananów. Na koniec współczesny poszukiwacz El Dorado odkrywa prawdziwe bogactwo dzisiejszego Ekwadoru.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Krytyk kulinarny z Krakowa odwiedza Londyn i okolice. Wspomina przy okazji swój pobyt w Anglii w roku 1989, kiedy to pracował przy budowie centrum handlowego w Kingston upon Thames, m.in. jako operator wózka widłowego. Z Londynu można tu dojechać komunikacją miejską. Na terenie centrum, choć minęło tyle lat, budka z fast foodem stoi w tym samym miejscu co dawniej. Robert posila się więc bułką z kiełbaską, bekonem i jajkiem. W samym Kingston, uroczo położonym nad Tamizą, koniecznie trzeba zobaczyć ruiny twierdzy normańskiej i kamień koronacyjny dawnych królów anglosaskich. Następny przystanek na trasie wspomnień to eleganckie Richmond. W weekendy Robert miał wolne i przyjeżdżał tutaj odetchnąć wielkim światem i napić się lekkiego musującego wina. Wiadukt kolejowy Hungerford wraz umiejscowionymi po obu jego stronach chodnikami przeznaczonymi dla pieszych, zwanymi Golden Jubilee to idealne miejsce do podziwiania panoramy Londynu. Na uliczce pod wiaduktem znajduje się Galeria Topolskiego, polskiego malarza i grafika, który od 1935 roku mieszkał w Londynie, a tworzył w podziemiach tego wiaduktu. South Bank Centre (południowy brzeg Tamizy) to idealne miejsce dla amatorów rozrywki, koneserów sztuki i smakoszy. Znajdują się tam sale koncertowe, muzea, galerie sztuki i restauracje. Dla Roberta niezwykle ciekawym miejscem jest Covent Garden, ogromna hala na dawnym placu targowym. Już w latach 80. można tu było coś zjeść i wypić. Nadal działa tu pub o nazwie Punch & Judy, gdzie Robert raczy się szklaneczką cydru. Zakupy zaś robi w Borough Market, na jednym z największych londyńskich targów spożywczych. W 1981 r. królowały tu ziemniaki, kapusta i rzepa. Dziś jest to eldorado dla smakoszy. Na tarasie gastropubu w Doclands nad Tamizą Robert gotuje lamb vindaloo - indyjskie danie z jagnięciny w sosie octowo - czosnkowym. W Mayfair, która uchodzi za jedną z najbardziej eleganckich dzielnic Londynu, znajduje się ulica słynnych londyńskich krawców, Savile Row. W świecie mody męskiej to od stulecia jeden z najważniejszych adresów. Robert odwiedza firmę Henry Poole & Co, której historia zaczęła się w 1806 roku. Jej założyciel, Henry Poole, zdobył renomę w połowie XIX wieku. Ubierali się u niego najwięksi dandysi, m.in. cesarz Napoleon III i następca tronu książę Edward. Potem do grona klientów dołączyli cesarz Haile Selassie, car Bułgarii i car Rosji Mikołaj II. Krawcy z Savile Row, wierni najlepszym tradycjom, nie przenoszą produkcji do Chin ani do Indii. Garnitur szyty na miarę kosztuje tu kilka tysięcy funtów. W dokach Robert odwiedza pub The Gun. Kiedyś puby często wyglądały jak zadymione spelunki. Ich goście pili głównie piwo; jeśli coś jedli, to orzeszki lub czipsy. Wszystko to zmienił zakaz palenia. Dziś w wielu pubach równie ważna jak bar jest kuchnia. W The Gun Robert degustuje dania polecone przez szefa kuchni: boczek wieprzowy ze skórką i wodorostami, kotleciki jagnięce z grasicą, puree z karczochów, mus z ziemniaków i czosnku. Do tego czerwone wino.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza Czarnogórę. Kotor, Prcanj, Tivat, Gornja Lastova i Perast to miejscowości, które odwiedzimy, podróżując wokół słynnej Boki, czyli Zatoki Kotorskiej, która należała kiedyś do Republiki Weneckiej. Nazwa "boka" pochodzi od włoskiego słowa "bocca" oznaczającego usta. Z lotu ptaka bowiem zatoka przypomina usta. Program wyprawy pęka w szwach: mury obronne, architektura romańska, place w stylu weneckim, przystań jachtowa dla milionerów, autentyczny okręt podwodny, średniowieczna tłocznia oliwy i górski kościółek - rówieśnik Bitwy pod Grunwaldem. Sporo atrakcji również na talerzu: tatar z wołowiny Wagyu, foie gras z galaretką z porto, słodkie priganice z miodem, ośmiornica i morskie ryby. W autorskim wykonaniu Roberta, przyrządzane pod kaplicą Matki Boskiej Ryżowej risotto Risi e bisi z jagnięciną. Lord Byron twierdził, że Boka Kotorska to najpiękniejsze w świecie połączenie gór i morza. Kotor zaś to dawne weneckie miasto o strategicznym położeniu z potężną fortyfikacją, dziś także opasane murami obronnymi. Turcy, odwieczny wróg miasta, nigdy Kotoru nie zdobyli. Groźniejsza okazała się przyroda; trzęsienia ziemi nawiedzały ten region kilkakrotnie. Współczesność miasta to tłumy turystów i miejscowi, żyjący w tych historycznych dekoracjach. Szczęśliwie nasi przodkowie nie budowali z płyt gipsowych ani paździerza, więc trzęsienia ziemi nie wyrządziły większych szkód w zabytkowej tkance miasta. Przykładem jest XIII - wieczna romańska kolegiata p. w. NMP. Plątanina wąskich uliczek sprawia, że Kotor do złudzenia przypomina Dubrownik, ale na głównym placu widzimy weneckość w czystej postaci. Jednym z jej elementów jest wieża zegarowa z początku XVII wieku. Patronem miasta jest św. Tryfon. Odpędza on złe moce, pomaga winogrodnikom i sadownikom, ale też leczy ludzi z chrapania. Drugim odwiedzanym miasteczkiem jest Prcanj, gdzie Robert zatrzymuje się na posiłek. W tradycyjnej konobie, która mieści się w kamiennym domu, nasz podróżnik degustuje miejscowe przysmaki. W menu: bakalar, czyli suszony solony dorsz, sałatka z ośmiornicy, smażone kalmary z pióropuszami, langustynki, risotto czarne z sepią, risotto czerwone z krewetkami, panierowany plaster rekina, dorada i marynowany tuńczyk. Gornja Lastova to typowa górska wioska. Miasteczko zostało założonew XIII wieku. Robert zwiedza tłocznię oliwy. W ciemnym wnętrzu stoi stara drewniana maszyneria. Kompletnie zachowany młyn oliwny sprzed niemal 500 lat. Na kamiennym dziedzińcu przed gostioną, czyli karczmą odbywa się degustacja. Przed Robertem miska małych pączków, miód, butelka rakiji i kieliszek. Pączki trzeba zamoczyć w miodzie, a potem popić rakiją z morwy. W centralnym punkcie wioski stoi kościółek rzymskokatolicki, wzniesiony w 1410 r. Stąd rozciąga się wspaniały widok na półwysep Vrmac i miasteczko Tivat. Przewodniki niewiele o nim piszą, bo też nie ma tu specjalnych zabytków. Ale jest coś, czego nie znajdzie się na całym Adriatyku. Porto Montenegro - jedna z największych inwestycji jachtowo-hotelowych ostatnich lat. Są tu apartamenty z prywatnymi basenami na dachach. A jachty należą do najbogatszych ludzi świata. W eleganckiej restauracji przy marinie Robert degustuje dwie wykwintne przystawki: tatara z wołowiny rasy Wagyu i foie gras z galaretką z porto oraz jabłkowe chipsy. Atrakcją Tivat jest Muzeum Morskie. Można tu podziwiać dwa okręty podwodne. Kiedyś, za czasów Austro-Wegier Boka Kotarska byłą główną bazą marynarki. W miejscu muzeum była dawniej stocznia i arsenał. Danie odcinka: weneckie risotto z zielonym groszkiem i jagnięciną (risi e bisi), Robert gotuje nad wodą, na malowniczej wysepce, pod kapliczką Matki Boskiej Ryżowej. W tym miejscu zatoka jest najwęższa. Jak chce legenda, przepływał tędy statek wyładowany ryżem, zerwała się burza, kapitan wznosił modły do Matki Bosk
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Głównym miastem Słonecznego Wybrzeża jest Malaga, od niej rozpoczyna się ta andaluzyjska podróż. Malaga nie jest największym miastem regionu, ale ma największe lotnisko, więc turyści traktują je na ogół jako punkt przesiadkowy w drodze na plaże Costa del Sol. Ale warto się w Maladze zatrzymać, bo jest tu wiele ciekawych rzeczy, np. dom rodzinny Picassa, który tu się urodził i muzeum poświęcone jego sztuce. W Maladze przyszedł na świat inny sławny Hiszpan, Antonio Banderas. Korzenie Malagi są fenickie. Po Fenicjanach niewiele zostało. Po nich przyszli Rzymianie. Pozostawili po sobie liczne zabytki, m.in. amfiteatr z czasów cesarza Augusta. Z kolei malageńska starówka została zbudowana na bazie arabskiej mediny. W obrębie starej Malagi jest też wiele zabytków z okresu renesannsu i baroku. Ważnym punktem na mapie Malagi jest miejscowy targ miejski, który mieści się w dawnym arabskim budynku. Przy głównym wejściu są ryby i owoce morza. To logiczne, bo malageńska kuchnia to głównie dary morza. Turystów oprowadzają po targu przewodnicy kulinarni, którzy chętnie pokażą także inne ciekawe miejsca, np. maleńki sklepik, w którym zgromadzono najlepsze malageńskie produkty, jak np. wędliny, z których najbardziej znana jest szynka z okolic Rondy, ma niepowtarzalny smak, bo tamtejsze świnie nie jedzą żołędzi, ale kasztany. Z kolei masło przywożone jest z Asturii, bo w okolicach Malagi hoduje się tylko świnie i kozy, krów tu nie ma. Kolejny obowiązkowy adres na kulinarnym szlaku to sklep z rękodziełem i bar na jego zapleczu. Malaga to również synonim wina, dość specyficznego, wyrabianego ze szczepów Moscatel i Pedro Ximenez. Tutaj są w karcie dwie wersje malagi: palido, czyli blada i anejo, starzona w beczce. Do tego tapas: kawałki chleba, kiełbasa i czereśnie. Palido - mniej słodkie - pasuje do kiełbasy. To ciemniejsze jest bardzo słodkie - do niego najlepsze będą czereśnie. W różnych miastach różne rzeczy wyznaczają upływ czasu. W Maladze wieczór zapowiada pojawienie się na ulicach sprzedawców jaśminowych gałązek. Dlaczego sprzedaje się je wieczorem? Bo jaśmin dopiero wieczorem zaczyna pachnieć. A skoro wieczór, to pora na kolację. W tradycyjnej restauracji El Pimpi Robert próbuje dań miejscowej kuchni: z ryb, ośmiornicy i wieprzowiny. A są to: boquerones (panierowane, smażone sardele), flamenquin (wieprzowa rolada schabowa z cerdo iberico nadziewana szynką), ośmiornica na ziemniakach z czosnkiem, oliwą i pietruszką. Do picia wytrawne wino moscatel. Główny cel przyjazdu dla większości turystów na Costa del Sol to leżąca 15 km od Malagi miejscowość Torremolinos, chyba najsłynniejszy miejscowy adres wypoczynkowy. W szczycie sezonu nie da się tu wetknąć szpilki. Bardzo ważną instytucją plażową są tzw. los chiringuitos, lokale działające na obrzeżach plaż. Kiedyś były to szałasy, dziś restauracje z tarasami. Na jednym z nich Robert przyrządza pez espada, czyli miecznika vel włócznika po malageńsku. Turyści, którym nie chce się już plażować, mogą wybrać się w góry i pojechać do miasteczka Mijas w masywie Sierra Alpujata. Wioski nadmorskie, takie jak Torremolinos, boom turystyczny zmienił w kurorty, ale te leżące nieco wyżej, w górach, wyglądają zwykle tak samo jak kiedyś. Mijas jest najlepszym przykładem typowego białego miasteczka. Robert odwiedza tu Museo del Vino, które nie jest muzeum, ale winoteką. Są tam trunki z całej Hiszpanii, oczywiście prym wiedzie miejscowa malaga. Z Mijas nasz podróżnik udaje się do Marbelli - najsłynniejszego miasta na Costa del Sol. W latach 70. Hiszpania nie miała umowy o ekstradycję z Wielką Brytanią, więc zjeżdżali tu brytyjscy gangsterzy. Potem zaczęli przyjeżdżać zwykli bogacze. Dziś Marbella słynie przede wszystkim z imponujących rezydencji milionerów i ich jachtów w marinie Puerto Bans. Wieczór w Marbelli kończy kolacja
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert podróżuje po Andaluzji. Wraz z nim będziemy podążać szlakiem atlantyckim przez prowincję Kadyks. Najpierw odwiedzimy miasto Barbate, później Kadyks - stolicę prowincji i jedno z najstarszych, istniejących do dziś miast Europy. Będzie też Jerez de la Frontera, Sanlucar de Barrameda i mnóstwo innych wspaniałości. Miasto Barbate leży w okolicy przylądka Trafalgar, niedaleko którego w słynnej bitwie zginął admirał Horatio Nelson. Już w czasach antycznych miasto znane było z połowów tuńczyków. Do dziś jest tuńczykowym symbolem całej Hiszpanii. W Barbate Robert odwiedza przetwórnie rybną Hermac. Wielka mapa świata na ścianie w sklepie firmowym przedstawia szlaki migracji tuńczyków. Najbardziej pożądane są tuńczyki błękitnopłetwe, osiągające do 500 kg wagi. Japończycy kupują na pniu prawie wszystkie. Poddani Mikada najchętniej jedzą tuńczyka na surowo, w postaci sushi i sashimi. Robert w fartuchu i czepku przechadza się po chłodni, podziwiając leżące na paletach ogromne tuńczyki. W następnej hali pracownicy ręcznie kroją i dzielą ryby. Różne części będą miały różne handlowe przeznaczenie. Powinno się zapamiętać przynajmniej dwie nazwy konserwowo - tuńczykowe, są to mojama (polędwiczka) i ventresca (podbrzusze). Mojamę się suszy, ventreskę zalewa oliwą. Wcześniej wszystko musi być posolone. Sól nie tylko konserwuje, ale też nadaje rybie odpowiedni smak. Proces suszenia mojamy trwa miesiąc. Cena tego specjału przewyższa cenę najlepszej szynki górskiej (jamón serrano). Znacznie tańsze, ale równie smaczne jest suszone bonito - cieniutkie płatki tuńczyka niezbędne w każdej japońskiej kuchni. Zwiedzanie przetwórni kończy się konsumpcją. W saloniku degustacyjnym Robert raczy się specjałami z tuńczyka, do tego oczywiście kieliszek białego wina. Kadyks jest najstarszym, nadal zamieszkanym miastem, Zachodniej Europy. Założyli go Fenicjanie w XI wieku. Perłą Kadyksu jest katedra pod wezwaniem Świętego Krzyża, jedna z największych świątyń w całej Hiszpanii. Miejska plaża La Caleta pełna jest ludzi. Gdzieś tutaj wychodziła z wody skąpo odziana Halle Berry, a wpatrywał się w nią Pierce Brosnan jako agent 007. W tej części "Bonda" La Caleta imitowała Hawanę. Z tarasu hotelu Senator Robert podziwia panoramę Kadyksu. Płaskie dachy, wieże i kopuła to żywcem arabska medina. Nic dziwnego, bo przecież Maurowie panowali tu bardzo długo. Na tarasie Robert gotuje danie odcinka: caldo de pero, czyli psią zupę. Faktycznie jest to zupa rybna z kwaśnymi pomarańczami, tzw. "psiankami". Następnego dnia krakowski podróżnik wybiera się na Mercado Central - targ miejski, który jeszcze 15 lat temu wyglądał zupełnie inaczej. Przez bramę wchodzi się na dziedziniec z kolumnadą. Dawniej nie było hali. Zamiast dachu było wielkie płótno i wszędzie stały kramy. Dziś panuje tu higieniczna elegancja. Takie są wymogi Brukseli: stoiska są zrobione z nierdzewnej blachy i każde ma własną chłodnię. Kolejne atrakcje nadmorskiej prowincji to wino manzanilla, czyli wytrawne sherry, słynne konie andaluzyjskie i nie mniej słynna brandy de Jerez. Na pożegnanie z Kadyksem Robert wybiera się do lokalu La Albariza, którego nazwa kojarzy się z wapienno - kredową glebą. Tej to właśnie glebie świat zawdzięcza brandy de Jerez.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W podróż do Sewilli Robert wyrusza z Grazalemy, górskiego pueblo blanco leżącego w górach o tej samej nazwie. Pueblos blancos, czyli białe miasteczka, zwane są niekiedy ptasimi gniazdami. Niektórzy przyjeżdżają do Andaluzji specjalnie dla nich. Wszystkie te miasteczka powstały w czasie arabskiej obecności w Andaluzji, która trwała aż 800 lat. Sami Arabowie nie mieszkali tu jednak, chłodne góry to nie ich żywioł. Osiedlali się tu Berberowie, mistrzowie rękodzieła. Wypasali owce, z ich wełny wyrabiali kilimy, pledy i ozdobne makaty. Przed Arabami, między V a VIII wiekiem było tu królestwo Wizygotów. Rzeźby zdobiące miejski wodopój pochodzą z VI wieku, z czasów wizygockich. W pobliżu Sewilli gór już nie ma, tylko pagórki. To spichlerz Andaluzji. Dominują uprawy zbóż, pola słoneczników oraz coś, co najbardziej nas dziś interesuje gaje oliwne. Hiszpania jest największym w świecie producentem oliwy, a Andaluzja wytwarza jej najwięcej w całej Hiszpanii. W gospodarstwie Basilippo Robert degustuje oliwę. W trzech kieliszkach mamy trzy zasadnicze typy: z oliwek czarnych - dojrzałych, z oliwek niedojrzałych i z oliwek całkowicie zielonych. Dodatkowo gospodarz przynosi do spróbowania lody czekoladowe podawane z oliwą aromatyzowaną skórką pomarańczową. Miasteczko Carmona leży 30 km od Sewilli. Turystę wita bastion murów obronnych z bramą w stylu mauretańskim. To dawna arabska twierdza, ale nie tylko. Tutejszy XIII - wieczny alkazar króla Don Pedro, górujący nad całą okolicą, to dzisiaj parador, czyli hotel. Z tarasu widać złocony słońcem andaluzyjski pejzaż. W roku 1928 rząd hiszpański postanowił zagospodarować jakże liczne opuszczone historyczne rezydencje. Tak powstała instytucja paradores, czyli hoteli i restauracji zarządzanych przez państwo, a urządzanych w miejscach należących do dziedzictwa narodowego. Wielką namiętnością tej części Hiszpanii jest corrida. Robert odwiedza gospodarstwo La Calera. Na powierzchni prawie 2 tys. hektarów rosną dęby korkowe i drzewa oliwne. Jest i coś dla myśliwych: dziki, jelenie i kuropatwy. Ale najważniejsza jest tu hodowla byków. To stąd trafiają na arenę korridy. Bardzo cenione jest również ich mięso, zwłaszcza pieczone w tradycyjny sposób nad ogniem. Kulinarna nazwa tej wołowiny to retinto. Danie odcinka - wieprzową polędwiczkę po sewilsku - Robert przyrządza już w samej Sewilli, w dzielnicy Triana. Sewilla jest perłą Hiszpanii. Robert zwiedza cuda Alkazaru i gotycką katedrę pod wezwaniem Matki Boskiej, zbudowaną w miejscu, gdzie niegdyś stał meczet. Z tarasu kawiarni, z widokiem na dzwonnicę, można podziwiać La Giraldę, ponad 100 stumetrową wieżę, niegdyś meczetu, dziś katedry, która jest symbolem miasta. Dopełnieniem tych wspaniałych wrażeń jest kieliszek zimnej różowej cavy. Alkazar (Al - Qasr) to po arabsku twierdza. Ten w Sewilli jest najpiękniejszy i najsłynniejszy. Władca Al Mutamid przerobił dawną warownię na luksusową rezydencję z haremem na 800 hurys. Dziś to nie tylko muzeum, to również siedziba królów Hiszpanii. Po zwiedzaniu chwila wytchnienia. Robert wybiera narożny historyczny bar o nazwie El Rinconcillo, założony w 1670 r. Obecny wystrój wnętrza pochodzi z końca XIX wieku. Lokal specjalizuje się w tapas, uroczych ogólnohiszpańskich dankach, w sam raz pod jeden kieliszek wina. Robert degustuje ikrę morszczuka z rusztu, szpinak z ciecierzycą, dorsza w jarzynach oraz duszone w oliwie warzywa z jajkiem. Do tego kieliszek manzanilli. Ostatni kulinarny akord w Sewilli to lody. W lodziarni La Fiorentina Robert degustuje trzy smaki: cytrynowe ze świeżą bazylią, aromatyzowane kwiatem pomarańczy i czekoladowe. Co ciekawe są to lody z oliwą. Wizytę w Sewilli musi zwieńczyć pokaz flamenco. Nieprawdą jest, że ten taniec i śpiew ma korzenie arabskie. Już rzymski poeta Martialis opisał pląsy i śpiewy z użyciem kastanietó
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert odwiedza malezyjskie miasto Malakka położone nad strategiczną przez wieki cieśniną o tej samej nazwie. Odnajduje tutaj ślady byłych kolonizatorów. Sułtanat, Portugalczycy, Holendrzy, Brytyjczycy - tak w skrócie wygląda historia tego miasta. Cieśnina Malakka łączy Morze Południowochińskie z Oceanem Indyjskim. To najdłuższa i najbardziej uczęszczana cieśnina świata. W ciągu wieków była łakomym kąskiem dla kolonizatorów. Pierwszymi Europejczykami, którzy przybyli do Malakki, byli portugalscy żeglarze. Zastali tu sprawnie działającą instytucję państwową - sułtanat, który dysponował wynalezionym przez Chińczyków prochem, miał też wojowników. Jednak europejska sztuka wojenna i fortyfikacje zwyciężyły. Portugalczycy się tu utrzymali. Ruiny kościoła św. Pawła to jedna z najstarszych budowli, jakie po nich zostały. Zaś A' Famosa to ostatni zachowany fragment twierdzy zbudowanej przez nich i zburzonej przez następnych kolonizatorów. XVII wiek to szczyt potęgi królestwa Niderlandów. Holenderska Kompania Wschodnioindyjska sprzymierzyła się z sułtanatem i wspólnie wygonili Portugalczyków. Holendrzy zostali tu 200 lat. Po nich przyszli Brytyjczycy. Chińczycy zaś byli na Półwyspie Malajskim od dawna, ale jako przybysze woleli żyć w wyniosłej izolacji. Dopiero kiedy w XIV wieku sułtan Malakki Mansur Shah ożenił się z Chinką, małżeństwa chińsko - malajskie stały się czymś normalnym. W ten sposób narodziła się nowa rasa, nowa kultura, również kulinarna, znana jako Baba - Nyonya. Żeby poznać smaki tej kuchni, należy odwiedzić Chinatown. Robert przyznaje, że dotychczas znał tylko jedno danie takie danie: zupę laksa lemak z Singapuru. Po degustacji w restauracji o nazwie Big Nyonya pora samemu coś przygotować. Na placyku przed zabytkowym holenderskim ratuszem i kościołem Robert gotuje krewetki w sosie słodko - pikantno - kwaśnym. W Chinatown najciekawiej jest o zmroku. Robert odwiedza XVII - wieczny dom. W czasach holenderskich mieściła się tu siedziba celnika portowego. Dziś jest tu restauracja Bistro 1673. Szefowie kuchni specjalnie dla Roberta przygotują egzotyczne dania: bułeczkę holenderską i ryż smażony z ananasem. Kolejny przystanek nocnej wyprawy do Chinatown to jadłodajnia uliczna. Robert zatrzymuje się przy stoisku z rybami pieczonymi na ruszcie, gdzie zamawia ikan bakar Portugis, czyli rybę pieczoną na ruszcie po portugalsku. Jeśli ryba w Malace, to po portugalsku, u Chińczyka.
Czas trwania: 25min. / 2014 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W kolejnym odcinku Robert Makłowicz nadal podróżuje po Ekwadorze i trafia na ekwadorskie wybrzeże Pacyfiku, dużo cieplejsze niż w leżącym na południu Peru, a także bezpieczniejsze niż w sąsiedniej Kolumbii. Oprócz uroków plażowania atrakcją tego regionu są owoce morza. Poznajemy tutejsze sposoby ich przyrządzania, również w wersji na surowo. W trakcie kulinarnych spotkań nad Oceanem Spokojnym w ekwadorskiej prowincji Esmeraldas widzowie będą mogli zobaczyć, jak wyglądają poszukiwane w Europie: małże sercówki, langustynki i dorady. Kupione na targu rybnym i na miejscu oprawione maczetą stanowią składniki wielu dań. Po zachodzie słońca warto odwiedzić szefa kuchni tutejszej nadmorskiej restauracji, który poleca m.in. rybę w sałacie oraz kokos nadziewany krewetkami i zapiekany z parmezanem w specjalnym piecu. Nocą nadmorskie bary oferują egzotyczne, kolorowe drinki.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W Londynie mieszka blisko 8 milionów ludzi. Oprócz angielskiego na ulicach można usłyszeć 500 języków. Przedstawiciele prawie wszystkich mieszkających tu nacji gotują i jedzą to, co znają z ojczystego kraju i lubią najbardziej. Wizyta w Londynie to doskonała okazja do spróbowania oryginalnych dań wielu światowych kuchni, hinduskiej na East Endzie, peruwiańskiej i chińskiej w Soho, afrokaraibskiej w Brixton i polskiej w Hammersmith. Spacer po kulinarnym Londynie Robert rozpoczyna na East Endzie. Przy Brick Lane odwiedza sklep spożywczy i piekarnię, gdzie kupuje gotowe hinduskie dania: pakorę z bakłażanem i samosę ze szpinakiem. Uprzejmy sprzedawca podgrzewa dania i degustacja odbywa się na miejscu. Soho tę nazwę znają nawet ci, co w Londynie nie bywają. Dawna dzielnica uciech i nocnego życia, dziś pełna muzycznych teatrów i klubów zdominowana jest przez imigrantów. Restauracja włoska, dalej hinduska i marokańska, każdy może coś wybrać. Robert wybiera coś, co nawet w Soho jest rzadkością. Przy Frith Street odwiedza peruwiański lokal, gdzie degustuje peruwiańskie sushi, czyli ceviche de marico y pescado. Są to surowe krewetki i ryby w ostrym sosie z cytryną bądź limetką. Do tego pisco sour - destylat gronowy z muskatu z cukrem, limonką i ubitym na pianę białkiem z jajka. W Soho bardzo ważnym miejscem jest chińska dzielnica. Znawcy twierdzą, że w tutejszej Chinatown serwują najznakomitsze w Europie dania kuchni chińskiej. Robert odwiedza lokal, który łączy tradycje brytyjskie i chińskie. To słynna Dumplings’ Legend, czyli pierogowa legenda, która specjalizuje się w pierożkach gotowanych na parze. Pierożki są robione według przepisu chińskiej kuchni z Szanghaju. Lepione ręcznie i nadziewane dwoma rodzajami nadzienia: wegetariańskim i wieprzowym, dosłownie rozpływają się w ustach. Chiński smak wzmacnia piwo Tsingtao, którym Robert popija pierożki. Tak posilony gotuje danie odcinka: krewetki po hongkońsku. Z Soho przenosimy się do Brixton, gdzie mieszkają przedstawiciele mniejszości afrokaraibskiej; głównie są to przybysze z Jamajki i Barbadosu. Całe Brixton to jeden wielki targ. Zewsząd dochodzą dźwięki reggae. Robert spaceruje wzdłuż handlowej ulicy i omawia sprzedawane produkty. Zagląda także do sklepu rybnego, gdzie podziwia rybę maślaną i makrele. Następnie w tanim barze, gdzie serwowana jest kuchnia jamajska, kosztuje trzech dań z kurczaka: jerk chicken, stew chicken, boiled chicken. Wieloetniczny obraz Londynu byłby niepełny bez Polaków. W dzielnicy Hammersmith przy King Street Robert odwiedza polską restaurację o swojsko brzmiącej nazwie The Knaypa. W sali na parterze degustuje z satysfakcją dwa wybrane dania polskie: żurek w świeżym chlebie, polędwiczki wieprzowe z chrupiącym boczkiem, fasolką i puree ziemniaczanym z oscypkiem. Świetne jedzenie. Nie mamy się czego wstydzić na obczyźnie.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W kolejnym odcinku swojego programu Robert Makłowicz nadal podróżuje po Ekwadorze. Przekonuje nas, że choć Ekwador to kraj niewielki, to jednak bardzo różnorodny pod względem geograficznym i klimatycznym, mający do zaoferowania odwiedzającym go podróżnikom mnóstwo skarbów. Z pomocą prowadzącego widzowie odkrywają zwłaszcza te z nich, które można zjeść lub wypić po uprzednim ich przygotowaniu bądź też na surowo. Przygotowania bezwzględnie wymaga ziarno kakaowe, z którego na oczach widzów, w ogrodowej altanie, powstaje czekolada. Z dodatkiem soku z trzciny cukrowej i schłodzonych bananów stanowi doskonały deser w tropikalnych upałach prowincji Costa. Gatunków bananów niemal nieznanych w Europie rośnie w Ekwadorze co najmniej kilka. Poznajemy je oraz ich kulinarne zastosowania. Wielkim skarbem Ekwadoru jest też ocean i to, co wyławiają z niego miejscowi rybacy. Z morskich ryb podróżnik z Krakowa ugotuje danie zwane cazuela de pescado.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Pouczającą wycieczkę za miasto Robert rozpoczyna od kursu londyńską taksówką do dawnego schroniska dla dorożkarzy, dziś służącego taksówkarzom, gdzie kupuje na drogę klasycznego sandwicza. Celem wyjazdu jest region Cotswolds, park krajobrazowy urzekający angielskimi pejzażami. W wiosce Longborough podróżnik odkrywa XII - wieczny kościół, pub w dawnej stacji dyliżansów i operę. Wiejski sklep na pustkowiu imponuje bogactwem spożywczej oferty można tam również kupić kilka rodzajów angielskiego wina. Robert gotuje przed sklepem kotleciki z miejscowej jagnięciny w sosie miętowym, z puree z zielonego groszku. Przed powrotem do stolicy warto obejrzeć rodzinny dom Szekspira w Stratford upon Avon. Na koniec angielska klasyka w gastropubie na East Endzie steak & kidney pudding.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz nadal przebywa w Ekwadorze. Goszcząc w domu Doroty i Alda, polsko-ekwadorskiego małżeństwa, wspomina swój pierwszy pobyt w tym kraju, gdy zabrano go prosto z lotniska na organizowany w Ekwadorze przez tamtejszą Polonię konkurs pierogów. Gospodarze opowiadają z kolei, jak się poznali, jaką kuchnię prowadzą w swoim domu. Częstują też drinkiem własnego pomysłu. Podczas garden party przybyłe na spotkanie inne mieszane małżeństwa częstują gości własnoręcznie przygotowanymi daniami - typowymi potrawami ekwadorskimi. Wśród zaproszonych jest także Tomasz Morawski, polski konsul w Quito, mieszkający w Ekwadorze od ponad 30 lat. Podczas wspólnej wyprawy z Robertem Makłowiczem do dżungli Tomasz Morawski pokazuje dziennikarzowi m.in. drzewa bananowca i krzaki kawy. W sercu lasu, pod bajeczną kaskadą, pan Tomasz przyrządza dla swojego gościa ryby pieczone na liściach z zielonymi, niesłodkimi bananami i maniokiem. Później Robert Makłowicz ogląda ręczny kierat z prasą do wyciskania soku z trzciny cukrowej, mówi również o jego zastosowaniu np. do produkcji różnych napojów, także wysokoprocentowych. Obaj panowie składają też wizytę w parafii la Celica prowadzonej przez polskiego księdza, Dariusza Jaworskiego. Duchowny gości ich na obiedzie w sali katechetycznej. Na koniec, rewanżując się za pieczone ryby, Robert Makłowicz gotuje z kolei dla pana Tomasza, na dzikiej plaży nad Pacyfikiem, langustynki z kolendrą w piwie. Właśnie piwo jest w Ekwadorze najpopularniejszym napojem. Wina w tym kraju się nie produkuje, sprowadza się je głównie z Chile.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert Makłowicz podróżuje do Skanii, krainy na południu Szwecji, która przez Bałtyk sąsiaduje z Polską. Pierwszy przystanek to oczywiście port w Ystad, dokąd można dopłynąć promem ze Świnoujścia. Nowoczesne dziś Ystad to niegdyś hanzeatyckie miasto. W jego historii były trzy okresy chwały. Pierwszy miał miejsce w średniowieczu, kiedy miasto należało do Związku Hanzeatyckiego. Potem była epoka napoleońska, kiedy blokada kontynentalna Wysp Brytyjskich uruchomiła kontrabandę, na której szybko bogacili się miejscowi kupcy. Trzeci okres prosperity miasta zaczął się kilka lat temu i ma związekz literaturą, a ścislej z powieściami kryminalnymi. W Ystad bowiem osadza akcje swoich książek Henning Mankell. W centrum miasta jest kawiarnia, w której posilał się bohater Mankella, komisarz Wallander. Robert próbuje przekąsek słynnego komisarza: kanapki ze szprotką jako anchois i ciastka Wiener Brot, do tego oczywiście kawa. Bardziej wyrafinowane dania Robert znajdzie w restauracji skańskiego szefa kuchni Andersa Vendela. Ten renomowany lokal mieści się w pięknej drewnianej willi, położonej wśród drzew, w nadmorskiej rezydencyjnej dzielnicy Ystad. Jest to jedna z najstarszych restauracji w Szwecji, działa w tym miejscu od 100 lat. Co łączy Ystad z Krakowem? Hejnał z wieży mariackiej pięknego gotyckiego kościoła. W Ystad rozlega się on co kwadrans od godz. 21.15 do pierwszej w nocy. Szwedzki hejnalista gra hejnał na trombicie. Z Ystad Robert jedzie do Kseberg. Ta niewielka miejscowość leży na nadmorskim klifie. To najbardziej na południe wysunięty fragment ziemi szwedzkiej, skąd wikingowie, germańsko - nordyccy wojownicy, wyruszali na podbój Europy. W megalitycznym kręgu (o kształcie łodzi wikingów), zwanym Ales Stenar, Robert przyrządza arcyszwedzkiego tatara śledziowego. Na trasie podróży jest też malownicze miasteczko Kivik. W miejscowym sklepie rybnym Robert prezentuje śledzie w różnych aromatach i szwedzkie gotowane homary, a w restauracji obok sklepu degustuje świeżego smażonego śledzia. W sezonie wydają tutaj 36 tysięcy porcji tego dania. We wsi Norra Hslöv Robert zwiedza ekologiczne gospodarstwo rolne, zagląda także do miejscowej restauracji. Jedzenie nakłada się tutaj samemu w bufecie zwanym wszędzie poza Szwecją szwedzkim stołem. Robert zdecydował się na wędliny i ryby. Wszystkie produkty miejscowe. Tak posilony zwiedza zamek Glimmingenhus. Pochodząca z początku XVI stulecia budowla została wzniesiona przez duńskiego rycerza; od XVII wieku Skania należała bowiem do Danii. Dawna twierdza leży dziś wśród żółtych pól kwitnącego rzepaku. Kolejna szwedzka atrakcja kulinarna to piekarnia w Köpingebro. Dawne skańskie gospodarstwo zostało zamienione w przybytek dla smakoszy. Szwedzi uwielbiają wieś, jeszcze 100 lat temu na wsi mieszkało 80% społeczeństwa. Dziś ta proporcja jest odwrotna, przenieśli się do miast, ale w każdej wolnej chwili chętnie na wieś wracają i domagają się tu wiejskich przysmaków. Robert prezentuje 4 gatunki chleba i 4 rodzaje dżemów. Degustuje chleb żytni i dżem z zielonych pomidorów z imbirem. Wieczorem odwiedza mały browar, który znajduje się w zabudowaniach pobliskiego folwarku. Przed snem raczy się kufelkiem piwa miejscowego wyrobu. Będzie nocował na kempingu.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W ostatniej części swojej podróży po Ekwadorze Robert Makłowicz podróżuje przecinającą cały kontynent z południa na północ Drogą Panamerykańską. Zatrzymuje się w przydrożnych jadłodajniach, żeby spróbować miejscowych specjalności - wśród nich kurczaka w sosie z orzeszków ziemnych i leczniczego wywaru z sokiem sangre de drago. Powstrzymuje się przed skosztowaniem pieczonej na rożnie morskiej świnki, tutejszej specjalności. Zwiedzamy położoną pod wulkanem Cotopaxi plantację róż, eksportowanych na cały świat, której właścicielem jest mieszkający od lat w Ekwadorze Polak z Krakowa. Na koniec gościmy w zabytkowej hacjendzie La Cinega, w której Robert Makłowicz gotuje locro de papa - miejscową wykwintną kartoflankę.
Czas trwania: 23min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W dzisiejszym odcinku będzie trochę miejsko, trochę wiejsko, ale przede wszystkim ekologicznie. Zamiłowanie Szwedów do ekologicznego stylu życia widać wyraźnie w Malmö, gdzie na terenach dawnej stoczni powstało wzorcowe, przyjazne środowisku osiedle Western Harbour, czyli Zachodni Port. Symbolem dzielnicy jest "skręcony tors" - wspaniały wieżowiec wzniesiony według projektu hiszpańskiego architekta Santiago Calatravy, który stanął w miejscu dawnego wysokiego żurawia stoczniowego. Wokół wieżowca rozciąga się dzielnica niedużych domków. Niska zabudowa przeważa w całej dzielnicy. Specjalna konstrukcja domów gwarantuje jak najmniejsze zużycie energii, która w całości pochodzi ze źródeł odnawialnych. Jeździ się tu głównie na rowerach i elektrycznych segwayach. W ekologii bardzo ważna jest sprawa śmieci. Mieszkańcy tej dzielnicy korzystają z pneumatycznego zsypu. W domach dokonują podstawowej segregacji odpadków na organiczne i nieorganiczne. Potem wrzucają je do specjalnych pojemników, z których pneumatyczny system transportuje odpadki poza granice osiedla, żeby nie musiały do niego wjeżdżać śmieciarki. Przepełnieni miłością do ekologii mieszkańcy muszą mieć gdzie kupować ekologiczne produkty, dlatego w osiedlu jest ekologiczny supermarket. Przejrzałe banany, którym kończy się termin ważności, trafiają do przysklepowej restauracji, tam zaś wszyscy chętnie jedzą je w różnych postaciach. Dla zainteresowanych prowadzi się tutaj kursy ekologicznego gotowania. W nadmorskiej dzielnicy jest oczywiście przystań jachtowa i reprezentacyjna restauracja. Nazywa się Salt & Brygga i jest znana w całej Szwecji, a także poza jej granicami. W sali restauracyjnej Robert wyjaśnia koncept ekologicznej restauracji; jest to przede wszystkim zakaz palenia i przestrzeganie zasad fair trade przy imporcie produktów. Następnie degustuje zamówione dania: stek, ragout z policzków wołowych, kiełbasę cielęcą, puree z pokrzyw i zielone szparagi. Bez deseru. Półwysep Bjäre to ziemniaczany spichlerz Szwecji. Bliskość Morza Północnego sprawia, że jest tu bardzo chłodno, dlatego pola są częściowo przykryte folią. Uprawia się tu głównie ziemniaki, bo piaszczysta byle jaka gleba idealnie się do tego nadaje. Z właścicielem gospodarstwa Robert ucina sobie pogawędkę na temat filozofii produkcji wódki rocznikowej i jej walorów. I oczywiście degustuje wybrane trunki, zwłaszcza z młodych ziemniaków. Tak wzmocniony dociera nad samo Morze Północne, do cieśniny Skattegat. Nie jest tu jednak polarnie zimno, a spacer brzegiem morza działa ożywczo. W marinie stoi mnóstwo zacumowanych jachtów, przy których ludzie urządzają sobie pikniki. W XIX wieku powstał tutaj kurort Mölle, którego skarbem jest czyste powietrze przynoszone przez zachodnie wiatry. Na przełomie XIX i XX wieku otwarto tu pierwsze w Europie kąpieliska koedukacyjne. Działały jak magnes; przed I wojną światową do Mölle kursowały bezpośrednie pociągi z Berlina. Dzisiaj też panuje tu atmosfera swobodna. Kolejny cel podróży to wyspa Styrsö, dokąd Robert dopłynie promem. Wyspa leży w archipelagu koło Göteborga i jest urządzona tak, jak Szwedzi wyobrażają sobie idealne miejsce do życia na łonie natury. Obowiązuje zakaz ruchu samochodów, nie licząc pojazdów straży pożarnej czy policji. Na pomoście mariny Robert przyrządza danie główne odcinka: sałatkę szwedzką z łososiem i langustynką. Następnie meleksem dociera do dzielnicy rybackiej. W jadalni nadmorskiego pensjonatu z tradycjami degustuje dania rybne: śledzia na przystawkę i smażoną makrelę z kawiorem. Na deser, herbatę i ciastka, musi dojechać do zamku Sofiero, dawnej letniej rezydencji królewskiej przekazanej przez króla społeczeństwu.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kolejna podróż prowadzi Roberta Makłowicza do hanzeatyckiego Lüneburga w Dolnej Saksonii, niegdyś słynącego z wydobycia soli, ważnego ośrodka handlu, dzisiaj uroczego, zabytkowego miasteczka, w którym dawne koszary z czasów zimnej wojny zamieniono na uniwersytet. Wśród dolnosaksońskich przysmaków prezentowanych w odcinku znajdą się niemieckie kiełbaski krakowskie, świeże szparagi z ziemniakami oraz labskaus - danie dawnych marynarzy.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku odwiedzamy Göteborg. Wizytę w tym drugim co do wielkości mieście Szwecji Robert rozpoczyna od przeglądu oferty na porannej hurtowej aukcji ryb i owoców morza. Do hali aukcyjnej w nadmorskim porcie już od świtu przychodzą hurtownicy, którzy kupują ryby (makrele, szczupaki, kraby, dorsze), nie tylko morskie, złowione w całej Skandynawii. Göteborg kocha ryby i oferuje je nawet w budkach z fast foodem; w jednej z nich Robert zjada smażonego śledzia z arktycznymi jagodami. W początkach XVII wieku dzisiejsza południowa Szwecja należała do Danii, która pobierała wysokie cła za żeglugę w swoich bałtyckich cieśninach. Godziło to w morski handel Szwecji. Król Gustaw II Adolf postanowił wybudować port na otwartym Morzu Północnym. Tak powstał Göteborg - miasto Gotów. Król - założyciel miasta - zyskał chwałę wielkiego reformatora i wodza, a wdzięczni mieszkańcy postawili mu wspaniały pomnik w centrum miasta. Jako że nie samą historią człowiek żyje, w centrum Robert trafia do słynnej restauracji Kometen, najstarszej w mieście, która działa nieprzerwanie od lat 30. XX wieku. Od niedawna jej szefem jest szwedzki autorytet kulinarny Leif Mannerström. W asyście gościa z Polski Leif przyrządza marynowanego po szwedzku łososia gravlax, do którego proponuje kawior. Na takie przysmaki nie mogli liczyć dawni marynarze, o czym Robert przekonuje się na pokładzie repliki XVIII - wiecznego statku Götheborg, cumującego w porcie. W centrum Robert odwiedza także halę targową, której piękny neogotycki budynek stoi nad rzeką. To najsłynniejsze w całej Szwecji miejsce, gdzie handluje się rybami. W tutejszej restauracji rybnej Robert podziwia, jak jej szef Johan Malm, otwiera przy barze ostrygi. Johan jest mistrzem świata w otwieraniu ostryg. Specjalnie dla Roberta przygotuje danie o nazwie "połów dnia". Będzie to smażona makrela z zielonym puree. Po obiedzie Robert odwiedza muzeum szwedzkiej motoryzacji, gdzie dowiaduje się, że już w 1959 r. montowano seryjnie pierwsze w świecie pasy bezpieczeństwa w modelu Volvo Amazon. Szwecja jest światową potęgą przetwórstwa rybnego. Można się o tym przekonać w Kungshamn, gdzie znajdują się magazyny firmy Abba Seafood. Zimnowojenne bunkry z lat 50. doczekały się lepszych czasów i lepszego przeznaczenia. W głównej hali przetwórni stoją beczki ze śledziami z Norwegii - w marynacie, oraz pojemniki z rybią ikrą. Na razie przysmaki te są jeszcze zbyt intensywne w smaku. Ta hala jest jak dojrzewalnia szlachetnych serów - ryby muszą tu poleżeć przez kilka tygodni. W drugiej hali Robert obserwuje proces filetowania szprotek, które po odcięciu głowy zamieniają się w szwedzkieanchois. W kolejnej znajduje się linia produkcyjna słynnej szwedzkiej pasty kawiorowej w tubkach. Z chrupkim pieczywem smakuje jak najprawdziwszy delikates. Każda szanująca się przetwórnia ma swoje laboratorium. Przeprowadza się tu różne testy, ale najważniejsze jest badanie organoleptyczne, czyli degustacja. Robert próbuje kawioru, pasty kawiorowej, kreweteki śledzi. Najbliższe okolice przetwórni wyglądają jak pocztówka. Szczególnie piękna jest przystań jachtowa w Smögen, która znajdujesię w morskim przesmyku. Po drugiej stronie kanału można podziwiać malownicze kolorowe domki. Równie malowniczo prezentuje się zestaw szwedzkich tapas w nadmorskiej restauracji. Matjasy, siekane jajka na twardo, jajka z kawiorem, ziemniaki w plasterkach, śledzie, chrupki chleb, pasty rybne, ziemniaki w mundurkach, pasty kawiorowe. Prostota wykonania i niepowtarzalny smak, to, co w Skandynawii liczy się najbardziej.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Andaluzyjskie miasto Kordoba słynie ze wspaniałych zabytków i niemożebnego upału. Przez 5 miesięcy w roku temperatura może tu przekraczać 40 stopni C w cieniu. Turysta odnajdzie tutaj tropy rzymskie, arabskie, wizygockiei chrześcijańskie. Splendor starego miasta zapowiada już wiodący do niego rzymski most (Puente Romano) ponad Gwadalkiwirem, najważniejszą rzeką Andaluzji. Przez 2 tysiące lat była to jedyna stała przeprawa spinająca brzegi rzeki. Łacińska nazwa Gwadalkiwiru to Betis, a cała rzymska prowincja w granicach dzisiejszej Andaluzji nazywała się Baetica. Rzymianie władali jednak ziemią niemal jałową, spaloną słońcem. Dopiero Arabowie zmienili ją w żyzny spichlerz dzięki systemom nawadniania i melioracji, wykorzystywanym do dzisiaj. Kalifat Kordobański to cały czas arabski sen o potędze; nigdy wcześniej ani później Arabowie nie osiągnęli takiego poziomu rozwoju ekonomicznego i kulturalnego. W Kordobie jest już wieczór, wreszcie się ochłodziło. Czas na pierwszy posiłek. Robert wybiera arabską restaurację pod murami katedry. W menu: zupa harira, na jagnięcinie, z ciecierzycą - jak u króla Maroka. A do picia arabska miętowa herbata, doskonale gasząca pragnienie. Na północ od Kordoby ciągnie się łańcuch górski Sierra Morena. Krajobraz typowy dla wnętrza Hiszpanii - puste połacie. Ale i w tej pustce można odnaleźć rzeczy godne uwagi. U podnóża gór rosną kilkusetletnie dęby. Dęby rodzą żołędzie, a żołędzie to świński przysmak. Tutejsze świnie rasy Cerdo Ibrico to skarb Półwyspu Iberyjskiego. Nie są hodowanew chlewie, ale żyją wolno, na wielkich przestrzeniach. Rasa Cerdo ibrico to krzyżówka dzika ze świnią europejską oraz śródziemnomorską. Sierra de Los Pedroches to przedgórze łańcucha górskiego Sierra Morena. W niewielkiej domowej gospodzie Robert zatrzymuje się na poczęstunek. Kamienny stół na podwórku domostwa, a na nim wyłącznie domowe produkty: marynowane oliwki, owczy ser, białe wino utoczone z kadzi i wędliny, wśród nich szynka jamón serrano z apelacji Los Pedroches. W tutejszych rozległych dębowych lasach żyją też dzikie zwierzęta: jelenie, dziki, czy też dzikie króliki. I właśnie z królika Robert przyrządza danie główne. Jest to conejo en salsa de almendras, czyli królik w sosie z migdałami. W miasteczku Anora Robert zwiedza suszarnię szynek. Na piętrowych stojakach wiszą dojrzewające szynki jamón ibrico. Degustacja odbywa się na miejscu, w sklepie. Pani w czerwonym fartuchu kroi ręcznie szynkę na specjalnym stojaku. Plasterki wyglądają niezwykle kusząco i elegancko. La Mezquita, La Judera - tych miejsc w Kordobie nie wolno ominąć. Trzeba też zajrzeć na ozdobne dziedzińce domów biorących udział w konkursie na najpiękniejsze patio. Wspomniana La Mezquita, czyli Wielki Meczet, jest najwspanialszym zabytkiem Kordoby. Pochodząca z VIII w. budowla była wielokrotnie przebudowywana. Najpierw była tu wizygocka wczesnochrześcijańska świątynia, którą Maurowie przekształcili w ogromny meczet. Dziś jest tu chrześcijańska katedra, chluba i duma całej Hiszpanii. Zaś La Judera to dawna dzielnica żydowska. Jest tu wiele restauracji, których jadłospis często wynika z klimatu. Latem w całej Andaluzji ludzie jedzą chłodnik jarzynowy gazpacho. W Kordobie mają jego własną wersję, to salmorejo z dodatkiem jajek na twardo gotowanych z sokiem z buraków i szynki jamón serrano pokrojonej w kosteczki. Ważnym punktem na mapie Kordoby jest targ gastronomiczny Mercado Victoria. Generalnie można wyróżnić dwa rodzaje targów: takie, na których kupuje się półprodukty i takie, gdzie można dostać gotowe jedzenie. W Hiszpanii ten drugi rodzaj jest coraz bardziej popularny. Mercado Victoria w Kordobie wieczorem zamienia się w gigantyczną restaurację z przeróżną ofertą. Mamy tu np. bogaty wybór tapas: ser manchego produkowany z owczego mleka; ziemniaki duszone w
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert podróżuje po andaluzyjskiej prowincji Grenadzie. Pierwsze odwiedzane miejsce to Pampaneira, pięknie położone górskie miasteczko z przemyślnym systemem wodociągów, stworzonym jeszcze przez Maurów. Wodociągi umożliwiają tarasowe uprawy na stromych zboczach gór. Z ośnieżonych nawet latem 3 - tysięczników Sierra Nevada spływa wąwozem topniejący śnieg. Od wąwozu odchodzi w bok system poziomych kanałów, które nawadniają tarasowe pola. A co tu rośnie? Przede wszystkim konopie i migdałowce. Gaje migdałowe na zboczach gór to charakterystyczny element tutejszego pejzażu. Na razie owoce są zielone, będą dojrzałe pod koniec sierpnia. Pozostałością czasów arabskich jest pralnia. Ta tutaj ma co najmniej 500 lat. Robert zanurza ręce w kamiennej kadzi z wodą i wyjaśnia, na czym polegał ten wynalazek. Otóż do prania wykorzystywano spływającą z gór krystaliczną zimną wodę. Ale to nie jest kres tej wodnej wędrówki. W tamtych czasach nawet brudnej wody nie marnowano. Po praniu woda spływała i spływa nadal ulicznymi kanałami, służąc do ochłody, wspaniale odświeżając powietrze. Spacerując po miasteczku, Robert podziwia białe domy po obu stronach stromych uliczek. W jednym z domostw odwiedza warsztat tkacki. Pani pracuje przy drewnianej maszynie tkackiej. W czasach arabskich w Pampaneira mieszkali Berberowie, którzy trudnili się tkactwem. Po nich pozostała tradycja ręcznego wyrabiania koców i derek. Kiedyś okrywano nimi osły i muły, ludzie też się opatulali. W zimie bywają tu mrozy. Niemal identyczne tkaniny znajdziemy po drugiej stronie Morza Śródziemnego, w Magrebie. Przy jednej białych uliczek mieści się winiarnia, a zarazem sklepik z lokalnymi produktami. Pod sufitem wiszą szynki. W czasach arabskich szynki by tu nie wisiały, to wieprzowina. Ale pozostałe produkty mają swoje korzenie w odległej historii: chleb daktylowy, nugaty z migdałami, oliwa i czekolada, wyrabiana tu metodami rzemieślniczymi. Robert zasiada do degustacji. Na stoliku: szynka, pomidory z ogródka, sery dojrzewające owcze i kozie, dwa rodzaje kiełbasy chorizo, salceson, korniszony, oliwki i wino. Krakowski smakosz odwiedza także sklepik z czekoladą, którą świat pośrednio zawdzięcza Hiszpanom, to oni pierwsi podpatrzyli u Azteków w Meksyku kulinarne zastosowanie ziaren kakaowca. W ofercie mnóstwo oryginalnych smaków, np. ciemna czekolada z owczym serem. Nastepny przystanek na trasie to pobliskie Lanjarón, gdzie Robert chłodzi się napojem limon - jest to biały wariant sangrii, i próbuje miejscowych dań z owoców morza, królika, kasztanów i buraków. Na deser podają tu kompot z kasztanów, jest to rodzaj gęstej zupy z laską cynamonu. Granada czy Grenada? Wielu turystów przybywających do Grenady zastanawia się, jak nazywać to miasto: W polskiej tradycji przyjęła się ta druga nazwa, ale po hiszpańsku to Granada, czyli granat. W legendarnej Grenadzie Robert przywołuje postacie Izabeli i Ferdynanda, pochowanych tam królów katolickich. A jeśli chodzi o kulinaria, to w Grenadzie trzeba koniecznie odwiedzić restaurację Chikito, ulubione miejsce Federica Garcii Lorki. Robert zamawia tu starą andaluzyjską potrawę: rabo de toro, czyli duszone ogony bycze. Założona na początku XX restauracja ma bardzo długą listę bywalców, z której Robert wybiera trzy nazwiska: Federico Garca Lorca, Manuel de Falla oraz Andres Segovia. Każda z tych osób w istotny sposób wpłynęła na kulturę światową. Albaicin to dawna arabska dzielnica. Albaicin to plątanina biegnących w gorę i w dół krętych uliczek. Okolica ta cieszyła się niegdyś złą sławą, a to z powodu Cyganów, którzy mieszkali na szczycie wzgórza Sacromonte. Danie odcinka - ajo blanco, czyli chłodnik z migdałów Robert przyrządza u stóp Alhambry. Wycieczkę po Grenadzie kończy wizyta w cukierni, gdzie Robert próbuje ciasteczek upamiętniających ważne wydarzenie z
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert zwiedza Meklemburgię, czyli Pomorze Przednie. Pierwsze nadmorskie uzdrowisko w tej części Europy, założone w XVIII wieku, powstało nad Bałtykiem w wiosce Heiligendamm. Wielki książę Meklemburgii Friedrich Franz I zamówił do przyszłej "Bałtyckiej Perły" białą, klasycystyczną architekturę; miała się ona stać wzorcem dla wielu następnych nadbałtyckich kurortów. NRD-owska przeszłość nie wyszła uzdrowisku na zdrowie, ale nowe inwestycje przywracają mu blask. Również sąsiednie miasta - Stralsund i Wismar - nadrabiają zaległości i wpisują się na listę dziedzictwa UNESCO. Oba są starymi hanzeatyckimi miastami. Wismar został założony w miejscu dawnego grodu słowiańskiego zwanego Wyszomierzem, po którym nie zachowały się żadne ślady. Od pokoju westfalskiego w 1648 r., kończącego wojnę trzydziestoletnią, miasto znajdowało się pod panowaniem szwedzkim. Pamiątką po tamtych czasach jest średniowieczna kamienica z rzeźbioną głową Szweda nad drzwiami. Dziś w tej kamienicy mieści się - jakżeby inaczej - restauracja "Pod Starym Szwedem". Miasto Stralsund nazywane jest bramą Rugii, ze względu na połączenia drogowe i kolejowe z tą największą niemiecką wyspą. Stralsund uważane jest za za pioniera reformacji w północnych Niemczech. Jego liczni mieszkańcy już w 1525 r. przyjęli ewangelizm. Kolejny hanzeatycki gród to Rostock nad rzeką Warnow. W czasie II wojny światowej miasto było bardzo zniszczone, głównie dlatego, że znajdowała się tu bardzo ważna stocznia, a obok były lotnicze zakłady Heinkla. W przeszłości Rostock był bardzo bogaty. Już na początku XV wieku działała tu uczelnia, jedna z pierwszych w północnej Europie. Pewnie dlatego najokazalszym miejscem w Rostocku jest plac Uniwersytecki. I w tym to uniwersyteckim ośrodku, nad brzegiem Warnow, Robert przyrządza frykadelki w sosie kaparowym. A potem odwiedza portową tawernę "Pod Kogą", gdzie zamawia smażone zielone śledzie i Bratkartoffeln. Kolejne rybne dania krakowski smakosz zje na wyspie Rugii, która słynie z uzdrowisk, takich jak Sassnitz, i świeżych ryb dostarczanych wprost z kutrów do portowych barów i restauracji. Degustacja rybnych przysmaków odbywa się w ogródku restauracji KutterFish. Robert siedzi w plażowym koszu, a przed nim trzy dania: Fischbrötchen z matjasem, talerz śledziowy i zupa soljanka rybna. Północny kraniec Rugii to Przylądek Arkona, popularnie zwany niemieckim Nordkapem. Strome klify, dawne bunkry i baza marynarki wojennej NRD zainteresują wielu turystów. Jednak najciekawsze są tu wykopaliska związane z historią Prasłowian. Przylądek Arkona bowiem to dawne grodzisko słowiańskie i miejsce kultu Świętowita. Pierwszymi panami Rugii byli Słowianie z połabskiego plemienia Ranów.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Królowa Hanzy, stolica związku miast handlowych to już przeszłość Lubeki, choć wiele bezcennych średniowiecznych zabytków ocalało z ostatniej wojny. Robert wyjaśnia, co łączy jeden z nich z wampirem Nosferatu, przechadza się śladami trzech lubeckich noblistów i bierze udział w ludowym festynie na rynku jako konsument rybnych kanapek. Próbuje też słynnego miejscowego marcepanu i deseru Rote Grütze, a w dawnym domu Gildii Morskiej, dziś cenionej restauracji, zamawia matjasy i bałtyckiego dorsza. Morskim oknem na świat Lubeki jest port i kurort Travemünde. Robert podziwia zacumowany tam 4 - masztowy żaglowiec handlowy typu pogromca wiatrów, przyrządza omlet z ziemniakami i piklingami z sałatką z porów oraz przedstawia całym sobą instrukcję obsługi tradycyjnego kosza plażowego, podkreślając jego walory krajobrazotwórcze.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Dzisiejsza Republika Czeska składa się z trzech historycznych krain: Czech, Moraw i Śląska. W tym odcinku odwiedzamy podregion Moraw zwany Valasko. Ale zobaczymy też trochę Śląska. Urocze miasteczko Štramberk na Morawach leży 30 km od polskiej granicy. Nad całym miastem i okolicą góruje Truba, czyli Trąba. To średniowieczna wieża, w której mieszkańcy schronili się podczas najazdu tatarskiego w XIII wieku. Jak głosi legenda, po odstąpieniu Tatarów znaleźli w ich obozie worki z uszami odciętymi chrześcijanom. Sztramberczanie mieli poczucie humoru, bo z czasem zaczęli wypiekać słodkie uszy, które dziś są znanym lokalnym przysmakiem. Zabytkowym kabrioletem marki Tatra z lat 30. Robert jedzie do pobliskich Koprzywnic. Przed wojną Czesi byli prawdziwą potęgą w dziedzinie motoryzacji. Można się o tym przekonać w koprzywnickim Muzeum Techniki. W jednej z sal Robert podziwia kolekcję przedwojennych aut osobowych marki Tatra. Limuzyna z serii T-77 to konstrukcja genialnego inżyniera Hansa Ledvinki, której rozwiązania skopiował Ferdynand Porsche do swojego Garbusa. Ta konstrukcja to chłodzony powietrzem silnik umieszczony z tyłu pojazdu. Po zajęciu Czechosłowacji przez Niemcy Hitler nakazał wstrzymanie produkcji T-77. Po wojnie Tatra wygrała proces patentowy i w latach 60. Niemcy musieli wypłacić odszkodowanie. Bawiąc w tej okolicy, nie można ominąć Nowego Jiczyna, który wszakże nie ma nic wspólnego z Rumcajsem; tamten Jiczyn leży na północ od Pragi. Rynek miasteczka okalają zabytkowe kamieniczki z epoki renesansu i baroku. Historyczna zabudowa ocalała, bo dwie wojny światowe ominęły miasto. W Nowym Jiczynie ostatnie lata swego zasłużonego żywota spędził austriacki generał Ernst Gideon von Laudon. Bił dzielnie Prusaków w czasach Marii Teresy. Zmarł w domu, w którym dziś mieści się największe na świecie Muzeum Kapeluszy. Skąd kapelusze w Nowym Jiczynie? W czasach Austro-Węgier ten region był zagłębiem przemysłu tekstylnego. Z Nowego Jiczyna Robert jedzie do pałacu w Kuninie. W ogrodach pałacowych odbywa się prezentacja kulinarna. Szef kuchni przyrządza szaszłyki z wieprzowej polędwicy z dodatkiem kurczaka i boczku, do tego ziemniaki z kminem. Na deser zaś Robert pojedzie do zamku w Hukvaldach. W romantycznej baszcie, skąd rozpościera się widok na Morawy i okolice, odbędzie się degustacja miejscowych słodkich kołaczy z nadzieniem owocowym. W parku pod zamkiem szukał natchnienia wybitny kompozytor czeski, Leo Janacek. Ale te strony wydały wielu znakomitych ludzi kultury i nauki. Tuż obok, w Priborze urodził się Zygmunt Freud, zaś w Rażnie - Gregor Mendel, ojciec genetyki. Kolejny kulinarny przystanek to górski pensjonat na rzeczką Ostravicą, gdzie Robert degustuje królika ze śliwowicą. Stamtąd jedziemy do Ostrawy. Patrząc z góry na okolice, trudno wyobrazić sobie bardziej śląski krajobraz. Ostrawa to kiedyś najbardziej przemysłowe, zadymione i zanieczyszczone miasto regionu. Dziś na wszystkich kominach są filtry, a wiele zakładów jest już nieczynnych. Robert zwiedza hutę Vitkovice (pierwotna nazwa Rudolf) z połowy XIX wieku, która czeka na wpis na listę UNESCO. Huta pracowała do końca XX wieku. Dziś jest to zabytek myśli technicznej. W jednej z dawnych hal fabrycznych urządzono interaktywne muzeum techniki. Jego patronem jest Juliusz Verne, który urodził się w tym samym roku, kiedy otwarto ten kombinat hutniczy. W muzeum odbywają się koncerty. Salę widowiskową urządzono w dawnym gigantycznym zbiorniku do sprężania gazów z wielkiego pieca. Na zakończenie wizyty w starej hucie Robert ogląda jeszcze podwodny statek Nautilus kapitana Nemo. W Landek Park, na trawniku przed skansenem górniczym, szef kuchni miejscowej tradycyjnej restauracji, pan Zdenek Voznica, przygotowuje swoje popisowe danie: szablę górniczą. Pan Zdenek to legenda, był niegdyś szefem kuchni słynnego Grand Hotelu Pupp w Karl
Czas trwania: 25min. / 2014 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Podróż do Dolnej Saksonii jest okazją do przyjrzenia się miejscowym uprawom ziemniaków. Niemcy traktują tę roślinę jak pełnoprawne warzywo. Kartofle nie są tam obiadowym dopychaczem; uprawia się je w wielu odmianach odpowiednich do różnych zastosowań: na sałatki, na frytki czy na puree. Robert Makłowicz przedstawia je w kilku regionalnych daniach; zwiedza również naukowy instytut uprawy ziemniaków, w którym rodzą się ich nowe odmiany.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Szwecja kojarzy się z lasami i z jeziorami. Największe z nich - jezioro Wener - leży w prowincji Värmland i jest jednym z największych w Europie. Wraz z miejscowym rybakiem Robert wyrusza łodzią na poranny połów. Złowione w jeziorze ryby oprawia się i wędzi na miejscu - w dymie z wiórków drzew liściastych. Ale najbardziej okazały sandacz złowiony tego ranka prosto z jeziora trafia na patelnię Roberta, którego w kulinarnej sesji wspomaga miejscowy kucharz, strażnik dawnych tradycji; jego popisowe danie to kolbulle - naleśnikowe placki na wieprzowym boczku, przysmak varmlandzkich smolarzy. W Filipstad Robert odwiedza fabrykę pieczywa chrupkiego, symbolu szwedzkiego stołu. Knäcke brod, chrupki szwedzki chleb to wynalazek z konieczności. Kiedy śnieg na pół roku odcinał ludzi od świata, nie mieli dostępu do świeżego pieczywa i musieli coś wymyślić. Chrupki chleb to podstawa szwedzkich tapas. Szwedzi podają je z różnymi serami, pastami, boczkiem, wędlinami z mięsa i ryb oraz z krabami. Kiedyś jedzenie biednych, dziś tapas to wszechświatowy przysmak. Może dlatego, że jeden listek chrupkiego chleba ma tylko 50 kcal; w kategorii pieczywa to prawie nic. Wioska Bjälverud to raptem kilkanaście domostw. Państwo Robberts prowadzą tu sklep, w którym sprzedają własne produkty. To coraz powszechniejszy szwedzki obyczaj. Chlubą gospodarstwa są wędliny wyrabiane własnoręcznie przez pana domu z mięsa łosia. W ogrodzie, pod kwitnącą jabłonią odbywa się degustacja. Na stole półmisek wędlin i butelki z popularnym w Szwecji sokiem jabłkowym. Wieś Lakene to kolejne miejsce, gdzie można zaopatrzyć się w naturalne produkty. Ingrid i Jan pochodzą z Holandii i wytwarzają sery. W maleńkiej dojrzewalni Robert degustuje sery w typie gouda, smakuje mu zwłaszcza ten aromatyzowany nasionami kozieradki. W leśnej głuszy nad rzeką, w miejscu zwanym Zieloną Doliną, znajduje się młyn z 1709 roku. Robert zastaje młynarza przy pracy. Lennart Svan z pasją opowiada, że kamień młyński działa tu od ponad 200 lat. Dziś nie napędza go, jak dawniej, woda, ale prąd, a całością steruje komputer. Żytnia mąka to ważny składnik miękkiego szwedzkiego chleba. Z młyna Robert wychodzi z workiem mąki, idzie przez most w stronę pobliskiej piekarni, gdzie próbuje wspaniałego żytniego chleba. W prowincji Värmland mieszkała Selma Lagerloff, szwedzka pisarka, pierwsza kobieta uhonorowana Nagrodą Nobla w 1909 roku. W miejscowości Östra Ämtervik k/ Marbacka Robert odwiedza cukiernię Granne med Selma. W czasach Selmy Lagerloff kobiety były wykluczone z życia kawiarnianego, zwłaszcza na wsi. Zbierały się więc we własnym gronie, przynosiły kawę, raczyły się ciastkami i plotkowały. Pretekstem do spotkań zwanych kafferep były np. robótki ręczne. W miejscowości Ekshärad znajduje się farma łosi, stąd znak drogowy: "Uwaga, łosie". W Szwecji łosie to zwierzęta o dużym znaczeniu gospodarczym. W tej części kraju często widzi się takie znaki, ostrzegają one przed dzikimi zwierzętami, które potrafią tutaj wyjść na jezdnię. Dzień w Värmland dobiega końca. Przed nocą miejscowa procedura kąpieli w balii z gorącą wodą, a potem dla ochłody skok do jeziora i toast za szwedzką i skandynawską kuchnię.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Znane określenie "jechać na saksy" w programie Roberta Makłowicza nabiera innego znaczenia. Razem z podróżnikiem-smakoszem poznajemy atrakcje niemieckiego landu słynącego z zabytkowych hanzeatyckich miast, eleganckich, pełnych zieleni wsi, owiec wypasanych na wrzosowiskach i kwitnących w maju sadów owocowych nad Łabą. W menu odcinka znajdą się między innymi: flądra panierowana, sałata wiosenna z jagnięciną oraz szparagi w sosie holenderskim.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Podróż rozpoczna się w Siedmiogrodzie, w części nazywanej Saską Szwajcarią. Saską od niemieckich osadników, którzy zakładali tu miasta już w XII wieku. Najpiękniejszym miastem regionu jest Sighishoara, otoczona średniowieczną cytadelą. Jedyną konkurencją dla Sighishoary w Europie może być francuskie Carcassone, z podobnie zachowanymi średniowiecznymi murami. W restauracji przy rynku (tuż obok domu, w którym mieszkał Vlad Dracula, ojciec słynnego Draculi) Robert zamawia dania reprezentatywne dla trzech nacji mieszkających dziś w Sighisoarze: rumuńskie sarmalute cu mamaliguta, czyli gołąbki z mamałygą, węgierski paprykarz wieprzowy z galuszkami i niemiecki gulasz z jelenia z czerwoną kapustą oraz roladą wieprzową. Wioska Valea Viilor, po niemiecku Wurmloch, to stara saska wieś. Robert podziwia tu jeden z miejscowych cudów - średniowieczny saski kościół pełniący funkcje obronne. Warto zwiedzić także kościół w Biertan (po niemiecku Birthölm), który otoczony jest trzema pierścieniami murów obronnych. Podobnych kościołów jest w okolicy wiele, niemal w każdej wsi. Niektóre z nich zostały wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Medias to pierwsze większe miasto na trasie. W roku 1575 tu właśnie przyjął polskich posłów książę siedmiogrodzki Stefan Batory, który podpisał Pacta Conventa, by móc zostać królem Polski. W Medias Robert zwiedza przepiękną starówkę, a następnie wstępuje do piekarni i ciastkarni, by spróbować miejscowych wypieków: popularnych precli na słono i słodko. Pernute to słodkie drożdżowe bułeczki, zaś covrig to precle z makiem, sezamem i serem cascaval. Zaraz za Medias, przy głównej drodze znajduje się wioska Brateiu. W kramach na poboczu drogi Cyganie sprzedają swoje wyroby. Wyspecjalizowali się w miedzianych naczyniach. W okolicach Poiana Mica Robert zapuszcza się w karpackie lasy. To niemal pierwotne puszcze. Rosną w nich nie tylko sosny i świerki, ale też dęby. Dzięki temu żyją tu np. niedźwiedzie. Każdego roku odbywają się tutaj "truflowe łowy". Trufle występują w Europie w pasie od Francji do Mołdawii. W Rumunii zbiera się je dopiero od 10 lat. Do poszukiwań wykorzystuje się specjalnie szkolone psy myśliwskie. W miejscowej gospodzie z widokiem na górskie hale odbywa się degustacja trufli. Na talerzykach dwie trufle umyte, jedna w stanie naturalnym i ser. Przekroczywszy Karpaty, nasz podróżnik znajdzie się na Wołoszczyźnie. Chce zobaczyć winnice regionu Dealu Mare. Z miejscowym kucharzem przyrządzi danie invertita de la ciuta, czyli ziemniaczane naleśniki z nadzieniem z kurczaka. Odwiedzi także nowoczesną winiarnię Lacerta. Właścicielem winiarni jest Walter Friedl, Austriak z Wiednia. Podczas degustacji panowie raczą się winem białym i czerwonym, młodym i starzejącym się w drewnianych beczkach. Na zakończenie pobytu na Wołoszczyźnie Robert wzmacnia się miejscowymi wędlinami. Ghiudem to kiełbasa wołowa, przypominająca turecki sudżuk, babic to ostra kiełbasa paprykowana, zaś carnat de plecho to kiełbaski baranie, jedyne w Rumunii z apelacją.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Tym razem Robert Makłowicz postanawia wyruszyć na ratunek pamięci historycznej o Mołdawii, niegdysiejszym sąsiedzie Rzeczypospolitej. Wzorem smoka wawelskiego wyrusza z Krakowa, spod Kościoła Mariackiego, jedzie terenowym samochodem, wyposażony w niezawodne przybory kuchenne. Droga prowadzi przez Słowację, Węgry i Rumunię - kraje, których terytoria bardzo zmieniły się w ciągu ostatniego stulecia, dziś należące do Unii Europejskiej. Na mołdawskim szlaku krakowski podróżnik odwiedza m.in. spiską Lubowlę, węgierskie miasto Gyula i rumuńskie Jassy.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Sybin (rumuńska nazwa Sibiu) to jedno z najpiękniejszych miast nie tylko Transylwanii i Rumunii, ale i całej Europy. To miasto trzech kultur - niemieckiej, węgierskiej i rumuńskiej wyróżnia się wspaniale zachowaną zabytkową architekturą. Zwiedzanie Sybina Robert zaczyna od Piata Mare, głównego placu miasta, który znajduje się na saskiej starówce, saskiej, bo zbudowanej przez niemieckich osadników. Pierzeję południową placu wypełniają domy w stylu saskim; północna zaś to budowle w stylu austriackiego baroku, wśród których wyróżnia się XVIII - wieczny pałac austriackiego gubernatora Samuela von Brukenthala. Pod jego rządami Sybin przeżył niezwykły rozkwit. W samym centrum miasta niewiele jest szkaradnych budowli z czasów komunizmu. Istniał wprawdzie plan wyburzenia saskiej starówki i postawienia w tym miejscu ohydnych betonowych bloków, ale na szczęście reżim Ceausescu upadł wcześniej. W staromiejskiej Caf Wien Robert zamawia do degustacji tort szwarwaldzki, strudel serowy i fiaker caf, czyli kawę wzmocnioną alkoholem. Po wiedeńskich deserach Robert udaje się na Most Kłamców. Jest to pierwsza żeliwna konstrukcja w całej Transylwanii. Jak chce legenda, kto stojąc na nim skłamie, runie w dół razem z mostem. Ulica Nicolae Balcescu to główny deptak miasta. Kamienice z XIX wieku są ładnie odnowione, bo w 2007 roku Sybin był Europejską Stolicą Kultury. Przeważają tu knajpy międzynarodowe i takie, w których podają swojskie jedzenie. Robert poleca słynne rumuńskie kiełbaski mititei z sałatką z bakłażanów. W Dolnym Mieście, gdzie niegdyś mieszkała uboga ludność pochodzenia rumuńskiego, Robert odwiedza targ. Na stoiskach królują winogrona, papryka, zielone pomidory, bazylia i oregano. W jednej z restauracji odbywa się Oktoberfest, Robert ma więc okazję skosztować bawarskich wędlin Sybin był drugim miastem w Europie, które w XIX wieku zafundowało sobie elektryczny tramwaj. Dziś kursuje on tylko okazjonalnie. Linia prowadzi do podnóża gór - do wioski Rasinari. Ta piękna rumuńska wioska zapisała się złotymi zgłoskami w historii filozofii i literatury rumuńskiej i światowej. Pochodzili stąd filozof Emil Cioran oraz Octavian Goga, międzywojenny rumuński premier i poeta bardzo zaprzyjaźniony z ówczesnymi elitami Polski. W knajpce o nazwie "Restauracja", niedaleko domu Ciorana, Robert przyrządza cascaval pane, czyli panierowany smażony ser w sosie. Ostatnim przystankiem historycznej linii tramwajowej jest wioska Paltinis. To zimowy kurort, kompletnie opustoszały po sezonie. Miał tu swój dom Constantin Noica, rumuński filozof. Skazany w 1958 roku na 25 lat więzienia za propagowanie dzieł Emila Ciorana, wyszedł po sześciu latach na mocy amnestii. Do górskiego domku, w którym spędził jesień życia, Noica zapraszał wybranych uczniów. Stworzył i realizował ideę oporu wobec komunizmu poprzez naukę. Niestety, nie doczekał końca reżimu Ceausescu. Górskie powietrze najwyraźniej sprzyja filozofii. W miejscowej knajpie panowie przy kuflach piwa toczą bardzo filozoficzne rozmowy.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W swojej kolejnej podróży Robert Makłowicz zawitał do Mołdawii. Najbardziej znanym w świecie produktem eksportowym Mołdawii są jej wina, którymi raczyli się już bohaterowie sienkiewiczowskiej Trylogii. Podczas swojej wędrówki podróżnik odwiedza kilka renomowanych winnic i największe na naszej planecie piwnice, w których składuje się wino w beczkach i butelkach. Podziemne korytarze są tak ogromne, że trzeba po nich jeździć samochodami. Jako uzupełnienie szlachetnych trunków smakosz z Polski proponuje m.in. sarmalę (gołąbki w liściach winogron), wieprzowe ragout z mamałygą oraz półmisek warzywny z bryndzą.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Transylwania od 1918 roku należy do Rumunii. Jej łacińska nazwa oznacza krainę za lasami. To jedno z ostatnich tak wielokulturowych miejsc w narodowej Europie. Dziś przyjrzymy się jej części, która zwie się Szeklerszczyzną. Tajemniczy lud Szeklerów zamieszkuje do dzisiaj północny Siedmiogród. Oni sami twierdzą, że wywodzą się od Csaby, syna wodza Hunów, Attyli. Naukowcy przypuszczają, że mogą być potomkami Połowców lub Pieczyngów. Ich Święta Skała góruje nad wioską Rimetea, po węgiersku zwaną Torocko. Wioska została starannie odnowiona w latach 90. W jej centrum stoi zbór unitariański. Udziela on akurat ekumenicznej gościny węgierskim katolikom, którzy licznie przybyli na motocyklach na mszę świętą. Następnego dnia w miejscowym pensjonacie Robert asystuje przy pieczeniu chleba. Wyjęty z pieca chleb ma przypaloną skórkę. Robert wyjaśnia, że spalona skórka chroni chleb przed wysychaniem. Dawniej, kiedy chleb piekło się raz na tydzień, bochenki przeznaczone na zapas czekały w spiżarni właśnie w takiej postaci. Gospodarz pensjonatu zaprasza na taras na tradycyjne szeklerskie śniadanie. Robert przedstawia śniadaniowe menu. Świeżo upieczony chleb, placki langosze, słonina, pasta zakuska i pasta z bakłażanów. A na początek, przed jedzeniem, kieliszek palinki. Po śniadaniu Robert wybiera się na spacer po wsi, by przyjrzeć się tradycyjnej szeklerskiej zabudowie. Wszędzie drewniane bramy, często bogato zdobione. Domy stoją bokiem do ulicy, dzięki czemu wieś jest bardziej zwarta. Każdy dom ma piwnicę i strych. W miejscowej restauracji o nazwie Kuria Robert degustuje rumuńskich zup: estragonowej i flaczków na kwaśno. Daniem głównym odcinka jest kapusta po szeklersku, którą Robert ugotuje na leśnej polanie z widokiem na Świętą Skałę. Wioska Rimetea / Torockó żyje z turystów; niemal w każdym domu oferują pokoje gościnne, ale głównym zajęciem miejscowych jest jednak rolnictwo. W jednym z gospodarstw Robert ma okazję zobaczyć domową gorzelnię - na podwórku beczki z zacierem ze śliwek, a w domu odpowiednia aparatura. Okolica to kraina śliwek, więc robi się tu specjał zwany silva palinka, czyli tuica, czyli śliwowica. Gospodarz wraz z Robertem wznosi toast: Na zdrowie!
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Północno - wschodni region Chorwacji dzieli nazwę i wiele tradycji kulinarnych z Baranją po węgierskiej stronie granicy. W karcie miejscowych dań oznacza to gwarantowaną obecność paprykarza rybnego i paprykowanych wędlin. W karcie win, oprócz czerwonej frankovki i czarnego pinot, widnieje natomiast chorwacka specjalność - doskonała biała grasevina. Ryb i dziczyzny dostarczają rzeki, stawy i lasy, z których słynie park krajobrazowy Kopacki Rit. Na polowania zapraszał tu swoich wysoko postawionych gości towarzysz Josip Broz Tito. W tamtejszych słodkich wodach królują sumy, karpie, szczupaki i sandacze. Robert Makłowicz z satysfakcją sprawdza, jak smakują one upieczone na ruszcie. Wśród atrakcji odcinka również autentyczne wiejskie gospodarstwo sprzed stu lat oraz chłopska uczta na polu golfowym!
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Na kolejnym etapie swojej podróży po Mołdawii Robert Makłowicz, znany krytyk kulinarny, skupia się na cudach natury, których znajduje w tym kraju znacznie więcej niż wspaniałości stworzonych przez człowieka. W olśniewających plenerach między Prutem i Dniestrem przyrządza miejscowe przysmaki, m.in. kotlety cielęce w sosie winnym z mamałygą oraz grillowaną cukinię z bryndzą. Bardzo ciekawie zapowiada się też spotkanie Roberta Makłowicza z polskimi żubrami, należy ono jednak do atrakcji pozakulinarnych, gdyż żaden z uczestników spotkania nie zostanie zjedzony.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Miasto Braszow leży w rumuńskich Karpatach. Góruje nad nim narciarski kurort Poiana Brasov. Tam właśnie rozpoczyna swą podróż Robert Makłowicz, zjeżdżając na nartach w dół do miasta i delektując się panoramą jego średniowiecznej starówki. "Miasto na wschodzie" tak mówili o Braszowie Niemcy, którzy widzieli w nim graniczną stanicę zachodniej cywilizacji w tej części świata. Obok Niemców mieszkali tu Rumuni, Węgrzy, Żydzi, Ormianie i Turcy. Na starym saskim rynku Braszowa zwraca uwagę zabytkowy gmach dawnego ratusza. Na ścianie frontowej budynku widnieje herb miasta, z koroną na drzewie, bo Braszów to miasto koronne, po niemiecku Kronstadt. Ratusz nie pełni już od dawna swojej funkcji, dziś jest tu muzeum. Nieopodal ratusza w restauracji Gustari Robert kosztuje rumuńskiej specjalności gołąbków w liściach kiszonej kapusty z mamałygą. Po czym udaje się do delikatesów, gdzie prezentuje miejscowe wędliny (salceson we flaku, słoninę w dwóch rodzajach i wędzoną golonkę) oraz sery (telemeę, bryndzę i fetę). Średniowieczna starówka Braszowa zachwyca architektonicznym kunsztem, zwłaszcza w zestawieniu z bezładem, jaki cechuje dzisiejszą zabudowę miast. Jedna z uliczek przypomina kształtem powróz czy linę; kiedyś była to droga ewakuacji; w razie pożaru mieszkańcy mogli tędy bezpiecznie opuścić miasto. Atrakcją turystyczną Braszowa jest największa w Rumunii gotycka katedra, zwana Czarnym Kościołem. Wokół gmachu kościoła trwa remont zabytkowej nawierzchni placu. Dwa były momenty w dziejach, kiedy miasto wymagało gruntownej renowacji: koniec XVII wieku i upadek komunizmu. Kres starego miasta wyznacza zabytkowa Brama Schei wbudowana w ciąg dawnych średniowiecznych umocnień. Początkowo w obrębie starego miasta mieszkali tylko Sasi, stąd nazwa Saska Starówka. Innym nacjom nie wolno było się tutaj osiedlać. Z czasem zamieszkali tam również Węgrzy, Rumuni zaś dopiero po roku 1848, po upadku rewolucji węgierskiej. Tamte podziały są już bez znaczenia. Dziś Braszów to miasto rumuńskie, w którym żyją potomkowie wielu nacji. Na starym mieście Robert odwiedza tradycyjną rumuńską karczmę o nazwie Sergiana, gdzie degustuje tocanitę i ciorbę, czyli gęste zupy gulaszowe. Kuszące są także skwarki wieprzowe i czerwona cebula. Na wzgórzu nad miastem, skąd rozlega się malowniczy widok na miasto, Robert gotuje danie odcinka. Jest to clatite brasovene cu carne, czyli braszowskie naleśniki z nadzieniem mięsnym. Wyjątkowo smakowite!
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza Hamburg i okolice. Czy można tu znaleźć bardziej romantyczną scenerię niż pole ziemniaków, zwłaszcza w czasie wykopków? Kartofliska były często opisywane w literaturze, np. w "Blaszanym bębenku" Güntera Grassa. Ale przejdźmy do konkretów. Robert asystuje przy zmechanizowanych wykopkach w podhamburskiej wsi, skąd kartofle trafiają na stoły metropolii. Pierwszy tydzień po zbiorach ma wielkie znaczenie dla jakości plonów. Prosto z pola ziemniaki ładuje się do przewiewnych drucianych skrzyń, w których są przewożone do hali magazynowej, gdzie są chłodzone i suszone. Hala jest słabo oświetlona bladym, zielonym światłem, które sprawia, że ziemniaki nie zielenieją. Zielony kolor wskazuje, że w ziemniaku wytworzyła się solanina - szkodliwa substancja, która może powodować zaburzenia, a nawet zatrucia pokarmowe. W tym magazynie można składować co roku 5 tys. ton ziemniaków. Dopiero, kiedy zamówią je klienci, są sortowane, myte, kalibrowane i wedle odmian trafiają na rynek. W Hamburgu największym wyborem ziemniaczanych dań może się poszczycić restauracja Kartoffelkeller. Robert zamawia ich tam siedem, po czym rusza zwiedzać Hamburg. Na początek miejsce najbardziej reprezentacyjne: plac ratuszowy i sam ratusz, a na nim figury dwudziestu cesarzy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Przez Hamburg przepływają dwie rzeki: Alster i Bille. Rzeka Alster tworzy w centrum miasta dwa jeziora, większe i mniejsze. Jest tu też mnóstwo kanałów i śluz. A samych mostów ponad 2 tysiące. Robert wybiera się w rejs statkiem wycieczkowym. Zwiedza dzielnicę portową Hafencity oraz słynne kawiarniane arkady, gdzie degustuje Alterwasser, czyli popularne w Niemczech piwo z lemoniadą. W Hamburgu jest jeszcze trzecia rzeka, Łaba, chyba najważniejsza, bo łączy miasto z Morzem Północnym. Ciekawym turystycznie miejscem jest pusty plac z resztkami murów zburzonego kościoła i zachowaną wieżą. Kościół wzniesiony w średniowieczu dla żeglarzy za patrona miał św. Mikołaja. Po alianckich nalotach została z niego tylko wieża. By zobaczyć, jak wyglądał Hamburg przed wojną, trzeba przyjść na most Holzbrücke. Kiedyś był drewniany - stąd nazwa. Z mostu widać tyły ulicy Deichstrasse, gdzie można podziwiać ocalałą średniowieczną zabudowę - wąskie, hanzeatyckie domy. Wzdłuż kanałów ciągnie się skupisko spichlerzy, jedno z największych na świecie, zwane Miastem Spichlerzy. Hamburg był przez wieki wolnym miastem hanzeatyckim, stracił ten przywilej po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku, po zwycięstwie Prus nad Francją. Żeby pomóc mu gospodarczo, wydzielono specjalną strefę i zbudowano spichrze. W jednym ze spichlerzy urządzono Muzeum Przypraw, gdzie można zaopatrzyć się np. w mieszankę curry, aby następnie przyrządzić, jak to czyni Robert, hamburskiego dorsza w sosie z curry właśnie. Na deser, równie ostra jak dorsz, niegrzeczna dzielnica Sankt Pauli. Niemal wszędzie portowe dzielnice są pełne tancbud, zamtuzów i lupanarów, ale Sankt Pauli przoduje w tej dziedzinie. Jej główna arteria to Reeperbahn. Sankt Pauli kojarzy się z Beatlesami, którzy tu zaczynali swoją karierę. W latach 1960 - 62 grali w tutejszych klubach. Po powrocie do Anglii nagrali album "Please Please Me". Na zakończenie spaceru po słynnej dzielnicy Robert odwiedza bar turecki, gdzie degustuje trzy dania: placek ze szpinakiem i serem, kebab döner i falafel, czyli smażone kulki lub kotleciki z ciecierzycy i bobu.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Freie Hansestadt Bremen, czyli wolne miasto hanzeatyckie - taką dumną oficjalną nazwę nosi do dziś miasto nad Wezerą, której w średniowieczu zawdzięczało dostęp do Morza Północnego i płynące z morskiego handlu zyski. Brema to także najmniejszy w całych Niemczech land związkowy. Alianckie bomby w 1943 roku niemal całkowicie ominęły rynek Bremy. Dzięki temu możemy tu podziwiać takie perły jak budynek gildii kupieckiej z XVI wieku, posąg rycerza Rolanda, katedrę i ratusz. Na rynku stoi też pomnik Bismarcka, żelaznego kanclerza, który zasłużył na miano polakożercy. Co ciekawe, Bismarck miał żonę o słowiańskich korzeniach i lubił węgorze, więc w tym programie można na niego spojrzeć odrobinę cieplej. Za pomnikiem żelaznego kanclerza stoi katedra św. Piotra. Jak w każdym porządnym niemieckim mieście tuż przy katedrze działa codzienny targ. To zwyczaj jeszcze z czasów średniowiecznych. Prapoczątek Bremy to X - wieczna Dzielnica Powroźnikow z małymi, zabytkowymi domkami. Dziś w historycznej zabudowie tej najstarszej dzielnicy ulokowały się liczne galerie, butiki i kawiarnie. Niemcy, podobnie jak Ślązacy, lubią przed obiadem wypić kawę i zjeść coś słodkiego. Robert wybiera coś bardziej konkretnego: Bratwurst Kiefert, czyli kiełbaski z miękką słodkawą bułką i słodkawą delikatną musztardą. W XIX wieku przyszedł na świat Ludwig Roselius, kupiec, który opracował technologię produkcji kawy bezkofeinowej. Bardzo się na tej kawie wzbogacił i w latach 20. wybudował w Bremie słynną Bötscherstrasse - ulicę Bednarską z zabudową w stylu ekspresjonistycznym. Jedną z atrakcji tego miejsca jest karylion - zestaw grających dzwonków z miśnieńskiej porcelany. Ekspresjonistyczna architektura Bötscherstrasse była bardzo krytykowana przez Hitlera. Roselius robił wszystko, żeby ocalić dzieło swojego życia. Po krytyce ze strony hitlerowców nad bramą do uliczki kazał wmurować płaskorzeźbę przedstawiającą Lichtbringera, anioła z mieczem niosącego światłość i zwyciężającego siły ciemności. To miał być oczywiście sam Führer. Lichtbringer to po łacinie Luciferus. Bardzo ciekawe są podziemia Bremy. Pod ratuszem i pod całym rynkiem ciągną się ogromne piwnice winne, których zasoby mocno ucierpiały po wizycie zwycięskich wojsk alianckich w 1945 roku. Wielką część tych piwnic zajmuje Ratskeller, rodzaj gospody winnej, gdzie Robert degustuje trzy odmiany najbardziej dla Niemiec reprezentatywne, a są to riesling znad Mozeli, silvaner z Palatynatu i Müller Thurgau z Nadrenii. Ratskeller w Bremie to dziś największa kolekcja niemieckich win na całym świecie. Zdecydowana większość miast Hanzy miała związek z morzem, choć wiele z nich, tak jak Brema, nad morzem nie leży. Łącznikiem między morzem a miastem była rzeka Wezera. Kiedy w XIX wieku się zamuliła, Bremeńczycy kupili ziemie nad samym morzem. Tak powstało Bremerhaven, dawne nabrzeże portowe. I to w tej scenerii, z widokiem na latarnię morską, Robert gotuje zupę krem z kalafiorów po bremeńsku. Dzięki swojemu strategicznemu położeniu Bremerhaven było jedną z głównych baz Kriegsmarine. Nazwę Bremerhaven należy przetłumaczyć jako "bremeński port". To ogromny kompleks, który składa się z kilku mniejszych portów: handlowego, promowego i rybackiego. Choć ten ostatni to już zabytek zamieniony w kompleks turystyczny. Są tu hotele, kawiarnie i mnóstwo restauracji. Na tarasie jednej z nich Robert raczy się gładzicą, jest to rodzaj flądry z ziemniakami, do tego kieliszek białego wina.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Poławiacze koralu już w czasach antycznych upodobali sobie wody Sardynii, zwłaszcza zatoki wokół miasta Alghero. Ten morski klejnot łowi się tu do dziś i obrabia artystycznie na miejscu. Sardynię oblewają wody Morza Śródziemnego, przy czym na wybrzeżu północno - zachodnim nie mają one specjalnej nazwy. Na wschodzie zaś jest to Morze Tyrreńskie. Inaczej niż nad Adriatykiem przeważają tu plaże piaszczyste, a szmaragdowa woda jeszcze w październiku jest ciepła. Współcześnie Sardynia należy do Włoch, ale od wieku XIV do XVIII wyspą władali Katalończycy i Aragończycy, połączeni w średniowieczu unią personalną. Wpływy ich kultury można odnaleźć w miejscowym języku, architekturze oraz kuchni. Alghero to największe miasto w okolicy. Wygląda tak, że można by je śmiało przenieść do Katalonii i doskonale wpisałoby się w tamtejszy pejzaż. Kompletnie nietknięta nowoczesnością tkanka miejska otoczona jest wspaniałymi murami obronnymi. Na nabrzeżu mariny z widokiem na stare miasto Robert gotuje miejscową specjalność: tuńczyka po katalońsku. Zaś na tarasie hotelu Punta Negra krakowski smakosz degustuje langustę po katalońsku, do której podaje się białe chardonnay albo szampana. Butelkę wina, jak wiadomo, zamyka się korkiem. A skąd bierze się korek? Dęby korkowe to wielka rzadkość. Jego najwięksi producenci to Portugalia i Sardynia właśnie. Miejscowość Calangianus to sardyńska stolica korka. W gaju korkowym Robert pokazuje okorowane drewno. Odarta z dębu kora musi być przechowywana przez 18 miesięcy na wolnym powietrzu. Pierwszy zbiór jest możliwy, kiedy drzewo ma 30 lat, kolejne co 10 lat. Fachowcy wyróżniają dwa rodzaje korka: męski i żeński. Wielki korek do szampana, wycięty z jednego kawałka kory, może kosztować nawet 5 euro. Ale tylko taki pozwoli przechowywać butelkę przez kilkadziesiąt lat bez szkody dla jej zawartości. Wyspa Asinara jest dziś niemal bezludna. Turyści mogą tu zwiedzać dawne więzienie Fornelli dla najgroźniejszych terrorystów i mafiosów. Atrakcją wyspy jest założony niedawno park narodowy, w którym żyją dzikie konie, dziki i białe osły albinosy. Castelsardo, kolorowe miasteczko położone na wielkiej górze z zamkiem na szczycie, to kolejny punkt na trasie. Castelsardo znaczy sardyński zamek. Historia miasteczka liczy prawie 1000 lat, a spacer jego wąskimi i stromymi uliczkami może przyprawić o zadyszkę. Szef kuchni miejscowego hotelu zaprosił Roberta na brodo di pesce. Jest to tradycyjna zupa rybna z Castelsardo, do której podaje się tutejsze czerwone wino Cannonau. Degustacja odbywa się na tarasie restauracji z widokiem na miasto i zamek.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Wszystkie drogi w górach Sierra Nevada (a jest tylko jedna: malownicza droga nr 395) prowadzą do Pradollano miasta zbudowanego od podstaw w latach 60 - tych dla nowej stacji narciarskiej. Tajemnica nart w górach, z których można zobaczyć brzegi Afryki, jest prosta: jeździ się na stokach trzytysięczników, a nawet wyżej. W rodzinnym parku zimowych rozrywek Robert próbuje swoich sił na kolejce grawitacyjnej i na skibobie, a przy stacji pośredniej Borreguiles ocenia ofertę kulinarną dla narciarzy w bufecie samoobsługowym (restauracja la carte prawdy w tym zakresie nam nie powie). Miejscowe wędliny, sałatka z tuńczyka i pieczonej papryki czy krokiety z szynką można potraktować jako przystawki przed daniem głównym, które Robert przyrządza własnoręcznie, a jest to Tortilla de Sacromonte z wieprzowymi podrobami. Po kąpieli w górskim spa godzina jazdy na południe i można znów zażyć kąpieli, ale już w Morzu Śródziemnym.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Fragment wybrzeża Morza Śródziemnego położony na południe od masywu Sierra Nevada nosi nazwę Costa Tropical. Zgodnie z tą nazwą, miejscowa żyzna nizina, utworzona z materiału nanoszonego w ciągu wieków przez rzekę Guadalfeo, jest idealnym teren do upraw owoców tropicalnych. Z dawnego arabskiego miasta Salobrea Robert udaje się do ogrodu, w którym można zjeść prosto z drzewa mango, awokado, chirimoyę, liczi, kumkwaty czy limonkwaty. Inną tropikalną specjalnością regionu jest trzcina cukrowa i wyrabiany z niej rum (jedyny taki w całej Hiszpanii). Zaglądamy do kamiennych kadzi w fabryce rybnego sosu garum, która przez 800 lat dostaraczała tego przysmaku na najbogatsze stoły starożytnego Rzymu i poznajemy przepis na miecznika w sosie pomarańczowym, którego Robert gotuje na plaży. Wprost z tropików w śnieżne góry, oddalone raptem o 100 km. Po atrakcjach zjazdowych wieczorna uczta w barach tapas.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Rożnow pod Radhoszczem w Beskidach to miejsce znane z tradycji kultury wołoskich pasterzy, którzy migrując wzdłuż Karpat, dotarli również na Morawy. Ich szlakiem podąża Robert Makłowicz. Jak każdy turysta zagląda do karczmy, gdzie odnajduje smaki znane również na Podhalu: haluszki, bryndzę, żentycę, kwaśnicę czy bundz. W miejscowości Vizovice, na skraju Beskidów Robert odwiedza wytwórnię destylatów owocowych z ponad 100-letnią historią. Gorzelnia założona pod koniec XIX wieku przez Rudolfa Jelonka jest dziś największym na świecie producentem destylatów owocowych. Większość przerabianych tu owoców (śliwek, jabłek, moreli) pochodzi z miejscowych sadów. Recepta na sukces jest taka sama jak w XIX wieku: trzykrotna destylacja. Do wytwórni w Vizovicach każdy może przynieść własne owoce i zrobić z nich destylat. Zapłaci za usługę i zabierze do domu butelki z własną etykietą. Był rok 1894. Wspomniany już pan Rudolf Jelonek zaczął destylować śliwowicę w Vizovicach, a w pobliskim Zlinie pan Tomasz Bata założył firmę obuwniczą. Z początku szło mu kiepsko, ale w 20-leciu międzywojennym była to największa fabryka obuwia na świecie. Dziś obok fabryki stoi 16-piętrowy wieżowiec centrali koncernu z legendarną windą, w której jest biuro. Winda jeździ między piętrami, a siedzący w niej dyrektorzy kontrolują pracowników na wszystkich kondygnacjach. Tomasz Bata, wyklęty po II wojnie światowej jako drapieżny kapitalista, dzisiaj znów jest w Zlinie czczony jako ojciec miasta. Patronuje nawet tutejszemu uniwersytetowi. Ze Zlinu Robert udaje się na łono natury, by w górskim krajobrazie Beskidów przygotować danie wołoskie: bramboraki z suchego chleba. Bramboraki są bardzo podobnego placków ziemniaczanych. Wielu z nas Czechy kojarzą się nie z piwem i knedlikami, ale z secesyjnymi uzdrowiskami, takimi jak Karlove Vary czy Mariańskie Łaźnie. Swój kurort mają też Morawy to Luhaczowice. Tutejsze wody - lekko słonawe - czuć siarkowodorem. Podobno dobre są na różne dolegliwości. Swego czasu ciągnął tu kwiat czeskiej wokalistyki, m.in. Karel Gott i Helena Vondrackova. Po kuracji wodą pora na coś konkretnego. Robert odwiedza hotel Vyhlidka, czyli widoczek. Na tarasie hotelowej restauracji degustuje dwa miejscowe dania, karpia z grilla i wołowego karabaczka. A potem wraca do Rożnowa, by w starej 300-letniej gospodzie spróbować piwa polutmave, do którego jako przekąskę podają pieczoną lub wędzoną golonkę w plastrach. Wieczorem udaje się do łaźni piwnej, by zażyć kąpieli. Piwny roztwór w wannie ma temperaturę 37 st. Celsjusza, ale w kuflu Robert ma to samo piwo, tylko zimne.
Czas trwania: 25min. / 2014 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz podróżuje po Mołdawii. Dzisiejsza Mołdawia to intrygująca mieszanka narodowości, kultur, wyznań i obyczajów, również kulinarnych. Robert Makłowicz przygląda im się, odwiedzając miasta, dzielnice i wsie mołdawskich Polaków, Gagauzów, Cyganów, Ukraińców i rosyjskich starowierców. Wizyty u tych niezwykle gościnnych ludzi są świetną okazją do skosztowania ich tradycyjnych dań. W menu odcinka nie zabraknie gagauskiej kawarmy z baraniej rąbanki, cygańskich szaszłyków z mamałygą i konfitury z malin popijanej czajem metodą "na prikusku".
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz podróżuje po Transylwanii - baśniowej krainie w rumuńskich Karpatach. Pierwszym punktem na trasie jest miasto Sinaia i pałac Peles, nierozerwalnie związany z historią niepodległej Rumunii. Pałac ten zbudował król Karol, pierwszy z dynastii Hohenzollern - Sigmaringen. Za komuny rezydowali tu sekretarze, a Ceausescu zrobił sobie z niego prywatne lokum. Po jego śmierci pałac wrócił do rodziny królewskiej. Dziś jego właścicielem jest ostatni król Rumunii, Michał. Jest to też jedno z najchętniej odwiedzanych w tym kraju muzeów. Nieopodal jest jeszcze jeden pałac Pelior, nieco mniejszy. Wybudował go król Ferdynand dla swojej żony, królowej Marii. W górskiej części miasta znajduje się gospoda dla narciarzy, po rumuńsku Cabana Schiori. Robert degustuje tu golonkę wędzoną z fasolą i pstrąga smażonego. Blisko stacji narciarskich jest też serbska tawerna. Tu nasz podróżnik raczy się przystawkami: wędlinami i pastami serowymi. Dania główne zaś to pleskavica i karadżordżeva sznicla - kotlety mięsne, doprawione czosnkiem, cebulą i papryką. Sinaia to po rumuńsku Synaj. Historia miasta zaczęła się od klasztoru, ufundowanego przez miejscowego magnata, po jego powrocie z pielgrzymki do Ziemi Świętej, gdzie spłynęło na niego niezwykłe wzniosłe uduchowienie. Dopiero potem zbudowano tu siedzibę króla i powstał kurort. Górskie pałace pierwszych królów Rumunii są nieodzownym elementem baśniowej scenerii Transylwanii. Wzbudzają zachwyt nie tylko u turystów, doceniają je także filmowcy. Na przełomie XIX i XX wieku ludzie możni i arystokraci budowali dla siebie w tej okolicy wille w alpejskim stylu. Tak powstało wiele kurortów, jeden z nich zwany Perłą Karpat przypomina naszą Krynicę. Zamek Bran to największa atrakcja turystyczna Rumunii, jeśli brać pod uwagę liczbę odwiedzających. Turystów przyciąga do Branu legenda o Draculi, którego powołał do życia dla współczesnej masowej wyobraźni irlandzki pisarz Abraham Stoker w swojej książce pod tytułem "Dracula". Stoker zwiedzał Transylwanię i zamek Bran, mógł więc umieścić w książce wiele szczegółów z topografii zamku. Wyobraźnię zwiedzających najbardziej pobudzają sekretne schody; w powieści wampir Dracula schodził nimi do komnat gości zamku, żeby wysysać ich krew. Jedyne autentyczne miejsce związane z Draculą to cela Vlada Palownika. Jest to małe pomieszczenie z oknem. W celi tej więził Draculę przez trzy dni król węgierski. Na wewnętrznym dziedzińcu zamkowym, w otoczeniu turystów, Robert przyrządza danie główne odcinka: tocanitę z wieprzowiny, jest to gulasz w sosie octowo - estragonowym z dodatkiem czerwonego wina, podawany z mamałygą Podgrodzie u stóp zamku to wielki plac targowy. Robert zatrzymuje się przy stoisku z winami i palinkami, interesujące są zwłaszcza te z podobizną Draculi na etykietach. Z podgrodzia Robert maszeruje do górskiej bacówki. Wewnątrz w ciemnej izbie góral wyrabia bryndzę. Taki świeży ser to doskonały farsz do dania o nazwie bulz. Są to kule z mamałygi nadziewane właśnie bryndzą. Miejscowe specjały Robert degustuje na tarasie regionalnej restauracji z widokiem na dolinę. Na desce podano bryndzę z warzywami, a do popicia jest kwaśne mleko. Poniżej restauracji stoją ustawione na postumentach popiersia wybitnych postaci z dziejów Rumunii. W środku konny pomnik Vlada Palownika, obok popiersie Decebala, wodza Daków, który stawił opór rzymskim legionom cesarza Trajana. Jest też pomnik Michała Walecznego, pierwszego władcy, który zjednoczył pod swoim berłem Wołoszę, Mołdawię i Transylwanię. Wieczorem w miejscowości Predeal Robert spotyka znanego rumuńskiego szefa kuchni Stefana Berceę, który przygotowuje danie z sarniny, zapiekane w glinianych naczyniach pod przykrywką z ciasta.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Tytułowa Cetina to najdłuższa rzeka Dalmacji, wpadająca do Adriatyku w mieście Omis. Jej przełom przez Góry Dynarskie dorównuje chyba urodą słynnym dalmatyńskim archipelagom. Idąc śladami filmowego Winnetou, bo właśnie nad Cetiną kręcono w latach 60. te jugosławiańsko-enerdowsko-francuskie filmy, Robert Makłowicz odkrywa lądowe i słodkowodne smaki środkowej Dalmacji, dość egzotyczne w zestawieniu z dobrze znanym wakacyjnym turystom adriatyckim menu. W tym odcinku na talerzu Roberta Makłowicza pojawiają się m.in. ślimaki, cielęcina a la jaskiniowcy, panierowane żaby i kalmary nadziewane boczkiem.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Podróż na Zanzibar rozpoczęła się dla Roberta niefortunnie w samolocie zginęła mu walizka. Na szczęście potem wszystko szło już dobrze: walizka się odnalazła, a szef kuchni w eleganckim ośrodku turystycznym przygotował doskonałe śniadanie w stylu swahili. Robert nie omieszkał też sprawdzić, jak jedzą pracownicy ośrodka; razem z nimi zjadł obiad w stołówce pracowniczej. Odwiedził miejscową wioskę, przejrzał ofertę sklepików owocowo - warzywnych i udał się na północ wyspy do typowego ośrodka plażowego, gdzie wybrał coś specjalnego z karty drinków w barze. Kolację zjadł u znajomego szefa kuchni przy dźwiękach afrykańskich bębnów, w towarzystwie egzotycznych tancerek. Danie główne odcinka: Swahili seafood masala czyli owoce morza w sosie masala w stylu swahili.
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W swojej kolejnej podróży Robert Makłowicz zawitał do Środkowej Dalmacji. Po najelegantszej z wysp Dalmacji, Hvarze, Robert Makłowicz porusza się często spotykanym tu pojazdem - skuterem. Hvarskie drogi nie są wcale takie złe, jak głosi legenda. Hvar, zwany w czasach Habsburgów austriacką Maderą, szczyci się najdłuższą w Chorwacji tradycją zorganizowanej turystyki, liczącą już 140 lat. To nie jedyne, poza wspaniałym klimatem, "naj" na koncie tej wyspy. Robert Makłowicz odwiedza wiejską gospodę, gdzie jada się wyłącznie najlepsze miejscowe produkty, degustuje wino i oliwę z miejscowej tłoczni, gotuje z szefami cenionych hvarskich restauracji. Poleca takie przysmaki jak ośmiornica z jajami, figi z szynką, czarne risotto z atramentem sepii oraz risotto z krewetkami.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Do stolicy Zanzibaru Robert Makłowicz udaje się wczesnym rankiem, aby zostać tam aż do zmroku. Jeden dzień z życia Stone Town to śniadanie w ulicznym lokalu dla tubylców, rzut oka na architekturę miasta, gorące wrażenia z najlepszej kawiarni w mieście, ścisk i gwar na dworcu autobusowym i pobliskim targu Estella Market, słynna zupa Zanzibari Mix oraz gotowanie w ulicznej garkuchni. Danie główne: tuńczyk w sosie curry. O zmierzchu czas na kąpiel miejscowej młodzieży na miejskiej plaży, a po zmroku wielki targ spożywczy przed dawnym pałacem sułtańskim: sok z trzciny cukrowej, ryby, kraby, ośmiornice, szaszłyki z krewetek, małży, placki, ryż, słodkie ziemniaki, maniok
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W Środkowej Dalmacji wszystkie drogi prowadzą do Splitu, tam również wiedzie szlak Roberta Makłowicza - krakowskiego "dziennikarza kulinarnego". Miasto, którego historyczne centrum znajduje się dosłownie w antycznym pałacu Dioklecjana, w wyjątkowy sposób łączy współczesność z odwieczną tradycją Śródziemnomorza: grecką, rzymską i wenecką. Przewodnikami Roberta Makłowicza po kuchni stolicy Dalmacji są miejscowi restauratorzy. Ze specjałów, które wspólnie przyrządzają, warto polecić: carpaccio z tuńczyka z sałatką ziemniaczaną i morskimi algami zwanymi vlasulje, czyli peruki, oraz makaron penne po marynarsku.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Wonne przyprawy to niekwestionowana specjalność Zanzibaru. Krakowski smakosz korzysta więc z okazji, żeby na żywo, w ich naturalnym środowisku obejrzeć tak egzotyczne rośliny jak goździkowiec, drzewo muszkatołowe, wanilia, cynamonowiec, kurkuma oraz kawa i maniok. Zastosowanie kulinarne tych wonności można sprawdzić na miejscu; Robert zjada na lunch ryżowy pilau z rybą w sosie kokosowo - pomidorowym, wszystko odpowiednio przyprawione. Aby pogłębić swoją wiedzę na temat korzennych smaków, asystuje dwóm zanzibarskim szefom kuchni, którzy gotują rybę w kokosowym sosie curry. Na deser przegląd egzotycznych owoców z wyspy, a o zachodzie słońca ceviche z surowej ryby przyrządzane na tradycyjnej łodzi typu dhow.
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Chorwacja naddunajska nadal leczy rany po wojnie domowej 1991 roku, a oblężony wówczas przez Serbów Vukovar stał się symbolem bohaterstwa, cierpienia i materialnych zniszczeń. Na szczęście, to już historia. Dziś miasta nad Dunajem znów żyją normalnie, a ziemia wydaje plony. W ilockich winnicach leżakują kolejne roczniki wybornego traminca i graseviny, a w najdłuższej rzece Europy miejscowi rybacy łowią płocie, karpie. Przyrządzają je według tradycyjnych przepisów gościom w agroturystycznych gospodarstwach. Krytyk kulinarny z Polski ma okazję usmażyć płocie na wieprzowym smalcu, udusić sandacza w winie i przejechać się rowerowym szlakiem biegnącym od źródeł Dunaju niemal do jego ujścia.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W swojej kolejnej podróży Robert Makłowicz zawitał do północnych Włoch. W symbolicznym początku i końcu Morza Śródziemnego Robert Makłowicz odnajduje liczne ślady Austro-Węgier, swojej ulubionej epoki i jej kuchni, łączącej w sobie tradycje wielu krajów i ludów. Kosmopolityczny Triest, przez wieki wolny port, urzeka swoimi kawiarniami i wiedeńską architekturą. W miasteczku Muggia po drugiej stronie zatoki podróżnik z Krakowa odkrywa ittiturismo - agroturystykę w wydaniu rybnym, wręcz rybackim! Położona tuż nad miastem górska wieś zaprasza do tradycyjnej prywatnej gospody. Propozycje kulinarne odcinka: spaghetti z sercówkami, zupa jota, langustynki alla busara, ryby z rusztu i fritto misto.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Przewodnikiem Roberta po wodach oblewających Zanzibar jest jego znajomy z Krakowa, Irlandczyk mieszkający na wyspie od lat. Obaj wyruszają w rejs łodzią z trójkątnym żaglem, nurkują na rafie koralowej, łowią rozgwiazdy i posilają się w bufecie pod palmami, gdzie Robert próbuje cigala zwanego zanzibarskim homarem. Sam gotuje dla Conora wyspiarską specjalność zamówioną u miejscowego rybaka ośmiornicę w stylu swahili. Przyjaciel rewanżuje się posiłkiem w bajkowej restauracji zbudowanej na koralowej skale pośrodku morza, gdzie obaj panowie kosztują dań kuchni włoskiej z akcentami afrykańskimi. Wieczorne barbecue na plaży nie może się obyć bez czynnego udziału Roberta, który przyrządza tam homary z rusztu.
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Otoczona górami i pustyniami Almeria, na tle innych regionów Hiszpanii, wydaje się wciąż nieodkryta. A warto tu przyjechać, choć to statystycznie najgorętsze miejsce w Europie ze średnią temperaturą w roku powyżej 19 stopni C. Samo miasto kusi zabytkami starymi (arabska Alcazaba), nowszymi (katedra obronna) i najnowszymi (portowa rampa kolejowa ze szkoły Eiffela czy podziemne schrony z czasów wojny domowej). Główna promenada miasta nazywa się Paseo de Almeria i jest to najlepszy adres na zakupy. Jeśli chcemy zrobić zakupy spożywcze, wystarczy skręcić w boczną uliczkę, do Mercado Central w eleganckim budynku z XIX wieku. Jest tu tak czysto, że można jeść z podłogi. A w ofercie: miejscowe szynki, dorsz w różnej postaci i suszone sardele - znane tu już w czasach fenickich. Na wiosnę można je jeść z młodym bobem, co doceni każdy miejscowy smakosz. Jeśli ktoś nie lubi atmosfery targu, może wybrać się do eleganckich delikatesów, gdzie uwagę Roberta zwracają ryby, małże, karczochy, szparagi, ale w konserwach. Almeria była perełką Kalifatu Kordoby, jego głównym portem. Po rekonkwiście podupadła i się wyludniła. Koloniści się tu nie garnęli, bo ziemia była niezbyt przyjazna i pustynna. Zmieniło się to w XIX wieku, kiedy w tej górskiej okolicy odkryto prawdziwy skarb - rudy żelaza. Choć koncesje na wydobycie kopalin otrzymały firmy francuskie i brytyjskie, skutki prosperity odczuł cały region. Ciekawostką są w Almerii kioski. Niektóre sprzedają prasę, inne napoje i lody. Ale w latach 1936 - 39 tutejsze kioski były wejściami do podziemnego świata schronów. Są one do dzisiaj pamiątką po ponurych latach wojny domowej, kiedy to Almeria była bastionem republikanów, a frankiści i ich sojusznicy często ją bombardowali. Wybudowano więc schrony, których korytarze liczą 4 km długości. Mogły pomieścić 4 tys. ludzi. Atrakcją Almerii jest Muzeum Kina i aleja gwiazd filmowych. Swoje ślady pozostawili tutaj Terry Gilliam, Ridley Scott, Omar Sharif i Arnold Schwartzenegger. W kamienicy, gdzie mieści się muzeum, gościł swego czasu John Lennon, który spędził tu jesień 1966 r. Przyjechał do niego wówczas Ringo Starr. Lennon mieszkał na pięterku. W mieszkaniu arcyważna była łazienka, a zwłaszcza wanna, w której Lennon komponował. I w tej to "muzycznej" wannie powstała piosenka "Strawberry Fields Forever". Kolejny filmowy trop prowadzi nas do Fortu Bravo. To miasteczko z Dzikiego Zachodu, zbudowane na potrzeby kinematografii, w którym swoje spaghetti westerny kręcił Sergio Leone. A co można ugotować w takiej scenerii? Na centralnym placyku między bankiem i saloonem Robert przygotuje polędwiczki wieprzowe po kowbojsku, suszone sardele i panierowane ryby. Kolejna porcja hiszpańskich przysmaków czeka na Roberta w rybackiej wiosce na Costa de Almeria. W nadmorskiej restauracji krakowski podróżnik spróbuje smażonych ryb i kalmarów. Zwieńczeniem plażowej uczty będzie cujada - świeży kremowy ser, wyrabiany na miejscu. A po posiłku spacer najsłynniejszą plażą w regionie, jej hiszpańska nazwa to playa de Mónsul.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza hiszpański region Murcia ze stolicą o tej samej nazwie. Zwiedzanie miasta wypada zacząć od głównego placu i najważniejszego przy nim budynku, czyli katedry. Jej budowa rozpoczęła się w XIV w. 100 lat wcześniej Alfons X, król wojownik i poeta, ustanowił w Murcii władzę chrześcijańską. Dziś w murach katedry spoczywa jego serce. Jeszcze wcześniej, bo w 1272 r. , w Murcii założono uniwersytet, który działa tu do dziś. Jest starszy od naszej Jagiellonki! Dwie główne ulice starej części miasta to Platera i Trapera. Pierwsza wzięła nazwę od jubilerów, druga od sprzedawców odzieży. Ale Murcia potrafi zaskoczyć turystę. W kasynie np. nie ma ruletki, za to można zaliczyć szybki kurs historii architektury. Z kolei Plaza de las Flores, czyli plac Kwiatowy, znany jest nie z kwiatów, ale z wybornych tapas. Tapeo to kultura jedzenia małych danek z odpowiednim napojem. Słynie z nich cała Hiszpania, ale niektóre miejsca szczególnie - jak właśnie Murcia. W odwiedzanych barach Robert przeprowadza prywatny konkurs tapas. Na podium plasują się policzki wieprzowe z pure ziemniaczanym i winem monastrell, mus z chłodnika migdałowego i borowików z winem sauvignon blanc oraz panierowane krewetki pod nazwą caballito. Godna polecenia jest też marinera, czyli sałatka warzywna, tutaj pod nazwą ensaladilla rusa, z soloną sardelą, podana z winem albario z Galicji. Na deser zaś paparajote - oryginalny miejscowy przysmak. Paparajote to liść cytrynowy w cieście smażony w głębokiej oliwie. Ale uwaga, samego liścia się nie je! Z Murcii jedziemy do Cartageny (starożytna Carthago Nova), gdzie odwiedzamy historyczną wytwórnię owocowych nalewek. W sali muzealnej jest ekspozycja starożytnych amfor i mapa ścienna z rzymskim Mare Nostrum. Już w starożytności wyrabiano tutaj licor marabilis, czyli cudowny likier, eksportowany stąd do Rzymu. Receptura przetrwała do naszych czasów. Dzisiaj to likier o nazwie cuarenta y tres. W Cartagenie trzeba też koniecznie wypić cafe asiatico, czyli kawę wzmocnioną dodatkiem alkoholu. Cartagena to oczywiście Kartagina, ale nie należy mylić jej z tamtą w dzisiejszej Tunezji. Miasto założyli Kartagińczycy, ale wkrótce przeszło ono pod władzę Rzymu i zyskało nazwę Carthago Nova. Z czasem Cartagena stała się jedną z głównych baz hiszpańskiej marynarki wojennej. Stąd w 1931 r. udał się na wygnanie król Alfons XIII. Wiele lat wcześniej życie uratował mu Jan Szczepanik, Polak spod Krosna, zwany galicyjskim Edisonem, który wynalazł m.in. kamizelkę kuloodporną. A jak było z królem Alfonsem? Otóż kareta obita materią ze stalowymi płytkami ocaliła mu życie w zamachu bombowym, za co udekorował wynalazcę orderem Izabeli Kastylijskiej. Szkoda, że w Polsce mało kto słyszał o Janie Szczepaniku. Z Cartageny Robert Jedzie do Caravaca de la Cruz, jednego z pięciu świętych miast katolicyzmu. Godność tę nadał mu papież Jan Paweł II. W tutejszej bazylice przechowywana jest mało znana w Polsce relikwia. Jest to bizantyjski krzyż biskupa Roberta, patriarchy Jerozolimy, przywieziony z pierwszej krucjaty do Caravaki przez templariuszy. Są w nim drzazgi z Krzyża Świętego, na którym umarł Jezus Chrystus. W Caravaca de la Cruz Robert gotuje danie odcinka. Jest to garnek cygański z pikantnymi kiełbaskami. Po gotowaniu czeka nas jeszcze jedna atrakcja. Spacer po Mar Menor, czyli morskiej lagunie oddzielonej od otwartego morza mierzeją o długości 22 km, zwaną La Manga. Na plaży jest restauracja o nazwie El Parador. Szef kuchni przygotowuje miejscowe danie - plato Caldero. Nazwa dania pochodzi od kociołka, w którym tradycyjnie się je przygotowuje. A są to małe ościste rybki, które gotuje się w wywarze razem z głowami langustynek. W innej formie nie dałoby się tego zjeść.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kiedy mam depresję i mało czasu, jadę do Bańskiej Szczawnicy, zwierza się Robert Makłowicz. To tylko 150 km od polskiej granicy. Miasto jest wpisane na listę dziedzictwa kultury UNESCO, a mało kto w Polsce o nim słyszał. Osada w kotlinie wśród Szczawnickich Wierchów wyrosła w średniowieczu jako ośrodek górniczy. Wydobywano tu srebro i złoto. Ślady dawnego bogactwa widać do dziś. Do dzisiaj też można oglądać podziemne sztolnie, których setki kilometrów wydrążono pod samym miastem i w jego okolicy, oraz genialny XVIII - wieczny kaskadowy system sztucznych stawów, które generowały niezbędną do funkcjonowania kopalni energię wodną. Miasto przestało się rozwijać w XIX wieku wraz z zamknięciem kopalni, co było bardzo nieprzyjemne dla ówczesnych mieszkańców, ale jest bardzo szczęśliwą okolicznością dla turystów, bo historyczne centrum zachowało się w dawnej formie. Jak chociażby renesansowa kamienica, w której mieszczą się cukiernia i kawiarnia Gavalier. W kawiarni Robert degustuje tort Urpiner, pieczony z miejscowym ciemnym piwem o nazwie Urpin. Danie odcinka - górniczy kapuśniak (kapustova polievka) - Robert ugotuje na podwórku pensjonatu z widokiem na górniczą Kołatkę i całe miasto. Potem nasz podróżnik uda się do Centrum Wina, gdzie można spróbować wszystkich tutejszych szczepów. Pan Miro, szef winoteki, wyjaśnia, że miejscowe terroir najlepiej poznawać poprzez wina młode, w których wyraźnie czuć ich intensywność, zapach i siłę, a więc cały potencjał danego rocznika. Zwieńczeniem kulinarnych poszukiwań będzie kolacja w restauracji 4 Sochy, gdzie Robert spróbuje dań z dziczyzny. 4 Sochy to po słowacku cztery rzeźby, wyobrażają one 4 pory roku. Robert raczy się sarnim combrem, do którego pasuje jesień albo zima. Przy okazji wspomina, że gdy 20 lat temu pierwszy raz odwiedził Bańską Szczawnicę, nie było tu nic godnego uwagi. Jadł w górskiej karczmie za miastem, gdzie podawano niedźwiedzia i muflona. Przez 20 lat jakość podawanej tu dziczyzny zmieniła się diametralnie. Prawdziwą ucztą może być też kolacja w ośrodku narciarskim, położonym kilka kilometrów za miastem. Szefem kuchni jest tu Lubomir Herko - ścisła czołówka słowackiej sztuki kulinarnej. W sali restauracyjnej przed Robertem trzy dania: foie gras, zupa borowikowa i sandacz, do tego miejscowe białe wino o nazwie Veltlinske Zelene, a na deser pieczona czekolada.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Wizytę w podtatrzańskim Liptowie Robert zaczyna od spotkania z konsulem honorowym RP w Liptowskim Mikulaszu. Dobrze wiedzieć, że w razie kłopotów (przejedzenia?) można liczyć na pomoc polskiej placówki. A serio konsul potwierdza tezę Roberta, że przez ostatnie dwie dekady słowacka gastronomia poczyniła wielkie postępy. Góra Chopok może być atrakcyjna nawet w czasie zadymki śnieżnej, bo zamiast jeździć na nartach można tam zjeść np. gulasz segedyński nowej restauracji na samym szczycie. A po nartach? Największy w tej części Europy aquapark pod Liptowskim Mikulaszem czy baseny termalne w Beszeniowej (nie do wiary, że 20 lat temu była tam tylko jama w ziemi z gorącą wodą). Kolejne atrakcje kulinarne to liptowska sałatka z oscypkiem i korbaczikiem sery to tutejsza specjalność drobi czyli kiełbaski z ziemniaków, szulki z makiem, baranina ze strapaczką czy haluszki z bryndzą i skwarkami, przyrządzane przez autentyczną liptowską gospodynię z Partiznskiej Ľupy.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W stolicy Armenii, nad którą góruje w oddali Ararat, majestatyczny symbol całego kraju, Robert Makłowicz opowiada o wielowiekowej i często dramatycznej historii tych terenów Zakaukazia, ujawniając przy okazji swoje ormiańskie pochodzenie. Krakowski podróżnik wizytuje dwie miejscowe restauracje znane z tradycyjnej kuchni. W jednej pokazuje, jak piecze się kebab, w drugiej - jak miejscowi kucharze przygotowują pulpeciki kiufta. Sam gotuje zupę bozbasz z baraniną, ciecierzycą i owocami, a ma to miejsce na szczycie kompleksu Kaskada w centrum Erywania, które łączy funkcję miejskiej promenady i muzeum sztuki nowoczesnej. Wędrówkę po mieście uzupełniają odwiedziny w akademii szachowej, na targu spożywczym i targu rękodzieła oraz w wytwórni słynnej armeńskiej brandy.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Stolicą Moraw jest Brno, drugie co do wielkości miasto Republiki Czeskiej. Jego najwyższy punkt - wzgórze Špilberk - kiedyś budził grozę; była tu austriacka twierdza i więzienie, w którym trzymano więźniów wszystkich narodów cesarstwa, przeciwników Habsburgów. Jeszcze po II wojnie, do roku 1950, było tu więzienie. Dziś jest to miejsce rekreacji, spacerów i popijania kawki. Na drugim najwyższym wzgórzu miasta stoi katedra pod wezwaniem Świętych Piotra i Pawła, jedna z trzech najważniejszych w kraju. Od niej dobrze rozpocząć spacer po Starym Mieście. Szybki rozwój Brna nastąpił na przełomie wieków XIX i XX, dlatego w architekturze miasta dominuje secesja. Morawy Południowe to region, w którym piwa nie brak, ale napojem nr 1, zwłaszcza w ostatnich latach, jest wino. Ostatni łyk piwa tego dnia Robert wypija w starym browarze, w piwiarni pod miedzianym dzwonem imitującym kadzie warzelnicze. Do piwa podają tu typowe czeskie przekąski: octowy utopenec, czyli kiełbasę w marynacie i miękki ser hermelin w oleju. Z Brna, trasą na Wiedeń, Robert jedzie do Mikulova. Z drogi bardzo dobrze widać stojący na wzgórzu pałac. Zbudowany w XI wieku pierwotnie był warownią w stylu romańskim. Od 1290 roku należał do Liechtensteinów. Po wojnie trzydziestoletniej Habsburgowie nagradzali rody magnackie, które opowiedziały się po stronie Ligi Katolickiej. Wielkie posiadłości na Morawach Południowych, w tym zamek w Mikulovie, przypadły Dietrichsteinom. Swoje dochody czerpali oni głównie z winnic. W ich herbie rodowym widać noże do cięcia winorośli. Zamek ucierpiał w II wojnie światowej, ale piwnica się uchowała i są tu prawdziwe skarby: drewniana prasa winiarska z XVIII wieku i beka gigant na wino o pojemności 101 tysięcy litrów! Beka rozeschła się, kiedy przyszły lata nieurodzaju, bo drewno żyje, dopóki jest w nim wino. Przy fontannie na staromiejskim rynku Robert degustuje białe wino ze szczepu palava. Trudno dostać to wino gdzie indziej. Palava to pobliskie pasmo górskie i autochtoniczny szczep winny. Tutaj powstał, a dziś uprawia się go na całych Morawach i w południowej Słowacji. Na Morawach rozbrzmiewa dziś język czeski w wersji morawskiej, ale kiedyś była to kraina wielu kultur. Mieszkali tu Niemcy i Żydzi. Robert odwiedza synagogę, jedyną zachowaną spośród dwunastu istniejących niegdyś w mieście. Zbudowano ją w stylu polskim, zwanym też galicyjskim. Z Mikulova Robert jedzie do Valtic. Do 1945 roku valticki pałac był rezydencją Liechstensteinów. Dziś mieści się tu Salon Win Republiki Czeskiej. Salonowe piwnice można zwiedzać za darmo, ale żeby napić się wina, trzeba kupić bilet za około 50 zł. Przez półtorej godziny można wtedy degustować 100 win z całych Moraw i Czech, wybranych jako najlepsze w danym roku. Robert degustuje wino czerwone o nazwie frankovka modra. Valtice wraz z leżącymi o kwadrans drogi Lednicami tworzą jeden kompleks pałacowo - ogrodowy, wpisany na listę UNESCO. Velke Pavlovice to kolejny arcyważny adres winiarski. Jest tu bowiem dawna stacja uszlachetniania winorośli. W takim miejscu warto napić się wina. Robert wybiera czerwone andre; jest to nazwa szczepu, który powstał w wyniku skrzyżowania frankovki modrej ze szczepem o nazwie święty wawrzyniec. Dokonał tego francuski hugenota Christian Carl Andre. Wśród winnic z widokiem na miasto Robert gotuje danie główne odcinka: morawską zupę fasolową. Znojmo to drugie po Mikulovie najważniejsze winiarskie miasto w regionie. Wspaniale zachowana architektura historyczna, malowniczy przełom Dyi i winnice na pagórkach wokół miasta. Robert zwiedza dawne jezuickie piwnice z XVIII w., które znajdują się na przedmieściu miasta. Piwnice noszą nazwę Krzyżovy Sklep, bo korytarze przecinają się, tworząc kształt krzyża. W Krzyżovym Sklepie Robert raczy się gulaszem z knedlikiem szpekowym. Do tego rulandske sede, czyli pinot grigio.
Czas trwania: 25min. / 2014 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Starorzymską drogą Via Julia Augusta prowadzącą z Aquilei na północ, na tereny dzisiejszej naddunajskiej Austrii, Robert Makłowicz przemierza całą prowincję Friuli Wenecja Julijska. Na odcinku zaledwie 100 km między nadmorskim Grado a górskim Sauris niemal zupełnie zmienia się krajobraz, klimat i kuchnia. Zaczynając swoją podróż wśród adriatyckich ryb i mięczaków, krakowski smakosz kończy ją w Alpach Karnijskich, pośród wędzonych serów, szynek i boczków. Po drodze zwiedza friulańskie winnice, korzystając z intrygującej oferty drink and drive.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Zanzibar był przez wieki miejscem, w którym mieszały się rozmaite wpływy kulturowe i tradycje kulinarne. Jako pierwsi dotarli tu Persowie. Nazwa Zanzibar pochodzi z języka perskiego i oznacza "wybrzeże czarnych ludzi". Kolejne fale przybyszów i najeźdźców zmieniały losy rdzennej ludności wyspy. Robert Makłowicz śledzi bieg historii Zanzibaru, podążając szlakiem Portugalczyków, Arabów, Brytyjczyków, a nawet Niemców. Nie mniej ciekawe jest życie codzienne, mimo że przez wieki nie zmieniło się prawie wcale. Wieś Jambiani. Na macie rozłożonej na ziemi siedzi kobieta z małym dzieckiem. Obok mąż obłupuje ze skóry orzech kokosowy ze skóry. Potem żona wydrapuje z niego biały miąższ. Woda z kokosa idealnie nadaje się do picia. Włókno kokosowe zaś to surowiec do wyrobu sznurów i lin. Skręcaniem włókien zajmują się kobiety, robią to ręcznie. Technika nie zmieniła się od wieków. Choć do wsi dotarła już elektryczność, większość domów to wciąż jeszcze chaty budowane archaicznymi metodami. Szkielet z drewnianych kołków wypełniany jest gliną, która wysycha w słońcu. Strzechy robi się liści palmowych. W Afryce woda jest problemem, ale nie w Zanzibarze. Tu w każdej wiosce jest murowana studnia. Aby lepiej poznać historię wyspy, Robert przenosi się do stolicy kraju, Stone Town. Najstarsze zabytki miasta pochodzą z przełomu XV i XV wieku, kiedy na wyspę przybyli Portugalczycy (Vasco da Gama płynął tędy w drodze do Indii). Ich dziełem jest oryginalny mur fortyfikacyjny. 200 lat później na Zanzibar przypłynęli Arabowie z Omanu, którzy wyrzucili stąd Portugalczyków. Arabowie pozostawili po sobie piękny pałac sułtański. Zbudowany pod koniec XIX wieku został nazwany "domem cudów". W pałacowym saloniku Robert raczy się kawą, którą parzy się tutaj jak za czasów sułtana. Praży się ziarna, miele, a potem zaparza w specjalnych dzbanach zwanych dżezwami. Do kawy podaje się galaretkę, która smakuje jak rachatłukum. W Stone Town znajduje się Muzeum Niewolnictwa. Pomnik na dziedzińcu przedstawia niewolników wyłaniających się spod ziemi. Arabowie kurczowo trzymali się Zanzibaru ze względu na dwa procedery, równie intratne, co haniebne - handel kością słoniową i handel ludźmi. Na wyspie działał ostatni targ niewolników w świecie. Rocznie sprzedawano tu nawet 50 tysięcy ludzi. Pod koniec XIX wieku na Zanzibar przybyli Anglicy i położyli kres niewolnictwu. Brytyjscy dżentelmeni chętnie odpoczywali w budynku, który dziś nazywa się Africa House. W czasach kolonialnych podbojów w tym gmachu mieścił się British Club. Salonik w stylu perskim wygląda niemal identycznie jak w czasach doktora Livingstone’a, szkockiego misjonarza, który przyczynił się do zniesienia niewolnictwa. Nadal można tu wypalić sziszę i wypić dżin z tonikiem. To najważniejszy koktajl w dawnych brytyjskich koloniach; chronił zdrowie, bo tonik zawiera chininę - środek przeciw malarii. Miejscowi do dziś produkują dżin na bazie alkoholu z trzciny cukrowej. Dżin z tonikiem jest serwowany w barach Zalu. Jest to kompleks basenów i knajpek. Szef jednej z nich pan Jussi Hussa, z pochodzenia Fin, częstuje Roberta wołowym carpaccio na podpiekanych laskach cynamonu. Robert rewanżuje się własnoręcznie smażoną rybą z frytkami.Kolejną nacją, która przybyła na Zanzibar z morza, byli Niemcy. Po zjednoczeniu w 1871 roku zaczęli się rozglądać za zamorskimi koloniami. Mieli chrapkę na Zanzibar, ale ostatecznie dogadali się z Anglikami i wzięli Tanganikę na kontynencie. W 1964 roku na Zanzibarze miała miejsce socjalistyczna rewolucja. Pozytywnym jej efektem jest powszechna edukacja, a negatywnym... koszmarne blokowiska. Po rewolucji na Zanzibar przybyli bowiem specjaliści z bratnich krajów, takich jak Korea Północna, Chiny i NRD. Tow. Erich Honecker osobiście podjął decyzję o wybudowaniu w Stone Town dzielnicy bloków mieszkalnyc
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Udine, Gradisca d’Isonzo, San Daniele, Cividale del Friuli, Monte San Michele, Gorizia - oto niektóre etapy na szlaku trzeciej podróży Roberta Makłowicza po północno-wschodnich Włoszech. Na tych terenach, gdzie wciąż pełno śladów dawnego panowania Rzymian, Longobardów, Wenecjan i Habsburgów, jada się trochę inaczej niż w Lazio czy Toskanii. Kiełbaski z polentą i wędzonym serem, frico, czyli ziemniaczany placek z serem montasio, mlinci z pieca, czyli kluski z mąki gryczanej i lody z oliwą, wreszcie kiełbasa musetto ze świńskiego ryja - oto kilka przykładów friulańskiej odmienności i oryginalności kulinarnej. Do tego wina z Carso i Collio czy grappa jednoodmianowa z górnej półki.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz odwiedza Chorwację. Płynąc promem pasażersko - samochodowym przez zatokę Kvarner, podziwia niezwykle urozmaiconą linię brzegową Adriatyku - zatoki i zatoczki, wyspy i wysepki. Tutaj prom to codzienna konieczność. Główne przedsiębiorstwo promowe nazywa się Jadrolinja, ma ponad 50 jednostek pływających i przewozi rocznie 10 milionów pasażerów. Zatoka Kvarner znajduje się między Istrią i Dalmacją. Robert odwiedza kilka wysp: Losinj, Cres i Krk. Na razie nie ma zbyt wielu turystów, bo jest jeszcze zima, a więc okazja, by przyjrzeć się, jak wygląda tu życie poza sezonem. Wyspa Losinj słynęła niegdyś w całym basenie Morza Śródziemnego ze swych szkutników, żeglarzy i nawigatorów. Spacer po nabrzeżu wyspy Robert rozpoczyna w portowej knajpie, a konkretnie w barze kawowym U Bena, gdzie podają kawę parzoną na styl włoski. Dwa główne miasta na wyspie to Veli Losinj i Mali Losinj. Paradoksalnie ten "wielki" jest dużo mniejszy. W Veli Losinj Robert zwiedza ogród dawnego pałacu, którego właścicielem był Karol Stefan Habsuburg z Żywca. Pałac pełni obecnie funkcję sanatorium. Drzewa posadzone na rozkaz arcyksięcia do dziś pieszczą płuca kuracjuszy. Miejscowi fetowali obecność arcyksięcia, bo takie nazwisko przyciągało do Veli Losinj innych możnych tego świata. Karol Stefan sfinansował odbudowę XV - wiecznej weneckiej wieży obronnej. Dziś jest tu miejskie muzeum. Z Veli Losinj Habsburg nadzorował budowę pałacu w Żywcu. Zwiedzanie miasta Mali Losinj Robert zaczyna od restauracji Diana. Wewnątrz na ścianie widoczny jest znak Kvarner Food. W tym regionie tak oznacza się lokale podające tradycyjne dania miejscowej kuchni. Robert degustuje carpaccio z okonia morskiego (po chorwacku brancin) i ravioli z krewetkami i dzikimi szparagami. Po posiłku wybiera się na spacer po nabrzeżu. Widoki są piękne. W porcie zacumowane łodzie i statki, a wzdłuż nabrzeża stylowe domy dawnego kurortu. Tu widać wyraźnie, dlaczego małe stało się wielkie. Zatoka Mali Losinj mogła przyjąć dużo więcej morskich jednostek niż jej odpowiedniczka w Veli Losinj. Goście przybywali tłumnie, zwłaszcza po 1887 roku, kiedy c.k. minister zdrowia nadał miastu status uzdrowiska. Przed I wojną światową ziemie te należały do Austro - Węgier. I jak to w porcie - można tu kupić świeże ryby. Jeden z rybaków sprzedaje prosto z kutra sardynki. Wystarczy trochę panierki i smażymy. Najświeższe z możliwych. W kawiarni Sveti Martin (U Świętego Marcina) Robert rozmawia o życiu na wyspie bez turystów, o chorwackiej kuchni oraz o tutejszym łagodnym klimacie, w którym rosną cytryny i pomarańcze. Przy okazji oddaje się degustacji miejscowego suchego placka. Wszystkie wyspy Chorwacji pięknie pachną. Można się o tym przekonać w sklepiku z wonnościami. Większość oferowanych tu ziół rośnie w przydomowym herbarium. Oprócz przypraw w sklepiku są także rozmaite trunki: likier z oliwek, likier cytrynowy, czyli limoncello, likier z mirtu, rakija z suszonymi figami. Losinj i Cres były kiedyś jedną wyspą, którą podzielili Rzymianie. Przekopali kanał, by skrócić sobie żeglugę. Oddzielne wyspy łączy obrotowy most zwodzony. Na wyspie Cres dominuje krajobraz górzysty. Na przydrożnym pastwisku - z widokiem na zatokę - pasą się owce. W takiej scenerii Robert gotuje kotleciki jagnięce w sosie szałwiowym. Do gotowania używa czerwonego wina z Istrii. Ostatnia odwiedzana wyspa to Krk, słynąca z łagodnych wzgórz, winnic i doskonałego białego wina. Tutejszy okręg winiarski rozciąga się wokół miasteczka Vrbnik. Rośnie tu tylko jeden biały szczep - zlahtina. Degustacja wina odbywa się na placyku przed gospodą Vrbnicka Žlahtina, w lokalu certyfikowanym znakiem Kvarner Food.
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Siódma już podróż Roberta Makłowicza z nowego cyklu łączącego kulinaria z historią i kulturą odwiedzanych regionów. Przez sześć tygodni znany dziennikarz podróżuje po Izraelu, odwiedza różne miejsca w tym kraju. W Niedzielę Palmową znajdzie się w Jerozolimie, w Wielkanoc powędruje śladami wydarzeń opisanych w Biblii. Dotrze też do Tel-Awiwu, nad Morze Czerwone i Morze Martwe. Po trzech godzinach lotu podróżnik z Krakowa ląduje nad Morzem Czerwonym. W najdalej na południe wysuniętym punkcie Izraela, przy granicy z Egiptem i Jordanią, turystów złaknionych lata w zimie wabi kurort Ejlat. Robert Makłowicz zwiedza miasto i jego plaże, a w pobliskim delfinarium proponuje coś z menu butlonosów - rybę w ostrym sosie. Po wizycie w podmorskim obserwatorium, z którego można podglądać życie na rafie koralowej, czas na podróż przez pustynię na wielbłądzie i pieczenie placków pita nad ogniskiem w oazie. Na koniec dnia, w ruinach starożytnego miasta Nabatejczyków Robert przyrządza sałatkę z awokado z pastą sezamową i jogurtem.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Chorwacka nazwa wyspy Rab pochodzi od łacińskiego słowa "arba", co znaczy "zadrzewiona, zalesiona". Pod tym względem Rab wyróżnia się wśród innych wysp w okolicy, które są w większości prawie całkowicie nagie. Rab to również miasto - stolica wyspy. Założył je 10 lat przed Chrystusem cesarz Oktawian August. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa miasto oddało się opiece czworgu świętych, o czym świadczą cztery romańskie dzwonnice, którym patronują święci Jan i Andrzej oraz Najświętsza Maria Panna i święta Justyna. W kościele św. Jana, wybudowanym w V wieku, w stylu protoromańskim, odprawiane są msze święte w różnym językach, latem zaś odbywają się koncerty muzyki klasycznej. Z miasta Rab Robert przenosi się do miejscowości Banjol, która przyciąga turystów piaszczystymi plażami. Jednak to nie plaża kusi krakowskiego smakosza. Miejscem, które odwiedza, jest znajdująca się na przedmieściu cukiernia Vilma, oferująca tradycyjne chorwackie wyroby: syrop pomarańczowy, smokovaę, czyli rakiję z figami i travaricę z miodem. Jednak najważniejsze są wypieki, a szczególnie jeden rapska torta którego receptura liczy sobie ponad 800 lat. Na zapleczu cukierni szefowa, pani Vilma Brna właśnie miesza nadzienie do ciasta. Rapska torta pierwszy raz została upieczona na Rabie w XII wieku - dla papieża Aleksandra III, który przybył tu poświęcić katedrę. Każdy, kto przyjedzie na wyspę Rab, powinien zakosztować spaceru po lesie Dundo. Jest to rezerwat czarnych dębów więzożołdów. Ten pierwotny las to jeden z ostatnich takich w świecie śródziemnomorskim. Rosną tu też dęby korkowe. A gdzie są dęby, są i świnki, które jedzą żołędzie, a gdzie są świnki, jest i prut - jak włoskie prosciutto, czyli szynka. By jej posmakować, Robert udaje się do konopy. Konoba to chorwacka gospoda. Gdy Robert raczy się plastrami szynki, barman podaje mu kieliszek czerwonego wina. Wspólna konsumpcja dojrzewającej szynki to jeden z fundamentów tutejszego życia. Wzmocniony szynką Robert udaje się nad zatokę, gdzie w malowniczej zatoce gotuje danie: fritaja od robotnice. Jest to fritata z suszoną ośmiornicą. W miejscowość Barbat Robert odwiedza pasiekę. Na górze z widokiem na zatokę i sąsiednie wyspy, wśród kamiennych murków, stoją ule. Krajobraz bukoliczny. Rab jest wyspą zieloną, bo ma źródła wody. Są tu kwiaty i pszczoły. Właśnie kwitnie wiecznie zielony rozmaryn, a pszczoły budzą się z zimowego snu. Obok ogrodu z ziołami znajduje się sklep EkoNatura. Robert przegląda ofertę i rozmawia z właścicielem; pan Duan Katelan częstuje go rakiją z miodem. Można tu także kupić oliwki, ocet, oliwę i dżem figowy. W miejscowej restauracji potrafią należycie wykorzystywać miód. Szef kuchni przygotowuje właśnie jagnięcinę z miodem. Do jedzenia Robert wybiera jednak coś mniejszego: gnocchi z langustynkami i dzikimi szparagami z białą truflą. Obok restauracji jest sala z dawną tłocznią oliwy i suszonymi ośmiornicami zawieszonymi pod sufitem. Robert degustuje dwa rodzaje oliwy, krojony prut i zupę pomidorową z domowego przecieru. Wyspa Rab to także raj dla naturystów. Plaża dla golasów ma tu podobno długie tradycje. Było lato 1936 roku. Do zatoki wpłynął jacht Edwarda VIII, brytyjskiego króla, który zrzekł się tronu z powodu swojego romansu z amerykańską rozwódką Wallis Simpson. Edward i Wallis nie zastanawiali się długo, zdjęli odzież i wskoczyli do wody.
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Górująca nad supersłonym morzem i Pustynią Judzką starożytna twierdza Masada to dla Izraelczyków miejsce wyjątkowe: symbol niezłomnej walki i poświęcenia w imię wolności. Z czasów antycznych jeden krok do współczesności - położony obok kibuc Ein Gedi jest wzorcowym przykładem udanego zagospodarowania pustynnych nieużytków przez izraelskich osadników. Po obowiązkowej, ozdrowieńczej kąpieli w Morzu Martwym Robert Makłowicz łączy siły z szefem kuchni miejscowego hotelu: wspólnie przyrządzają kebab - danie często opacznie nazywane i podawane w Polsce. Z kolei rajd terenowym autem to okazja do kolejnego gotowania na środku Pustyni Judzkiej: Robert Makłowicz przyrządza tam sałatkę z kaszy bulgur z jarzynami i miętą.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Do Chorwacji zwykle jeździmy na Istrię lub do Dalmacji. Rijeka, która powstała na miejscu dawnej osady rzymskiej, leży między nimi. Robert odwiedza XIX - wieczne hale targowe. W miejscu, gdzie stoją, niegdyś rybacy dobijali do brzegu z połowem. Dziś jest tu targ miejski. Ziemniaki i jabłka można dostać o każdej porze, ale po ryby należy przyjść rano. Robert kupuje sardynki. Przy okazji dowiadujemy się, że srdela to nie sardela, tylko sardynka. A nasza sardela, czyli anchois to inun. Są też langustynki, małe sepie, kałamarnice. I jest rarytas - pasztet z bakalara, czyli z duszonego dorsza. W hali nr 1 mieści się winoteka, gdzie można kupić wino prosto z beczki. Robert prosi o wino mszalne z Istrii. Z kieliszkiem w dłoni wędruje po sąsiednich stoiskach. W Rijece żyją jeszcze ludzie, którzy byli w swoim życiu obywatelami sześciu kolejnych państw: Austro - Węgier, Regencji Carnaro, Wolnego Miasta Rijeki, Włoch, Jugosławii i dzisiejszej Republiki Chorwacji. Spacerując po mieście, Robert zatrzymuje się na skwerze przed teatrem o typowej dla c.k. monarchii architekturze. Powstałe w 1867 roku Austro - Węgry dzieliły się na dwie części. Portowy Triest przypadł w udziale Austriakom, a Rijeka Węgrom. Obie nacje rywalizowały o to, czyj port będzie bardziej okazały. Węgrzy nie żałowali pieniędzy na inwestycje w Rijece, m. in. na wspaniały Teatr Narodowy, którego twórcy - architekci Helmer i Fellner zaprojektowali również gmach Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. We wrześniu 1919 roku miasto zajął - na czele ochotniczych oddziałów - włoski poeta Gabrielle d'Annunzio, który stworzył w Rijece, wówczas Fiume, niezwykłą republikę miejską, zwaną Regencją Carnaro. D'Annunzio przemawiał do mieszkańców miasta z gmachu Radia Rijeka. Tradycyjny okrzyk hip - hip hura! brzmiał zbyt trywialnie dla wielkiego poety. Stojąc na balkonie, d'Annunzio porywał tłumy wymyślonym przez siebie zawołaniem: Eia, eia, alala! Przypominało to operetkę i byłoby zabawne, gdyby nie fakt, że kilka lat później skopiował to duce. Rządy d'Annunzia we Fiume to był protofaszyzm. Miejsce, gdzie przemawiał d'Annunzio, to Korzo, miejska promenada. W kawiarniach tłumy. Jeśli kogoś z mieszkańców tu nie spotkacie, to znaczy, że wyjechał albo umarł. Korzo leży w dole, tuż nad morzem, ale miasto wspina się tarasami do góry. Zbiory tutejszych muzeów nie są zbyt bogate, bo większość cennych zabytków wywiózł d'Annunzio, a Włosi nie śpieszą się z ich oddaniem. W Muzeum Morskim, które mieści się w dawnym pałacu węgierskiego gubernatora, są jednak eksponaty, jakich nie ma nigdzie na świecie. Na dziedzińcu leżą na trawie stare torpedy. To właśnie w Rijece, w roku 1866, skonstruowano pierwszą torpedę z własnym napędem. Dokonali tego: oficer marynarki Giovanni Lupis i szef fabryki zbrojeniowej Robert Whitehead. W II wojnie światowej alianci bezlitośnie zbombardowali nabrzeże. Ciekawym eksponatem jest też kamizelka z Titanica? Skąd się tu wzięła? Większość rozbitków z Titanica wyłowił z lodowatej wody statek Carpathia, który pływał na trasie Rijeka - Nowy Jork. Macierzystym portem Carpathii była Rijeka, a większość załogi stanowili Chorwaci. Cesarz Franciszek Józef nagrodził ich za sprawną akcję ratunkową. Odwiedziwszy muzeum, Robert zmierza do restauracji przy bulwarze Riva. Szef kuchni Deniz Zembo gotuje gnocchi sa kamipima, czyli kopytka krewetkami. W sali restauracyjnej, z małej winoteki na ścianie, Robert wybiera wino. Do wina kelner podaje popularne tu pogacze, ciemne placki węgierskie wzbogacone kawałkami salami lub skwarkami. Przez Rijekę przepływa Rijecina. W 1924 roku, już po rządach d'Annunzia, Włochy uzgodniły z Królestwem Serbów Chorwatów i Słoweńców (w skrócie SHS) podział wolnego miasta Rijeki. Stara część - Fiume - przypadła Włochom, a młodsza - wschodnia dzielnica Susak - należała do S
Czas trwania: 25min. / 2013 / magazyn kulinarnyEmisja Makłowicz w podróży miała miejsce:
Opis (streszczenie): W tym odcinku znany krytyk kulinarny rozpoczyna swoją podróż po Ekwadorze. Zwiedzanie kraju zaczyna od jego stolicy - Quito, które jest jednym z najstarszych miast kontynentu i jednocześnie jedną z najwyżej położonych stolic świata. Roberta Makłowicza interesują nie tylko zabytkowe budowle i sztuka z okresu hiszpańskiej konkwisty; przemierza on również miasto w poszukiwaniu miejscowych owoców i warzyw na ulicznych targowiskach, odwiedza rybny sklep samoobsługowy, raczy się deserami w tradycyjnej lodziarni, tańczy salsę w salsotece, a nawet je uroczysty obiad z burmistrzem Quito, partnerskiego miasta naszego Krakowa.
Czas trwania: 24min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Wyspy Kanaryjskie już przez starożytnych Greków uważane były za raj na ziemi. Najbardziej zachwyca Lanzarote, której zabudowa harmonijnie komponuje się z naturą. Od połowy XIX wieku stolicą Lanzarote jest Arrecife. Po hiszpańsku nazwa ta oznacza rafę. Rzeczywiście, wejścia do portu strzegą naturalne przeszkody i fort, który bronił miasta przed piratami. Miasto jest młode, więc zabytków w nim niewiele. Dawne budynki wyróżnia biały kolor i kolonialny styl. Na nim wzorował się Cesar Manrique, słynny XX - wieczny artysta, który stworzył kodeks estetyczny dla wyspy. Przekonał lokalny rząd do objęcia krajobrazu wyspy specjalną ochroną. To dzięki niemu na plaży nie ma ogromnych hoteli czy wieżowców. Wycieczkę po wyspie Robert rozpoczyna od śniadania, choć w Hiszpanii śniadanie to sprawa bardzo umowna. Czasem rano nie jedzą nic i na śniadanie wyskakują dopiero z pracy. Chętnie wtedy raczą się czymś niezbyt dietetycznym, co uchodzi za hiszpański przysmak. To churros con chocolate - pączki smażone na głębokim oleju, maczane w dipie czekoladowym. Posilony pączkami Robert udaje się na targ, który odbywa się raz w tygodniu na głównym placu najstarszej części miasta. Sprzedawane są tam m.in. suszone ryby, ważny produkt eksportowy wyspiarzy w epoce przedchłodniczej. Smakosz z Krakowa kosztuje suszonego małża i krewetek. Wyspa Lanzarote słynie z endemicznych upraw wielu roślin, m.in. ziemniaków. Na targu Robert podziwia najpopularniejsze miejscowe odmiany: papas arrugadas i papas bonitas. Te drugie są żółte w środku. Pora na kawę, która w Hiszpanii traktowana jest bardzo poważnie, niemal tak samo jak we Włoszech. W kawiarnianym ogródku, przy muzyce, Robert prezentuje cztery rodzaje miejscowej kawy. W samym środku wyspy stoi Monumento al Campesino - pomnik rolnika, autorstwa Cesara Manrique. Jest to hołd złożony heroicznej pracy miejscowych wieśniaków. Zbudowany ze zbiorników na wodę, używanych dawniej na statkach, przedstawia rolnika i towarzyszy jego pracy: psa, kota i szczura. Wyspę w prąd zaopatruje nowoczesna elektrownia. Ale nie zawsze tak było. Pamiątką dawnych trudnych czasów jest wrak brazylijskiego frachtowca, który wpadł tu na skały. Ale maszyny miał sprawne. Codziennie odpalano więc diesla i prąd z generatora służył okolicznym wioskom Z Arrecife Robert jedzie na północne krańce wyspy, do miejscowości Hara, skąd już blisko do wybrzeży Maroka. W miasteczku trwa właśnie lokalny karnawał. Na scenie przed kościołem występuje wieloosobowy zespół młodych klaunów i śpiewaków z trąbkami. W ogródku restauracji Robert degustuje dwa dania mięsne: królika i kozinę. W Hiszpanii, zwłaszcza w Kraju Basków i na północy, popularne są męskie kluby kulinarne. Mężczyźni spotykają się i gotują sami dla siebie. Tym razem wszyscy jedzą ogromne steki i piją czerwone wino. Robert siedzi obok doktora Dariusza Chmielewskiego, od lat mieszkającego na Lanzarote. Doktor zaprasza go do domu. W jego gościnnych progach Robert przyrządza tuńczyka z rusztu z zielonym sosem. Ma też okazję skosztować gofio, legendarnej miejscowej przekąski robionej z pieczonej mączki kukurydzianej.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Tym razem Robert Makłowicz przybywa nad włoskie jezioro Garda w Dolomitach. Jest ono nazywane "Śródziemnomorzem w sercu Europy". Choć do morza stąd jeszcze daleko, to rozległe jezioro z powodzeniem je zastąpi. Tu już czuć powiew Południa: palmy i gaje oliwne, winnice, południowe warzywa i owoce. W dodatku jezioro i jego okolice to raj dla amatorów aktywnego wypoczynku: w górach otaczających jezioro można uprawiać narciarstwo, trekking, kolarstwo górskie, wspinaczkę, canyoning, a na jeziorze - surfować i żeglować do woli. Tematem na osobną opowieść jest też oczywiście miejscowa kuchnia. O jej walorach przekonuje Robert Makłowicz, przygotowując wśród drzew oliwnych nad malowniczym urwiskiem, pstrąga z grilla z brokułami. Region słynie zresztą nie tylko z pstrągów dziko żyjących w jeziorze, ale również z licznych hodowli tych smacznych ryb. Robert Makłowicz odwiedza jedną z takich hodowli. Później wycieczka po zabytkowym miasteczku Arco, które za czasów habsburskich było znanym kurortem. Do dziś organizuje się tam karnawałowe bale w wiedeńskim stylu. Po spacerze pora na kolejne co nieco: tym razem solone mięso z fasolą, czyli carne salata con fagioli. Do tego pyszne miejscowe wino. Z Arco ekipa rusza do Canale - średniowiecznego miasteczka znajdującego się na liście stu najpiękniejszych i najcenniejszych architektonicznie miejsc we Włoszech. W tym niezwykłym miejscu pora na kolejne danie: na placyku w Canale Robert Makłowicz przygotowuje papardelle z wątróbką i grzybami na słodkim winie.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Lanzarote to wyspa niemal pozbawiona gleby. Wysuszona ziemia wulkanicznych pól wydaje się zupełnie jałowa. Mimo to rolnicy i hodowcy świetnie sobie tu radzą. Robert Makłowicz odwiedza wiejskie gospodarstwo, by na słonecznym patio spróbować miejscowych przekąsek, zwanych tu tapas. W menu m.in. ser, oliwki, rybki boquerones, botarga, czyli ikra i mojo rojo - pikantny czerwony sos paprykowy. Po posiłku udaje się na nabrzeże Puerto del Carmen. Wśród domów stojacych szeregowo nad zatoką portową wyróżnia się Casa Roja, chyba jedyny czerwony dom na Lanzarote. To dawna tawerna, w której miejscowi rybacy popijali wino po udanym połowie. W porcie jest oczywiście rybacka restauracja, gdzie podaje się ryby najświeższe z możliwych. Robert zamawia porcyjkę strzępiela, a sam na nabrzeżu gotuje zupę rybną. Następnie udaje się do gospodarstwa rolnego, które nazywa się Finca de Uga, hoduje się tu świnie, krowy, kozy i kury. Z zagrody kóz dobiegają dźwięki muzyki. Podobno kozy bardzo lubią muzykę klasyczną. W gospodarstwie jest oczywiście serowarnia, gdzie produkuje się sery z mleka owczego, koziego i krowiego. Do degustacji Robert wybiera czerwony ser paprykowany. Dołki wydrążone w grubej warstwie wulkanicznego żwirku to nie megalityczne grobowce, ale winnica. Robert ogląda geologiczny przekrój skał podłoża. Wulkaniczny żwirek pełen jest minerałów. W winiarni przekonamy się, czy tę mineralność można wyczuć w tutejszym winie. Winiarnia, czyli bodega przypomina salę muzealną. Z sufitu zwisają wielkie żyrandole, a pod ścianami stoją beczki z winem. W stropie widoczne są kamienie wulkaniczne. Na stołach butelki z winem białym oraz czerwonym i kieliszki. Wszystko gotowe do degustacji. Na Lanzarote zapada zierzch. Na tarasie restauracji z widokiem na ocean Robert siada do kolacji. Zamówił trzy dania: krewetki z czosnkiem, smażone w całości rybki gueldes i małże lapas.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W czwartym odcinku Robert Makłowicz w mieście słynnego XVI-wiecznego soboru spotyka szefa wykwintnej miejscowej restauracji, który przez kilka lat prowadził lokale z włoską kuchnią w Krakowie i Warszawie. Razem gotują danie z dziczyzny na placu przy katedrze. Na zamku Buonconsiglio widzowie poznają tajemnicę słynnych klusek o nazwie "księżodławki". Zwiedzają też zabytkowe miasto, zaglądają do delikatesów, cukierni, kawiarni i winiarni. Mają okazję przyjrzeć się produkcji wina musującego, wytwarzanego metodą szampańską.
Czas trwania: 25min. / 2008 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Lanzarote, wulkaniczna wyspa na Atlantyku, jest dziś turystycznym rajem, ale wulkany, które tak do końca nie wygasły, nieraz były przekleństwem jej mieszkańców. Robert Makłowicz zwiedza Park Narodowy Timanfaya i groty Jameos del Agua. Widoki są imponujące. Przez park prowadzi droga, którą można przejechać w specjalnym autokarze. Nie wolno zjeżdżać z asfaltu, bo to ścisły rezerwat biosfery. Aby pokazać, jak gorąco jest pod powierzchnią ziemi, pracownik parku wrzucił do dołu wyschnięte krzaki. Dół ma 2, 5 metra głębokości, a temperatura na dnie sięga 250 C. Za chwilę gałęzie zajmą się ogniem. Do innej dziury w ziemi pracownik wlewa wiadro wody, która wystrzela w górę słupem pary. W tym miejscu jest już 6 metrów głębokości i 400 C. Dziury w ziemi zamieniają się w gejzery. Gorąco z wnętrza ziemi wykorzystuje się w celach kulinarnych. Robert ma okazję zjeść obiad przygotowany na wulkanicznym ruszcie. Smakuje doskonale. W menu: kalmary, kiełbasa chorizo, kurczak i małe rybki. Bliskość lądu afrykańskiego powoduje, że klimat nie jest tu typowo morski, ale suchy. Pada niewiele, praktycznie tylko w zimie. Susza i sól eliminują z krajobrazu Lanzarote soczystą zieleń. Są tu za to wszystkie znane na świecie gatunki kaktusów. Jedna ich odmiana, opuncja o nazwie kaktus figowy, pełni ważną rolę w gospodarce wyspy. Rodzi jadalne owoce, ale nie one są tu najważniejsze. To, co wygląda jak ptasie guano, wcale nim nie jest. To czerwiec kaktusowy, pluskwiak, który w celu odstraszania drapieżników produkuje ciemnoczerwony kwas karminowy. Ten naturalny barwnik jest eksportowym hitem Lanzarote. Bez niego nie byłoby campari, włoskiego aperitifu z gatunku bitterów, produkowanego na bazie tego owada. Wybuchające wulkany pustoszą wszystko. Ale z czasem lawa, która z nich wypłynęła, staje się dobrodziejstwem, bo eroduje i zamienia się w żwir wulkaniczny, który nosi nazwę picón. To gleba i nawóz zarazem, zawiera bowiem mnóstwo składników mineralnych. Robert podziwia wspaniałe uprawy czosnku i szczypioru właśnie na polu piconu. W wulkanicznym żwirze Lanzarote uprawia się też winorośl. Warto spróbować miejscowych win z najstarszej na wyspie winiarni, założonej w XVIII wieku. Danie główne odcinka to papas arrugadas - ziemniaki w łupinach gotowane w soli, z czerwonym sosem paprykowym. To miejscowa specjalność, którą Robert przygotuje na kuchence ustawionej w wulkanicznej rozpadlinie. Ludzie gotujący na co dzień papas arrugadas muszą mieć mnóstwo soli. Na Lanzarote nie ma z tym problemu, bo dookoła słony Atlantyk. Jedna z solanek, Salinas de Janubio, zasłynęła w filmie. Tutaj toczyła się akcja "Drogi do Saliny" z Ritą Hayworth.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Świąteczna podróż zaczyna się w Dzemiónech czyli Dziemianach. W tamtejszej Chacie Kaszubskiej Koło Gospodyń Wiejskich urządza doroczny konkurs bab wielkanocnych. Panie prezentują swoje wypieki, śpiewają i częstują gościa czym chata bogata. Wójt podwozi Roberta do kościoła bryczką, przy okazji opowiada o kaszubskich obyczajach wielkanocnych. Po drodze panowie posilają się słodkimi "ruchankami"; są to racuchy z ciasta chlebowego, spożywane na ciepło. Święcenie pokarmów w kościele jest okazją do przypomnienia symboliki wielkanocnego koszyka i posłuchania kaszubskiej mowy. Na kaszubskim świątecznym stole nie może zabraknąć ryb. Świeży połów ryb z jeziora trafia prosto do wędzarni. Lin, węgorz i leszcz rozpięte na jałowcowych patyczkach to ozdoba świątecznych stołów. Szwajcarię Kaszubską Robert podziwia ze szczytu Wieżycy, najwyższego ze Wzgórz Szymbarskich. Potem odwiedza dwie tradycyjne gospody przy drodze nr 20, w Wyczechowie i Miszewku. Próbuje tam takich kaszubskich specjałów jak łobona, czyli okrasa, gęsi smalec, wieprzowy zylc i czernina, życząc wszystkim wesołych i smacznych świąt.
Czas trwania: 24min. / 2014 / magazyn kulinarnyMakłowicz w podróży można obejrzeć w programie stacji:
Emisje miały lub będą miały miejsce w: TVP HD, TVP Polonia, TVP Rozrywka, TVP Wilno
Lista zwiera odnośniki do stron typów związanych z prezentowaną audycją:
Lista zwiera odnośniki do stron osób związanych z produkcją (aktorzy, reżyser):
Lista zawiera lata, w których powstawała audycja: