Emisja Makłowicz w podróży będzie miała miejsce (premiera, powtórka):
Program TV na 30 lipca 2025 (Środa)Opis (streszczenie): Panorama obu brzegów Dunaju z Góry Gellerta pięknie obrazuje genezę miasta, utworzonego z górzystej Budy i nizinnego, płaskiego Pesztu. Jeśli chcemy zwiedzać Budapeszt chronologicznie, tak jak powstawała tkanka miejska, trzeba zacząć od Budy. Peszt jest płaski, jego dzisiejszy kształt to XIX wiek. Buda zaś jest średniowieczna. Dzięki położeniu na wzgórzach omijały ją powodzie. Z dawnych murów obronnych, z imponującą Basztą Rybacką, rozciąga się widok na kolorowe dachówki kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Budziańskiej, zwanego kościołem Macieja Korwina. Gdy jego ojciec, Jan Hunyady, w 1456 r. odniósł zwycięstwo nad Turkami pod Belgradem, z wieży kościelnej w południe uderzono w dzwony. Ten zwyczaj przyjął się w całej chrześcijańskiej Europie. W Budzie Robert odwiedza restaurację Josefa Bocka, zasłużonego winiarza z Villanyi nad granicą chorwacką. Pan Bock jakiś czas temu otworzył w Peszcie bistro. Odniosło sukces, więc otworzył jego filię w Budzie. W każdą sobotę robią tu tradycyjną zupę rybną z karpia - ponty halaszle. Josef Bock odmłodził tradycyjną węgierską kuchnię. Oprócz zupy Robert degustuje trzy inne dania podane jako przystawki. Pierwsze z nich to tarhonya z żołądkami drobiowymi. Tarhonya to węgierski makaron podobny do naszych zacierek. Dwa pozostałe dania to foie gras z wędzonym węgorzem i grasica jagnięca. Dodatkowo szef kuchni przynosi pieczoną koźlinę i kabaczka duszonego po madziarsku. Pan Bock ma też wielki wybór win - ze wszystkich okręgów winiarskich Węgier. Na promenadzie w Varkert Bazar Robert gotuje danie odcinka: paprykarz z suma z łazankami z serem. Varkert Bazar to ogrody pod zamkiem królewskim w Budzie, skąd rozciąga się piękny widok na Dunaj. Dawniej odbywał się tu handel. Potem w dzisiejszych ogrodach urządzano zabawy ludowe. Pobyt w Budzie kończy wizyta w słynnych Łaźniach Gellerta. Zanim skorzysta się z kąpieli, warto przyjrzeć się architekturze tej budowli. Jest to schyłek secesji. Łaźnie zaczęto budować jeszcze przed I wojną światową, otwarto zaś w roku 1918. Fenomen Budapesztu polega też na tym, że bije tu 130 źródeł termalnych, więc to wielkie miasto jest jednocześnie uzdrowiskiem. Basen w łaźniach Gellerta jest najsłynniejszy. W 1913 r. wodę przykryto szklaną taflą, na której rozpasane towarzystwo tańczyło, a na balkonach grała orkiestra. W mniejszych basenach woda ma 40 C. Są w niej drobne bąbelki, które oklejają ciało, dzięki czemu mikroelementy lepiej wnikają w skórę. Przez most łańcuchowy Robert przeprawia się na drugi brzeg Dunaju - do Pesztu, gdzie czeka mnóstwo kulinarnych atrakcji, np. restauracje z gwiazdką Michelina. W Budapeszcie są takie cztery. Jedna z nich nosi nazwę Borkonyha. Jej wnętrza cechuje surowa elegancja, ale dobra kuchnia nie wymaga barokowych ornamentów. Robert degustuje przystawki: przegrzebki i kaczą wątróbkę foie gras w sosie gruszkowym. Do tego kieliszek tokaju ze szczepów harslevelu i furmint. Borkostolo to po węgiersku degustacja wina. Robert odwiedza winiarnię Doblo. Jej właściciel serwuje wyłącznie wina węgierskie. Trudno, żeby było inaczej w kraju, w którym są 22 okręgi winiarskie i 200 zarejestrowanych szczepów winogron. W winiarni Doblo Robert raczy się czerwonym winem ze szlachetnego szczepu kadarka. Cafe Gerbaud to słynna XIX - wieczna kawiarnia. Założył ją szwajcarski cukiernik Emil Gerbaud, który pod koniec ubiegłego wieku przybył do Budapesztu. Kawiarnia wygląda tak, jakby czas się zatrzymał. W jej stylowych wnętrzach Robert zamawia torcik czekoladowy i kawę. Pożegnalną kolację ekipa programu zje w Karpatia Etterem. Ta zabytkowa restauracja działa nieprzerwanie od 1877 r. Jej wnętrze jest prawie niezmienione. Maitre d'hotel prowadzi Roberta do stolika przez korytarz i salę. Gra kapela cygańska. Menu typowo węgierskie: zupa gulaszowa i paprykarz cielęcy
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Lizbona, położona nad ujściem Tagu do Atlantyku, jest nierozerwalnie związana tak z rzeką, jak i oceanem. Robert Makłowicz rozpoczyna swoją podróż po Portugalii właśnie nad rozlewiskiem Tagu, skąd w XV wieku wyruszały morskie wyprawy do Indii i Nowego Świata. Oglądając w Belem zabytki z tamtych czasów, kieruje się wzdłuż brzegu rzeki do centrum miasta, a stamtąd do nowej dzielnicy powstałej na terenach Wystawy Światowej EXPO, którą Portugalia organizowała w 1998 r. Przysmakiem jest tu solony dorsz bacalhau, król portugalskich stołów. Wśród propozycji na słodko nie zabraknie oczywiście słynnych babeczek z Belem.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Andaluzyjskie miasto Kordoba słynie ze wspaniałych zabytków i niemożebnego upału. Przez 5 miesięcy w roku temperatura może tu przekraczać 40 stopni C w cieniu. Turysta odnajdzie tutaj tropy rzymskie, arabskie, wizygockiei chrześcijańskie. Splendor starego miasta zapowiada już wiodący do niego rzymski most (Puente Romano) ponad Gwadalkiwirem, najważniejszą rzeką Andaluzji. Przez 2 tysiące lat była to jedyna stała przeprawa spinająca brzegi rzeki. Łacińska nazwa Gwadalkiwiru to Betis, a cała rzymska prowincja w granicach dzisiejszej Andaluzji nazywała się Baetica. Rzymianie władali jednak ziemią niemal jałową, spaloną słońcem. Dopiero Arabowie zmienili ją w żyzny spichlerz dzięki systemom nawadniania i melioracji, wykorzystywanym do dzisiaj. Kalifat Kordobański to cały czas arabski sen o potędze; nigdy wcześniej ani później Arabowie nie osiągnęli takiego poziomu rozwoju ekonomicznego i kulturalnego. W Kordobie jest już wieczór, wreszcie się ochłodziło. Czas na pierwszy posiłek. Robert wybiera arabską restaurację pod murami katedry. W menu: zupa harira, na jagnięcinie, z ciecierzycą - jak u króla Maroka. A do picia arabska miętowa herbata, doskonale gasząca pragnienie. Na północ od Kordoby ciągnie się łańcuch górski Sierra Morena. Krajobraz typowy dla wnętrza Hiszpanii - puste połacie. Ale i w tej pustce można odnaleźć rzeczy godne uwagi. U podnóża gór rosną kilkusetletnie dęby. Dęby rodzą żołędzie, a żołędzie to świński przysmak. Tutejsze świnie rasy Cerdo Ibrico to skarb Półwyspu Iberyjskiego. Nie są hodowanew chlewie, ale żyją wolno, na wielkich przestrzeniach. Rasa Cerdo ibrico to krzyżówka dzika ze świnią europejską oraz śródziemnomorską. Sierra de Los Pedroches to przedgórze łańcucha górskiego Sierra Morena. W niewielkiej domowej gospodzie Robert zatrzymuje się na poczęstunek. Kamienny stół na podwórku domostwa, a na nim wyłącznie domowe produkty: marynowane oliwki, owczy ser, białe wino utoczone z kadzi i wędliny, wśród nich szynka jamón serrano z apelacji Los Pedroches. W tutejszych rozległych dębowych lasach żyją też dzikie zwierzęta: jelenie, dziki, czy też dzikie króliki. I właśnie z królika Robert przyrządza danie główne. Jest to conejo en salsa de almendras, czyli królik w sosie z migdałami. W miasteczku Anora Robert zwiedza suszarnię szynek. Na piętrowych stojakach wiszą dojrzewające szynki jamón ibrico. Degustacja odbywa się na miejscu, w sklepie. Pani w czerwonym fartuchu kroi ręcznie szynkę na specjalnym stojaku. Plasterki wyglądają niezwykle kusząco i elegancko. La Mezquita, La Judera - tych miejsc w Kordobie nie wolno ominąć. Trzeba też zajrzeć na ozdobne dziedzińce domów biorących udział w konkursie na najpiękniejsze patio. Wspomniana La Mezquita, czyli Wielki Meczet, jest najwspanialszym zabytkiem Kordoby. Pochodząca z VIII w. budowla była wielokrotnie przebudowywana. Najpierw była tu wizygocka wczesnochrześcijańska świątynia, którą Maurowie przekształcili w ogromny meczet. Dziś jest tu chrześcijańska katedra, chluba i duma całej Hiszpanii. Zaś La Judera to dawna dzielnica żydowska. Jest tu wiele restauracji, których jadłospis często wynika z klimatu. Latem w całej Andaluzji ludzie jedzą chłodnik jarzynowy gazpacho. W Kordobie mają jego własną wersję, to salmorejo z dodatkiem jajek na twardo gotowanych z sokiem z buraków i szynki jamón serrano pokrojonej w kosteczki. Ważnym punktem na mapie Kordoby jest targ gastronomiczny Mercado Victoria. Generalnie można wyróżnić dwa rodzaje targów: takie, na których kupuje się półprodukty i takie, gdzie można dostać gotowe jedzenie. W Hiszpanii ten drugi rodzaj jest coraz bardziej popularny. Mercado Victoria w Kordobie wieczorem zamienia się w gigantyczną restaurację z przeróżną ofertą. Mamy tu np. bogaty wybór tapas: ser manchego produkowany z owczego mleka; ziemniaki duszone w
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Białe słońce przegania mgiełkę znad morza i zmienia jego toń w lazur. Wiaterek szemrze w koronach palm. Poranek w południowej Dalmacji. Robert Makłowicz na tarasie hotelu w miejscowości Orebić raczy się śniadaniem. Na stoliku typowy zestaw - w miejscowym języku velike makjato - wzbogacony o strudel z jabłkami. Dalmacja to kraina historyczna w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie oraz Czarnogórze, na wschodnim wybrzeżu Adratyku. Trasa podróży przez południową Chorwację prowadzi z półwyspu Peljesac aż za Dubrovnik, do mniej turystycznego regionu Konavle. Najbliższy ląd to wyspa Korcula i nieco dalsza wyspa Mljet. Na końcu półwyspu, w cichej zatoczce, schowała się wioska Loviste. Nawet w sezonie nie ma tam tłumów. Tutaj krakowski smakosz uczył się podstaw dalmatyńskiej kuchni. Wraz z nim odwiedzamy nadmorską restaurację. Jej właściciel Gordan Matijasević wyciąga właśnie z wody kosz z langustami i zaprasza na degustację sałatki, której głównym składnikiem jest ten skorupiak. W kieliszkach białe wino, a rozmowa dotyczy dalmatyńskiej kuchni. Półwysep Peljesac to nie tylko ryby i skorupiaki. To także jedno z najsłynniejszych miejsc w Dalmacji, gdzie uprawia się winorośl. W miasteczku Orebic krakowski podróżnik degustuje najbardziej znane gatunki miejscowego czerwonego wina: postup i dingac. Znad morza Robert jedzie do wnętrza półwyspu, gdzie jest o kilka stopni chłodniej. Winiarską stolicą środka półwyspu jest miasteczko Kuna. Kiedyś ludne, w czasie II wojny spalone, dziś ma niewielu mieszkańców, głównie winiarzy. W Kunie Peljeskiej wina można się napić w rodzinnych konobach. Konoba to rodzaj gospody we wnętrzach miejscowych domów. Oprócz wina można tu także dostać coś do jedzenia. Gospodarze, z którymi Robert gawędzi po chorwacku, podają wino czerwone i różowe. Do tego dalmatyńskie przysmaki, m.in. z dzikich szparagów. Po degustacji Robert udaje się na przechadzkę. Droga, po której stąpa, została wytyczona w czasach Austro-Węgier, a jej najstarszy odcinek pochodzi z czasów napoleońskich. Danie główne odcinka to manitra, czyli makaron po dalmatyńsku w sosie z młodym bobem i kalmarami. Robert przyrządza je w nadmorskim miasteczku Trstenik. Swoją winiarnię ma tutaj legendarny winiarz, pan Miljenko Grgić, jeden z ojców założycieli winiarstwa w Kalifornii, który na starość powrócił do ojczyzny przodków, by i w Chorwacji szerzyć winiarską kulturę. Peljeska winiarnia pana Miljenka, który ma dziś 92 lata, to w porównaniu z jego kalifornijskimi biznesem winnym skala kieszonkowa - tylko dwa szczepy: posip z Korculi i plavac mali z Peljesca. Plavac mali to ojciec kalifornijskiego szczepu zinfandel. Emigranci z Dalmacji zawieźli szczepy plavac mali do Stanów. Miasteczko Cavtat to dziś niewielki kurort. Na nabrzeżu przystani tłumy turystów. Walory tego regionu docenili już starożytni Grecy, którzy założyli tu kolonię o nazwie Epidaurum. Cavtat to wrota do regionu Konavle. Żeby zrozumieć istotę tego miejsca, trzeba oddalić się od morza. Tam są góry małe, tutaj wielkie, a pomiędzy nimi "polje" - tak się nazywa na Bałkanach szeroka, płaska dolina, gdzie uprawia się winorośl. Kolejne zwiedzane miasteczko to Gruda. Na słonecznych ulicach można zobaczyć turystów na rowerach. Miejscowi, jeśli jeżdżą, to samochodami, albo siedzą w kawiarniach. Latem odbywają się tu zabawy i festyny ludowe z mnóstwem lokalnych przysmaków. Ostatni etap podróży to niewielki półwysep Prevlaka, kres dzisiejszej Dalmacji. Pierwsza góra na horyzoncie to granica z Czarnogórą. Dalej jest Bośnia i Hercegowina. Prevlaka to brama do Boki Kotorskiej, która kiedyś też była Dalmacją. Stacjonowała tam austro-węgierska marynarka wojenna.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Nowy cykl Roberta Makłowicza na antenie Programu 2 to program kulinarno - podróżniczy, którego celemjest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Do zwiedzania historycznej części Lizbony podróżnik i krytyk kulinarny z Krakowa wybiera środek lokomocji wręcz stworzony do tego celu zabytkowy tramwaj linii 28. Żółty wagonik wyrusza spod dzielnicy związanej z muzyką fado, Mourarii, i przez Alfamę, Dolne i Górne Miasto, dojeżdża do bazyliki i ogrodów Estrela. Robert Makłowicz wysiada na kolejnych przystankach, żeby skosztować miejscowych przysmaków. Przyrządza je również sam w atrakcyjnych punktach widokowych. W ofercie kulinarnej tramwajowej trasy znajdą się m. in. krewetki w piwie, królik z małżami, solony dorsz i typowo portugalska aorda z chlebem i krewetkami.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Mało jest krajów takich jak Chorwacja - z bogato rozwiniętą linią brzegową i tyloma wyspami wymagającymi połączeń promowych. Największą i najbardziej oddaloną od lądu jest dalmacka wyspa Lastovo. Historia Lastova w telegraficznym skrócie przedstawia się następująco. Do wojen napoleońskich wyspa należała do Republiki Dubrownickiej. Potem wchodziła w skład utworzonych przez Napoleona Prowincji Iliryjskich. Po kongresie wiedeńskim w 1815 r. należała do Austrii, a od 1867 r. do Austro-Węgier. W okresie dwudziestolecia międzywojennego były tu Włochy. Po II wojnie, w czasach Jugosławii, Lastovo było bazą marynarki wojennej. Do dziś pozostały na wyspie wykute w skałach tunele, w których cumowały kutry rakietowe i okręty podwodne. W tamtych czasach cudzoziemcy, ale też i Jugosłowianie mieli zakaz wstępu na wyspę. Dziś armię wypiera sztuka. Na wyspie odbędzie się bowiem koncert muzyki Szostakowicza - widzowie siedzą na łodziach, a kwartet smyczkowy ulokował się na skałach. Stolicą wyspy jest niewielkie miasto o tej samej nazwie, malowniczo położone na wzgórzach. Miasto usytuowane jest w głębi lądu, a nie na wybrzeżu, bo to właśnie z morza przychodziło niebezpieczeństwo. W stolicy Robert podziwia architekturę z czasów Republiki Dubrownickiej i słynne lastowskie fumari, czyli ozdobne kominy. Komin to po chorwacku dimnjak, ale tutaj nazywa się go z włoska fumar. Fumary to symbol miasteczka. Ich wysokość pełni funkcję praktyczną, zapewnia lepszy cug. Niegdyś był to również symbol statusu społecznego. Wody wokół Lastova są najżyźniejsze na Adriatyku, dlatego mieszkańcy wyspy od zawsze łowili ryby. Dziś też łowią, ale przede wszystkim obsługują turystów. Robert zwiedza wioskę rybacką o nazwie Lucica, niegdyś morskie okno na świat stolicy wyspy. Wioska i latarnia morska z XIX wieku to obiekty tzw. turystyki kwalifikowanej - w dawnych domach rybaków można dziś spędzać wakacje. Zatoczka Solitudo - w sezonie aż roi się tu od jachtów i katamaranów. Cumują przy nabrzeżu i przy bojach, zajmując całą przestrzeń. W zatoce jest hotel z restauracją, gdzie Robert degustuje zupę rybną i miejscowe specjały. A co się tutaj jada? Na całej wyspie nie ma ani jednego supermarketu, są tylko niewielkie sklepiki. W nich produkty przywożone promem - w puszkach albo kartonach. Ale podstawą menu są rzeczy lokalne. Oliwa (na wyspie rosną dwie endemiczne odmiany oliwek: piculja i lastovka), wino, smażone kalmary, langustynki, drapieżna ryba skorpena i ziemniaki z blitwą, czyli botwiną. Claudio Magris, włoski eseista, pisał o śródziemnomorskich mikrokosmosach kultywujących swą odrębną tradycję, niepodatnych na wpływy. Lastovo to doskonały tego przykład. Niewielka wyspa: niezmieniona przyroda, architektura jak z Republiki Dubrownickiej i własny język - dialekt dalmacki z wpływami włoskimi. Każdy kamień tutaj, każde tutejsze słowo, warte są więcej niż tona złota. Z Lastova Robert płynie na wyspę Mljet uznawaną za najzieleńszą wyspę Adriatyku; niektórzy twierdzą, że w ogóle Śródziemnomorza. A to dzięki odwiecznym lasom piniowym. Wszędzie czuć tu zapach żywicy i miodu. Stąd zresztą nazwa wyspy Mljet. W roku 1960 na Mljecie ustanowiono park narodowy. Atrakcją wyspy jest też słone Wielkie Jezioro, na środku którego, na małej wysepce, już w XII wieku założyli klasztor benedyktyni z Gargano w Apulii. A co jadali tutejsi wyspiarze? Nie ryby. Te sprzedawali. Podstawą ich jadłospisu była ośmiornica, która jest też daniem odcinka. Na kamiennym nabrzeżu Robert gotuje ośmiornicę na czerwono. Atrakcją Mljetu są też piaszczyste plaże, co w Dalmacji, nad Adriatykiem jest prawdziwą rzadkością. Jaka jest główna różnica między Lastovem a Mljetem? Na Mljecie nie ma miast, same sioła. Robert podziwia nadmorską wioskę Polace. Już Rzymianie traktowali ją letniskowo i rekreacyjnie. Swój pała
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Leżące w Republice Serbskiej miasto, nieczęsto odwiedzane przez polskich turystów, ma wszystko, czego mu potrzeba do szczęścia: centralny plac targowy ocieniony 100 - letnimi platanami, sielską rzekę Trebisznicę i zabytkowy most zbudowany przez osmańskiego paszę, fragment dawnej tureckiej dzielnicy, świętą dla Serbów cerkiew na wzgórzu, a nawet związki z Moniką Belucci, które Robert tropi na planie filmowym za miastem. Odnajduje tam również winnicę cesarską, która w czasach Austro - Węgier produkowała z białych gron odmiany żilawka wino wysyłane na wiedeński dwór. Na trebińskim talerzu Roberta burek z nadzieniem serowym i jarzynowym, mięso pieczone pod kopułą oraz pstrąg z endemicznym grochem poljak i sosem na bazie żilawki.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Miasto Trebinje leżące w Republice Serbskiej rzadko bywa odwiedzane przez polskich turystów, a jest tu co podziwiać: centralny plac targowy ocieniony 100-letnimi platanami, sielska rzeka Trebisznica, zabytkowy most zbudowany przez osmańskiego paszę, fragment dawnej tureckiej dzielnicy oraz święta dla Serbów cerkiew pod wezwaniem Bogurodzicy, malowniczo położona na wzgórzu. Kulinarną wizytówką miasta, obok kawiarni, są piekarnie. Ale tutaj nie tylko kupuje się w nich bułki, również się w nich jada. Robert przygląda się, jak piekarz wyjmuje z pieca gotową pitę, po czym już na zewnątrz zabiera się do degustacji. Próbuje trzech rodzajów pity, gustownie zapakowanych w papierowe torebki. Wszędzie tam na Bałkanach, gdzie dotarli Turcy albo w pobliżu tych regionów, robi się pitę albo burka. Jest to ciasto strudlowe, czyli filo, ale ma różne kształty i nadzienia. Burek nadziewany jest wyłącznie mięsem, zaś zeljanica, wypiekana w części kontynentalnej Bałkanów, ma nadzienie szpinakowe, choć tutaj, w klimacie śródziemnomorskim, jest to liść buraka. I jest jeszcze pita z serem podobnym do fety. Główny plac miasta to eleganckie corso. W środy i soboty odbywa się tu targ, a sprzedaje się produkty wytwarzane lub uprawiane wyłącznie w okolicznych gospodarstwach, a więc oliwę, ser kripavac z mleka krowiego i koziego, wędliny, np. szynkę z kozy, i oczywiście warzywa: szpinak, buraki, groszek, a nawet pokrzywy na zupę. Stoisko z serami zachwyca mnogością gatunków. Robert skupia się na jednym, który można spotkać tylko w Hercegowinie. Jest to ser z miecha, czyli ze skórzanego worka. To serowe cudo ma niezwykle intensywny smak. Wystarczy przejść kilka kroków znad kawki pitej w niemal prowansalskiej atmosferze pod platanami, by znaleźć się w innym świecie - w czarsziji, starej tureckiej dzielnicy handlowej. W dawnej szkole oficerskiej mieści się dzisiaj Muzeum Hercegowiny. Muzeum ilustruje życie w regionie na przełomie XIX i XX wieku. Robert odwiedza również niewielkie miejscowości leżące pod miastem. W Mosko jest gościem restauracji Konak. Używane tu sprzęty są identyczne jak te w muzeum. Na rożnie nad paleniskiem piecze się jagnię. Obok pod żarem z węgla drzewnego znajduje się kopuła. Pod żelazną pokrywą piecze się cielęcina razem z ziemniakami. Robert zasiada do degustacji. Przed nim zestaw miejscowych przekąsek: placek z serem kripavac, utipci, czyli pączki na słono i mamałyga z serem. Danie odcinka Robert gotuje nad brzegiem rzeki, obok koła łopatkowego. Jest to pstrąg w mące kukurydzianej z grochem poljak, w sosie na bazie białego wina. W nieodległym Klobuku Robert odwiedza plan filmowy, który zorganizowano u wylotu tunelu kolejowego. Ani stacja, ani tunel, ani tory nie są autentyczne. Wybudowano je na potrzeby nowego filmu Emira Kusturicy, w którym gra Monika Bellucci. W tej samej okolicy Robert odnajduje winnicę cesarską, która w czasach Austro - Węgier produkowała z białych gron odmiany wina żilawka wysyłanego na wiedeński dwór. O jakości tego wina przesądza tutejsza gleba - wulkaniczny tuf. Degustacja wina odbywa się w winotece Vukoje - na tarasie widokowym na dachu budynku. Do wina podano miejscowe danie: risotto z kapustą ratan i koźlęciną.
Opis (streszczenie): Nowy cykl Roberta Makłowicza na antenie Programu 2 to program kulinarno - podróżniczy, którego celemjest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. W swojej kolejnej portugalskiej podróży Robert Makłowicz odwiedza miasto u ujścia rzeki Douro do Atlantyku, znane jako ośrodek eksportu doskonałych mocnych win już w XVIII wieku. Atrakcją Porto są składy win, w których można wędrować przez ogromne piwnice pełne beczek i butelek z dojrzewającym portwajnem. W asyście właściciela jednej z takich piwnic krakowski znawca kuchni przyrządza na miejscu stek z pieprzem oczywiście z dodatkiem wina porto! Oprócz pięknych zabytków i staroświeckich sklepów dodających mu uroku, Porto ma też swoją przystań rybacką i port oceaniczny w Matosinhos, gdzie warto zjeść pieczone na ruszcie wprost na ulicy sardynki, makrele czy dorady.
Czas trwania: 24min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Tym razem bawimy w Islandii. Skąd wzięła się nazwa gejzer? Podróżnik z Krakowa wyjaśnia to już na wstępie programu, w dodatku na żywym przykładzie. Zaraz potem gotuje w gejzerze jaja na twardo, które zjada z chlebem pieczonym w gorącej ziemi. Niezwykła przyroda Islandii ma również w ofercie olśniewające pejzaże, wulkany i wodospady. W takich okolicznościach rodzi się na polowej kuchence jagnięcina curry, danie tylko z pozoru niezbyt skandynawskie. Inną propozycją kulinarną w tym odcinku jest ryba łupacz, wielki przysmak północnego Atlantyku, w Polsce nadal mało znany. Czego jeszcze nie może zabraknąć na wyspie gejzerów? Oczywiście geotermalnych źródeł i gorącej kąpieli na koszt matki natury.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Krajobraz Sardynii zdobią nuraghi, prehistoryczne budowle z bloków kamiennych, jest ich na wyspie kilkaset. Kilka stuleci od nich młodsze są ruiny Tharros, miasta założonego na zachodnim brzegu wyspy przez Fenicjan w VIII w. przed Chrystusem. Skok z antyku do współczesności jest pouczający i smaczny: w 200 - letnim zaledwie domostwie pani Eleny Rosy Robert próbuje ciasteczek pistidu, naturalnie jej własnego wypieku. Kolejny tutejszy przysmak, tym razem na słono, to botarga suszona ikra cefala, jeden z najdroższych specjałów całego Śródziemnomorza. Po wizycie w jej wytwórni Robert odwiedza plantację arcyzdrowych karczochów i przygląda się żniwom na polu ryżowym. W Oristano próbuje makaronu fregola z małżami; w stołecznym Cagliari pierwsze kroki kieruje na żywiołowy miejski targ, a w dzielnicy Castello gotuje spaghetti al nero di seppia.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W kolejnym odcinku swojego programu kulinarno - podróżniczego Robert Makłowicz nadal gości na Islandii. Choć na Islandii często jest dość ciemno, naszych rodaków nie trzeba szukać tu ze świecą. Robert Makłowicz już przy śniadaniu w reykjawickim hotelu spotyka kelnerkę spod Krakowa. Silna grupa naszych rodaków, pracowników przetwórni rybnej, asystuje mu również podczas przyrządzania panierowanego dorsza na maśle. Kolejny polski trop prowadzi do słynnej restauracji, w której kulinarne doświadczenie zdobywa młody Polak, student miejscowej akademii szefów kuchni. Spod jego ręki wychodzą takie przysmaki, jak sashimi z maskonura i z wieloryba. Koniecznie należy również skosztować islandzkiej specjalności - surowego rekina dojrzewającego w ziemi. Łatwiej przełknąć go z kieliszkiem trunku o nazwie czarna śmierć.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza Czarnogórę. Kotor, Prcanj, Tivat, Gornja Lastova i Perast to miejscowości, które odwiedzimy, podróżując wokół słynnej Boki, czyli Zatoki Kotorskiej, która należała kiedyś do Republiki Weneckiej. Nazwa "boka" pochodzi od włoskiego słowa "bocca" oznaczającego usta. Z lotu ptaka bowiem zatoka przypomina usta. Program wyprawy pęka w szwach: mury obronne, architektura romańska, place w stylu weneckim, przystań jachtowa dla milionerów, autentyczny okręt podwodny, średniowieczna tłocznia oliwy i górski kościółek - rówieśnik Bitwy pod Grunwaldem. Sporo atrakcji również na talerzu: tatar z wołowiny Wagyu, foie gras z galaretką z porto, słodkie priganice z miodem, ośmiornica i morskie ryby. W autorskim wykonaniu Roberta, przyrządzane pod kaplicą Matki Boskiej Ryżowej risotto Risi e bisi z jagnięciną. Lord Byron twierdził, że Boka Kotorska to najpiękniejsze w świecie połączenie gór i morza. Kotor zaś to dawne weneckie miasto o strategicznym położeniu z potężną fortyfikacją, dziś także opasane murami obronnymi. Turcy, odwieczny wróg miasta, nigdy Kotoru nie zdobyli. Groźniejsza okazała się przyroda; trzęsienia ziemi nawiedzały ten region kilkakrotnie. Współczesność miasta to tłumy turystów i miejscowi, żyjący w tych historycznych dekoracjach. Szczęśliwie nasi przodkowie nie budowali z płyt gipsowych ani paździerza, więc trzęsienia ziemi nie wyrządziły większych szkód w zabytkowej tkance miasta. Przykładem jest XIII - wieczna romańska kolegiata p. w. NMP. Plątanina wąskich uliczek sprawia, że Kotor do złudzenia przypomina Dubrownik, ale na głównym placu widzimy weneckość w czystej postaci. Jednym z jej elementów jest wieża zegarowa z początku XVII wieku. Patronem miasta jest św. Tryfon. Odpędza on złe moce, pomaga winogrodnikom i sadownikom, ale też leczy ludzi z chrapania. Drugim odwiedzanym miasteczkiem jest Prcanj, gdzie Robert zatrzymuje się na posiłek. W tradycyjnej konobie, która mieści się w kamiennym domu, nasz podróżnik degustuje miejscowe przysmaki. W menu: bakalar, czyli suszony solony dorsz, sałatka z ośmiornicy, smażone kalmary z pióropuszami, langustynki, risotto czarne z sepią, risotto czerwone z krewetkami, panierowany plaster rekina, dorada i marynowany tuńczyk. Gornja Lastova to typowa górska wioska. Miasteczko zostało założonew XIII wieku. Robert zwiedza tłocznię oliwy. W ciemnym wnętrzu stoi stara drewniana maszyneria. Kompletnie zachowany młyn oliwny sprzed niemal 500 lat. Na kamiennym dziedzińcu przed gostioną, czyli karczmą odbywa się degustacja. Przed Robertem miska małych pączków, miód, butelka rakiji i kieliszek. Pączki trzeba zamoczyć w miodzie, a potem popić rakiją z morwy. W centralnym punkcie wioski stoi kościółek rzymskokatolicki, wzniesiony w 1410 r. Stąd rozciąga się wspaniały widok na półwysep Vrmac i miasteczko Tivat. Przewodniki niewiele o nim piszą, bo też nie ma tu specjalnych zabytków. Ale jest coś, czego nie znajdzie się na całym Adriatyku. Porto Montenegro - jedna z największych inwestycji jachtowo-hotelowych ostatnich lat. Są tu apartamenty z prywatnymi basenami na dachach. A jachty należą do najbogatszych ludzi świata. W eleganckiej restauracji przy marinie Robert degustuje dwie wykwintne przystawki: tatara z wołowiny rasy Wagyu i foie gras z galaretką z porto oraz jabłkowe chipsy. Atrakcją Tivat jest Muzeum Morskie. Można tu podziwiać dwa okręty podwodne. Kiedyś, za czasów Austro-Wegier Boka Kotarska byłą główną bazą marynarki. W miejscu muzeum była dawniej stocznia i arsenał. Danie odcinka: weneckie risotto z zielonym groszkiem i jagnięciną (risi e bisi), Robert gotuje nad wodą, na malowniczej wysepce, pod kapliczką Matki Boskiej Ryżowej. W tym miejscu zatoka jest najwęższa. Jak chce legenda, przepływał tędy statek wyładowany ryżem, zerwała się burza, kapitan wznosił modły do Matki Bosk
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Dawny gród Edwina, czyli zamek na wysokiej skale w sercu szkockiej stolicy, to dobre miejsce na początek podróży po tym kraju. Edinburgh Castle otaczają pełne życia, również kulinarnego, ulice i place. Jeden z placów raz w tygodniu zamienia się w Farmers Market, targ produktów rolniczych i własnych wyrobów spożywczych. Na miejscu można skosztować takich specjałów jak owsianka z miodem i whisky czy mięso z bawołu. Od zamku biegnie przez Stare Miasto słynna Royal Mile, Królewska Mila. U jej początku warto zajrzeć do Scotch Whisky Experience, instytutu - muzeum, którego zwiedzanie wieńczy degustacja szkockiej. W nowomiejskim parku, wśród tłumów spacerowiczów, Robert Makłowicz przyrządza łupacza z szynką, a z wysokości swojego pomnika asystuje mu Sir Walter Scott.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Głównym miastem Słonecznego Wybrzeża jest Malaga, od niej rozpoczyna się ta andaluzyjska podróż. Malaga nie jest największym miastem regionu, ale ma największe lotnisko, więc turyści traktują je na ogół jako punkt przesiadkowy w drodze na plaże Costa del Sol. Ale warto się w Maladze zatrzymać, bo jest tu wiele ciekawych rzeczy, np. dom rodzinny Picassa, który tu się urodził i muzeum poświęcone jego sztuce. W Maladze przyszedł na świat inny sławny Hiszpan, Antonio Banderas. Korzenie Malagi są fenickie. Po Fenicjanach niewiele zostało. Po nich przyszli Rzymianie. Pozostawili po sobie liczne zabytki, m.in. amfiteatr z czasów cesarza Augusta. Z kolei malageńska starówka została zbudowana na bazie arabskiej mediny. W obrębie starej Malagi jest też wiele zabytków z okresu renesannsu i baroku. Ważnym punktem na mapie Malagi jest miejscowy targ miejski, który mieści się w dawnym arabskim budynku. Przy głównym wejściu są ryby i owoce morza. To logiczne, bo malageńska kuchnia to głównie dary morza. Turystów oprowadzają po targu przewodnicy kulinarni, którzy chętnie pokażą także inne ciekawe miejsca, np. maleńki sklepik, w którym zgromadzono najlepsze malageńskie produkty, jak np. wędliny, z których najbardziej znana jest szynka z okolic Rondy, ma niepowtarzalny smak, bo tamtejsze świnie nie jedzą żołędzi, ale kasztany. Z kolei masło przywożone jest z Asturii, bo w okolicach Malagi hoduje się tylko świnie i kozy, krów tu nie ma. Kolejny obowiązkowy adres na kulinarnym szlaku to sklep z rękodziełem i bar na jego zapleczu. Malaga to również synonim wina, dość specyficznego, wyrabianego ze szczepów Moscatel i Pedro Ximenez. Tutaj są w karcie dwie wersje malagi: palido, czyli blada i anejo, starzona w beczce. Do tego tapas: kawałki chleba, kiełbasa i czereśnie. Palido - mniej słodkie - pasuje do kiełbasy. To ciemniejsze jest bardzo słodkie - do niego najlepsze będą czereśnie. W różnych miastach różne rzeczy wyznaczają upływ czasu. W Maladze wieczór zapowiada pojawienie się na ulicach sprzedawców jaśminowych gałązek. Dlaczego sprzedaje się je wieczorem? Bo jaśmin dopiero wieczorem zaczyna pachnieć. A skoro wieczór, to pora na kolację. W tradycyjnej restauracji El Pimpi Robert próbuje dań miejscowej kuchni: z ryb, ośmiornicy i wieprzowiny. A są to: boquerones (panierowane, smażone sardele), flamenquin (wieprzowa rolada schabowa z cerdo iberico nadziewana szynką), ośmiornica na ziemniakach z czosnkiem, oliwą i pietruszką. Do picia wytrawne wino moscatel. Główny cel przyjazdu dla większości turystów na Costa del Sol to leżąca 15 km od Malagi miejscowość Torremolinos, chyba najsłynniejszy miejscowy adres wypoczynkowy. W szczycie sezonu nie da się tu wetknąć szpilki. Bardzo ważną instytucją plażową są tzw. los chiringuitos, lokale działające na obrzeżach plaż. Kiedyś były to szałasy, dziś restauracje z tarasami. Na jednym z nich Robert przyrządza pez espada, czyli miecznika vel włócznika po malageńsku. Turyści, którym nie chce się już plażować, mogą wybrać się w góry i pojechać do miasteczka Mijas w masywie Sierra Alpujata. Wioski nadmorskie, takie jak Torremolinos, boom turystyczny zmienił w kurorty, ale te leżące nieco wyżej, w górach, wyglądają zwykle tak samo jak kiedyś. Mijas jest najlepszym przykładem typowego białego miasteczka. Robert odwiedza tu Museo del Vino, które nie jest muzeum, ale winoteką. Są tam trunki z całej Hiszpanii, oczywiście prym wiedzie miejscowa malaga. Z Mijas nasz podróżnik udaje się do Marbelli - najsłynniejszego miasta na Costa del Sol. W latach 70. Hiszpania nie miała umowy o ekstradycję z Wielką Brytanią, więc zjeżdżali tu brytyjscy gangsterzy. Potem zaczęli przyjeżdżać zwykli bogacze. Dziś Marbella słynie przede wszystkim z imponujących rezydencji milionerów i ich jachtów w marinie Puerto Bans. Wieczór w Marbelli kończy kolacja
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Rzeka Sutjeska płynie przy granicy Bośni z Hercegowiną i Czarnogórą. Jej kanion nie jest długi, ma ponad 30 km. Wznosi się nad nim najwyższy szczyt Bośni Maglić (2386 m n.p.m.). Nazwą tej górskiej rzeki ochrzczono też park narodowy, utworzony tu w latach 60. To prawdziwy cud natury, matecznik dzikich zwierząt i doskonały punkt wypadowy do górskich wędrówek. Rośnie tu pierwotny las - dzika puszcza, w której zabroniona jest jakakolwiek ingerencja człowieka. Zanim przełom rzeki Sutjeski stał się w powojennej Jugosławii parkiem narodowym, ta górska okolica zasłynęła jako sceneria zwycięskiej bitwy partyzantów Tity z siłami koalicji faszystowskiej. Robert wspina się pod monumentalny pomnik partyzantów i odwiedza muzeum bitwy, zdewastowane w czasie ostatniej wojny domowej. Górskie lasy dostarczają dzikiego czosnku do sałatek i mięsa kozic na gulasz. Produkty te wykorzystuje się do przygotowania miejscowych dań, które Robert degustuje podczas postoju na kempingu. A są to: sałatka z dzikiego czosnku, ser zwijany jak słowackie korbacziki/warkoczyki, pita ze szpinakiem i twarogiem i gulasz z kozicy górskiej. Do picia podaje się wino ze słynnego monasteru Tvrdos albo kwaśne mleko. Na kolejnym postoju Robert ma okazję spróbować dań rybnych. Tym razem piknik rozpoczyna się od kieliszka rakii. Potem jest zupa rybna (riblja corba) gotowana w kociołku oraz smażone ryby. Złowione w Drinie pstrągi oraz płocie, panierowane w mące, są smażone w oleju nad żywym ogniem w specjalnym naczyniu, które nazywa się taniraca. Podczas rejsu Robert przyrządza danie odcinka - wątróbkę jagnięcą z serbską sałatką. W dalszej części wycieczki Robert ma okazję podziwiać miasto Visegrad ze słynnym kamiennym mostem. Na środku mostu znajduje się wysoka kamienna tablica z arabskimi napisami. Tablica sławi imię Mehmeta Paszy Sokolovića, inicjatora powstania budowli i jej fundatora. Był to Słowianin, przyszedł na świat jako chrześcijanin w pobliskiej wiosce. Zabrany rodzicom przez Turków został janczarem. Zrobił wielką karierę, doszedł do godności wielkiego wezyra. Najnowszym fragmentem miasta jest niezwykły Andrićgrad, stworzony przez reżysera Emira Kusturicę na rzecznym półwyspie. Andrićgrad ma być ilustracją bośniackiej i serbskiej historii. Robert odwiedza tu restaurację Zlatna Moruna. Na ścianach namalowani są ulubieni bohaterowie Kusturicy, jest i on sam. Na stole miejscowe specjały: półmisek wędlin i serów, panierowane papryki nadziewane serem i młoda wołowina w sosie pikantnym.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Krakowski znawca kuchni tym razem ujawnia swój zachwyt Szkocją. Podczas podróży przez Highlands, czyli Pogórze, przybliża widzom piękno tutejszych krajobrazów, krainę jezior, wspaniałe zamki. Pokazuje łososie, które pokonują spiętrzenie wody przy rzecznej elektrowni, a także uczestniczy przy produkucji szlachetnej, słodowej scotch whisky. Całości dopełnia wykonywana na dudach muzyka oraz poezja kulinarna Roberta Burnsa. Widzowie poznają również haggis - specjał szkockiej kuchni narodowej. Tę tradycyjną potrawę przyrządza się z mięsa, cebuli i podrobów, a w wersji klasycznej jest podawana w owczym żołądku. Robert Makłowicz nie zapomniał o też potworze z Loch Ness: nad brzegiem jeziora smaży dla niego pstrąga łososiowego z musztardą angielską i panierowanego w owsiance.
Czas trwania: 24min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert podróżuje po Andaluzji. Wraz z nim będziemy podążać szlakiem atlantyckim przez prowincję Kadyks. Najpierw odwiedzimy miasto Barbate, później Kadyks - stolicę prowincji i jedno z najstarszych, istniejących do dziś miast Europy. Będzie też Jerez de la Frontera, Sanlucar de Barrameda i mnóstwo innych wspaniałości. Miasto Barbate leży w okolicy przylądka Trafalgar, niedaleko którego w słynnej bitwie zginął admirał Horatio Nelson. Już w czasach antycznych miasto znane było z połowów tuńczyków. Do dziś jest tuńczykowym symbolem całej Hiszpanii. W Barbate Robert odwiedza przetwórnie rybną Hermac. Wielka mapa świata na ścianie w sklepie firmowym przedstawia szlaki migracji tuńczyków. Najbardziej pożądane są tuńczyki błękitnopłetwe, osiągające do 500 kg wagi. Japończycy kupują na pniu prawie wszystkie. Poddani Mikada najchętniej jedzą tuńczyka na surowo, w postaci sushi i sashimi. Robert w fartuchu i czepku przechadza się po chłodni, podziwiając leżące na paletach ogromne tuńczyki. W następnej hali pracownicy ręcznie kroją i dzielą ryby. Różne części będą miały różne handlowe przeznaczenie. Powinno się zapamiętać przynajmniej dwie nazwy konserwowo - tuńczykowe, są to mojama (polędwiczka) i ventresca (podbrzusze). Mojamę się suszy, ventreskę zalewa oliwą. Wcześniej wszystko musi być posolone. Sól nie tylko konserwuje, ale też nadaje rybie odpowiedni smak. Proces suszenia mojamy trwa miesiąc. Cena tego specjału przewyższa cenę najlepszej szynki górskiej (jamón serrano). Znacznie tańsze, ale równie smaczne jest suszone bonito - cieniutkie płatki tuńczyka niezbędne w każdej japońskiej kuchni. Zwiedzanie przetwórni kończy się konsumpcją. W saloniku degustacyjnym Robert raczy się specjałami z tuńczyka, do tego oczywiście kieliszek białego wina. Kadyks jest najstarszym, nadal zamieszkanym miastem, Zachodniej Europy. Założyli go Fenicjanie w XI wieku. Perłą Kadyksu jest katedra pod wezwaniem Świętego Krzyża, jedna z największych świątyń w całej Hiszpanii. Miejska plaża La Caleta pełna jest ludzi. Gdzieś tutaj wychodziła z wody skąpo odziana Halle Berry, a wpatrywał się w nią Pierce Brosnan jako agent 007. W tej części "Bonda" La Caleta imitowała Hawanę. Z tarasu hotelu Senator Robert podziwia panoramę Kadyksu. Płaskie dachy, wieże i kopuła to żywcem arabska medina. Nic dziwnego, bo przecież Maurowie panowali tu bardzo długo. Na tarasie Robert gotuje danie odcinka: caldo de pero, czyli psią zupę. Faktycznie jest to zupa rybna z kwaśnymi pomarańczami, tzw. "psiankami". Następnego dnia krakowski podróżnik wybiera się na Mercado Central - targ miejski, który jeszcze 15 lat temu wyglądał zupełnie inaczej. Przez bramę wchodzi się na dziedziniec z kolumnadą. Dawniej nie było hali. Zamiast dachu było wielkie płótno i wszędzie stały kramy. Dziś panuje tu higieniczna elegancja. Takie są wymogi Brukseli: stoiska są zrobione z nierdzewnej blachy i każde ma własną chłodnię. Kolejne atrakcje nadmorskiej prowincji to wino manzanilla, czyli wytrawne sherry, słynne konie andaluzyjskie i nie mniej słynna brandy de Jerez. Na pożegnanie z Kadyksem Robert wybiera się do lokalu La Albariza, którego nazwa kojarzy się z wapienno - kredową glebą. Tej to właśnie glebie świat zawdzięcza brandy de Jerez.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Północno-zachodnia Szkocja i jej wyspy to kraina chmur, mgieł i deszczu. Dobre samopoczucie w takich warunkach wymaga odpowiedniej diety. Z pewnością należy do niej tzw. pełne szkockie śniadanie, które podróżnik z Krakowa zjada w dawnym domu zawiadowcy stacji kolejowej nad Loch Carron. Dzięki ciepłemu prądowi zatokowemu w szkockich wodach można łowić owoce morza. Na potwierdzenie Robert wypływa z miejscowym rybakiem na połów małży św. Jakuba. Złowione przegrzebki przyrządza natychmiast w porcie, naturalnie z dodatkiem miejscowej whisky. Dalsza podróż prowadzi do przydomowej wędzarni ryb i na wyspę Skye, gdzie możemy posłuchać, jak brzmi historyczny język miejscowych Szkotów.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert podróżuje po andaluzyjskiej prowincji Grenadzie. Pierwsze odwiedzane miejsce to Pampaneira, pięknie położone górskie miasteczko z przemyślnym systemem wodociągów, stworzonym jeszcze przez Maurów. Wodociągi umożliwiają tarasowe uprawy na stromych zboczach gór. Z ośnieżonych nawet latem 3 - tysięczników Sierra Nevada spływa wąwozem topniejący śnieg. Od wąwozu odchodzi w bok system poziomych kanałów, które nawadniają tarasowe pola. A co tu rośnie? Przede wszystkim konopie i migdałowce. Gaje migdałowe na zboczach gór to charakterystyczny element tutejszego pejzażu. Na razie owoce są zielone, będą dojrzałe pod koniec sierpnia. Pozostałością czasów arabskich jest pralnia. Ta tutaj ma co najmniej 500 lat. Robert zanurza ręce w kamiennej kadzi z wodą i wyjaśnia, na czym polegał ten wynalazek. Otóż do prania wykorzystywano spływającą z gór krystaliczną zimną wodę. Ale to nie jest kres tej wodnej wędrówki. W tamtych czasach nawet brudnej wody nie marnowano. Po praniu woda spływała i spływa nadal ulicznymi kanałami, służąc do ochłody, wspaniale odświeżając powietrze. Spacerując po miasteczku, Robert podziwia białe domy po obu stronach stromych uliczek. W jednym z domostw odwiedza warsztat tkacki. Pani pracuje przy drewnianej maszynie tkackiej. W czasach arabskich w Pampaneira mieszkali Berberowie, którzy trudnili się tkactwem. Po nich pozostała tradycja ręcznego wyrabiania koców i derek. Kiedyś okrywano nimi osły i muły, ludzie też się opatulali. W zimie bywają tu mrozy. Niemal identyczne tkaniny znajdziemy po drugiej stronie Morza Śródziemnego, w Magrebie. Przy jednej białych uliczek mieści się winiarnia, a zarazem sklepik z lokalnymi produktami. Pod sufitem wiszą szynki. W czasach arabskich szynki by tu nie wisiały, to wieprzowina. Ale pozostałe produkty mają swoje korzenie w odległej historii: chleb daktylowy, nugaty z migdałami, oliwa i czekolada, wyrabiana tu metodami rzemieślniczymi. Robert zasiada do degustacji. Na stoliku: szynka, pomidory z ogródka, sery dojrzewające owcze i kozie, dwa rodzaje kiełbasy chorizo, salceson, korniszony, oliwki i wino. Krakowski smakosz odwiedza także sklepik z czekoladą, którą świat pośrednio zawdzięcza Hiszpanom, to oni pierwsi podpatrzyli u Azteków w Meksyku kulinarne zastosowanie ziaren kakaowca. W ofercie mnóstwo oryginalnych smaków, np. ciemna czekolada z owczym serem. Nastepny przystanek na trasie to pobliskie Lanjarón, gdzie Robert chłodzi się napojem limon - jest to biały wariant sangrii, i próbuje miejscowych dań z owoców morza, królika, kasztanów i buraków. Na deser podają tu kompot z kasztanów, jest to rodzaj gęstej zupy z laską cynamonu. Granada czy Grenada? Wielu turystów przybywających do Grenady zastanawia się, jak nazywać to miasto: W polskiej tradycji przyjęła się ta druga nazwa, ale po hiszpańsku to Granada, czyli granat. W legendarnej Grenadzie Robert przywołuje postacie Izabeli i Ferdynanda, pochowanych tam królów katolickich. A jeśli chodzi o kulinaria, to w Grenadzie trzeba koniecznie odwiedzić restaurację Chikito, ulubione miejsce Federica Garcii Lorki. Robert zamawia tu starą andaluzyjską potrawę: rabo de toro, czyli duszone ogony bycze. Założona na początku XX restauracja ma bardzo długą listę bywalców, z której Robert wybiera trzy nazwiska: Federico Garca Lorca, Manuel de Falla oraz Andres Segovia. Każda z tych osób w istotny sposób wpłynęła na kulturę światową. Albaicin to dawna arabska dzielnica. Albaicin to plątanina biegnących w gorę i w dół krętych uliczek. Okolica ta cieszyła się niegdyś złą sławą, a to z powodu Cyganów, którzy mieszkali na szczycie wzgórza Sacromonte. Danie odcinka - ajo blanco, czyli chłodnik z migdałów Robert przyrządza u stóp Alhambry. Wycieczkę po Grenadzie kończy wizyta w cukierni, gdzie Robert próbuje ciasteczek upamiętniających ważne wydarzenie z
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W podróż do Sewilli Robert wyrusza z Grazalemy, górskiego pueblo blanco leżącego w górach o tej samej nazwie. Pueblos blancos, czyli białe miasteczka, zwane są niekiedy ptasimi gniazdami. Niektórzy przyjeżdżają do Andaluzji specjalnie dla nich. Wszystkie te miasteczka powstały w czasie arabskiej obecności w Andaluzji, która trwała aż 800 lat. Sami Arabowie nie mieszkali tu jednak, chłodne góry to nie ich żywioł. Osiedlali się tu Berberowie, mistrzowie rękodzieła. Wypasali owce, z ich wełny wyrabiali kilimy, pledy i ozdobne makaty. Przed Arabami, między V a VIII wiekiem było tu królestwo Wizygotów. Rzeźby zdobiące miejski wodopój pochodzą z VI wieku, z czasów wizygockich. W pobliżu Sewilli gór już nie ma, tylko pagórki. To spichlerz Andaluzji. Dominują uprawy zbóż, pola słoneczników oraz coś, co najbardziej nas dziś interesuje gaje oliwne. Hiszpania jest największym w świecie producentem oliwy, a Andaluzja wytwarza jej najwięcej w całej Hiszpanii. W gospodarstwie Basilippo Robert degustuje oliwę. W trzech kieliszkach mamy trzy zasadnicze typy: z oliwek czarnych - dojrzałych, z oliwek niedojrzałych i z oliwek całkowicie zielonych. Dodatkowo gospodarz przynosi do spróbowania lody czekoladowe podawane z oliwą aromatyzowaną skórką pomarańczową. Miasteczko Carmona leży 30 km od Sewilli. Turystę wita bastion murów obronnych z bramą w stylu mauretańskim. To dawna arabska twierdza, ale nie tylko. Tutejszy XIII - wieczny alkazar króla Don Pedro, górujący nad całą okolicą, to dzisiaj parador, czyli hotel. Z tarasu widać złocony słońcem andaluzyjski pejzaż. W roku 1928 rząd hiszpański postanowił zagospodarować jakże liczne opuszczone historyczne rezydencje. Tak powstała instytucja paradores, czyli hoteli i restauracji zarządzanych przez państwo, a urządzanych w miejscach należących do dziedzictwa narodowego. Wielką namiętnością tej części Hiszpanii jest corrida. Robert odwiedza gospodarstwo La Calera. Na powierzchni prawie 2 tys. hektarów rosną dęby korkowe i drzewa oliwne. Jest i coś dla myśliwych: dziki, jelenie i kuropatwy. Ale najważniejsza jest tu hodowla byków. To stąd trafiają na arenę korridy. Bardzo cenione jest również ich mięso, zwłaszcza pieczone w tradycyjny sposób nad ogniem. Kulinarna nazwa tej wołowiny to retinto. Danie odcinka - wieprzową polędwiczkę po sewilsku - Robert przyrządza już w samej Sewilli, w dzielnicy Triana. Sewilla jest perłą Hiszpanii. Robert zwiedza cuda Alkazaru i gotycką katedrę pod wezwaniem Matki Boskiej, zbudowaną w miejscu, gdzie niegdyś stał meczet. Z tarasu kawiarni, z widokiem na dzwonnicę, można podziwiać La Giraldę, ponad 100 stumetrową wieżę, niegdyś meczetu, dziś katedry, która jest symbolem miasta. Dopełnieniem tych wspaniałych wrażeń jest kieliszek zimnej różowej cavy. Alkazar (Al - Qasr) to po arabsku twierdza. Ten w Sewilli jest najpiękniejszy i najsłynniejszy. Władca Al Mutamid przerobił dawną warownię na luksusową rezydencję z haremem na 800 hurys. Dziś to nie tylko muzeum, to również siedziba królów Hiszpanii. Po zwiedzaniu chwila wytchnienia. Robert wybiera narożny historyczny bar o nazwie El Rinconcillo, założony w 1670 r. Obecny wystrój wnętrza pochodzi z końca XIX wieku. Lokal specjalizuje się w tapas, uroczych ogólnohiszpańskich dankach, w sam raz pod jeden kieliszek wina. Robert degustuje ikrę morszczuka z rusztu, szpinak z ciecierzycą, dorsza w jarzynach oraz duszone w oliwie warzywa z jajkiem. Do tego kieliszek manzanilli. Ostatni kulinarny akord w Sewilli to lody. W lodziarni La Fiorentina Robert degustuje trzy smaki: cytrynowe ze świeżą bazylią, aromatyzowane kwiatem pomarańczy i czekoladowe. Co ciekawe są to lody z oliwą. Wizytę w Sewilli musi zwieńczyć pokaz flamenco. Nieprawdą jest, że ten taniec i śpiew ma korzenie arabskie. Już rzymski poeta Martialis opisał pląsy i śpiewy z użyciem kastanietó
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Do największego miasta Slawonii, chorwackich kresów wschodnich, zwabiła Roberta Makłowicza fama Osijeku, zwanego kulinarną stolicą Chorwacji. Wśród XIX - wiecznej zabudowy centralnej dzielnicy Gornij Grad bez trudu można znaleźć lokale w dawnym stylu wiedeńskim. Udać się do nich można również w dawnym stylu, fiakrem lub zabytkowym tramwajem. To pojazdy, które najlepiej prezentują się na tle pięknej miejscowej architektury w stylu art nouveau. Osijecki targ zachwyca różnokolorową papryką, serami domowego wyrobu, których przed zakupem trzeba obowiązkowo skosztować, pikantnymi wędlinami i miejscowym winem. Gospodarz programu, Robert Makłowicz, przyrządza tam bearski paprika, a kolejne kulinarne zachwyty czekają na niego w pobliskiej twierdzy.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Północno - wschodni region Chorwacji dzieli nazwę i wiele tradycji kulinarnych z Baranją po węgierskiej stronie granicy. W karcie miejscowych dań oznacza to gwarantowaną obecność paprykarza rybnego i paprykowanych wędlin. W karcie win, oprócz czerwonej frankovki i czarnego pinot, widnieje natomiast chorwacka specjalność - doskonała biała grasevina. Ryb i dziczyzny dostarczają rzeki, stawy i lasy, z których słynie park krajobrazowy Kopacki Rit. Na polowania zapraszał tu swoich wysoko postawionych gości towarzysz Josip Broz Tito. W tamtejszych słodkich wodach królują sumy, karpie, szczupaki i sandacze. Robert Makłowicz z satysfakcją sprawdza, jak smakują one upieczone na ruszcie. Wśród atrakcji odcinka również autentyczne wiejskie gospodarstwo sprzed stu lat oraz chłopska uczta na polu golfowym!
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Podróż rozpoczna się w Siedmiogrodzie, w części nazywanej Saską Szwajcarią. Saską od niemieckich osadników, którzy zakładali tu miasta już w XII wieku. Najpiękniejszym miastem regionu jest Sighishoara, otoczona średniowieczną cytadelą. Jedyną konkurencją dla Sighishoary w Europie może być francuskie Carcassone, z podobnie zachowanymi średniowiecznymi murami. W restauracji przy rynku (tuż obok domu, w którym mieszkał Vlad Dracula, ojciec słynnego Draculi) Robert zamawia dania reprezentatywne dla trzech nacji mieszkających dziś w Sighisoarze: rumuńskie sarmalute cu mamaliguta, czyli gołąbki z mamałygą, węgierski paprykarz wieprzowy z galuszkami i niemiecki gulasz z jelenia z czerwoną kapustą oraz roladą wieprzową. Wioska Valea Viilor, po niemiecku Wurmloch, to stara saska wieś. Robert podziwia tu jeden z miejscowych cudów - średniowieczny saski kościół pełniący funkcje obronne. Warto zwiedzić także kościół w Biertan (po niemiecku Birthölm), który otoczony jest trzema pierścieniami murów obronnych. Podobnych kościołów jest w okolicy wiele, niemal w każdej wsi. Niektóre z nich zostały wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Medias to pierwsze większe miasto na trasie. W roku 1575 tu właśnie przyjął polskich posłów książę siedmiogrodzki Stefan Batory, który podpisał Pacta Conventa, by móc zostać królem Polski. W Medias Robert zwiedza przepiękną starówkę, a następnie wstępuje do piekarni i ciastkarni, by spróbować miejscowych wypieków: popularnych precli na słono i słodko. Pernute to słodkie drożdżowe bułeczki, zaś covrig to precle z makiem, sezamem i serem cascaval. Zaraz za Medias, przy głównej drodze znajduje się wioska Brateiu. W kramach na poboczu drogi Cyganie sprzedają swoje wyroby. Wyspecjalizowali się w miedzianych naczyniach. W okolicach Poiana Mica Robert zapuszcza się w karpackie lasy. To niemal pierwotne puszcze. Rosną w nich nie tylko sosny i świerki, ale też dęby. Dzięki temu żyją tu np. niedźwiedzie. Każdego roku odbywają się tutaj "truflowe łowy". Trufle występują w Europie w pasie od Francji do Mołdawii. W Rumunii zbiera się je dopiero od 10 lat. Do poszukiwań wykorzystuje się specjalnie szkolone psy myśliwskie. W miejscowej gospodzie z widokiem na górskie hale odbywa się degustacja trufli. Na talerzykach dwie trufle umyte, jedna w stanie naturalnym i ser. Przekroczywszy Karpaty, nasz podróżnik znajdzie się na Wołoszczyźnie. Chce zobaczyć winnice regionu Dealu Mare. Z miejscowym kucharzem przyrządzi danie invertita de la ciuta, czyli ziemniaczane naleśniki z nadzieniem z kurczaka. Odwiedzi także nowoczesną winiarnię Lacerta. Właścicielem winiarni jest Walter Friedl, Austriak z Wiednia. Podczas degustacji panowie raczą się winem białym i czerwonym, młodym i starzejącym się w drewnianych beczkach. Na zakończenie pobytu na Wołoszczyźnie Robert wzmacnia się miejscowymi wędlinami. Ghiudem to kiełbasa wołowa, przypominająca turecki sudżuk, babic to ostra kiełbasa paprykowana, zaś carnat de plecho to kiełbaski baranie, jedyne w Rumunii z apelacją.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Chorwacja naddunajska nadal leczy rany po wojnie domowej 1991 roku, a oblężony wówczas przez Serbów Vukovar stał się symbolem bohaterstwa, cierpienia i materialnych zniszczeń. Na szczęście, to już historia. Dziś miasta nad Dunajem znów żyją normalnie, a ziemia wydaje plony. W ilockich winnicach leżakują kolejne roczniki wybornego traminca i graseviny, a w najdłuższej rzece Europy miejscowi rybacy łowią płocie, karpie. Przyrządzają je według tradycyjnych przepisów gościom w agroturystycznych gospodarstwach. Krytyk kulinarny z Polski ma okazję usmażyć płocie na wieprzowym smalcu, udusić sandacza w winie i przejechać się rowerowym szlakiem biegnącym od źródeł Dunaju niemal do jego ujścia.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Małkowicz podróżuje na Kubę. W tym odcinku zwiedza Hawanę. Monumentalny plac Rewolucji, którego budowę rozpoczęto jeszcze przed erą Castro, jest przeważnie pusty, tylko na skraju parkują żółte kuliste riksze motorowe. Kuba przestaje być krajem całkowicie zamkniętym. Jednym z symboli tych zmian są taksówki dla turystów. Robert wyrusza egzotyczną coco taxi do kipiącego życiem centrum miasta. Jedzie aleją Prado i zatrzymuje się pod Kapitolem. Poszczególne fragmenty miasta dobrze ilustrują historię całego kraju. Prado była niegdyś najelegantszą aleją stolicy. Dziś stoją tu zrujnowane pałace i podupadłe kamienice, a na ozdobnych balkonach suszy się pranie. Po rewolucji prywatną własność skasowano i wprowadzono przymusowy kwaterunek. Wiele z tych perełek popadło przez to w ruinę. Kubańczycy długo walczyli o wyzwolenie spod kolonialnej zwierzchności hiszpańskiej. Bohaterem tych walk był Jose Marti. Pod sam koniec XIX wieku w ten konflikt wmieszały się Stany Zjednoczone. Kuba formalnie stała się państwem niepodległym, a faktycznie była odtąd czymś w rodzaju amerykańskiej kolonii. Symbolem tamtych czasów jest zbudowany w latach 20. Kapitol, który wygląda identycznie jak gmach Kongresu w Waszyngtonie. W restauracji La Torre, która znajduje się na najwyższym piętrze wieżowca z widokiem na zatokę i całą Hawanę, Robert degustuje dwa dania: smażony filet z okonia morskiego z puree z batatów oraz koktajl z krewetek w stylu lat 50. Wieżowiec La Torre został zbudowany w roku 1957, w czasach zależności Kuby od USA. Tuż obok czeka stara Hawana, a w niej artyści, muzyka, domino, rumba i tłumy turystów. To głównie dla nich parzy się kawę w kawiarniach, leje się rum i piwo w ulicznych barach, smaży ryby i przyrządza staroświeckie koktajle z krewetek w restauracjach. Najważniejszy fragment starej Hawany to plac Katedralny. Ale podróż po Starówce należałoby rozpocząć od Plaza de Armas, czyli placu Broni, bo tu zaczyna się historia miasta. Założył je w 1515 r. hiszpański konkwistador Diego Velazquez, nie mylić z hiszpańskim malarzem o tym samym nazwisku. Najpierw było ulokowane na południowym wybrzeżu wyspy, dopiero potem przeniesiono je w dzisiejsze miejsce. Zaułek zwany Callejón de Hammel do lat 90. był tylko punktem na mapie Hawany. Wszystko zmieniło się za sprawą Salvadora Gonzaleza, który zaczął malować tutaj murale. Za nim zjawili się inni artyści. Dziś jest to miejsce bardzo snobistyczne i modne - kafejki, galerie i tłumy turystów, niemal codziennie. Domino to ulubiona gra nie tylko na Kubie, ale w całej Ameryce Łacińskiej. Grają w nią przeważnie mężczyźni, można ich spotkać niemal w każdej bramie. Ale są tu też inne rozrywki, np. rumba, którą tańczy się chociażby w kawiarni. Hawana jest fascynująca, ale warto także wybrać się za miasto, nad rzekę Bacunayagua, by zobaczyć najwyższy most na Kubie. Ta niezwykła konstrukcja ma 100 m wysokości. Spinając dwa brzegi rzeki, spina także dwie epoki w historii wyspy. Zaczęto go budować przed rewolucją, a ukończono już po niej. W tym niezwykłym miejscu pragnienie najlepiej ugasić drinkiem pina colada, który wspaniale smakuje, gdy pije się go z wydrążonego ananasa. Kiedyś w tej okolicy uprawiano kawę, ale przetrzebiono drzewa, a kawa lubi cień, więc już jej tu nie ma. Przyjeżdża się tu dla piękna pejzażu oraz z powodów florystycznych. Rosną tu bowiem wspaniałe orchidee. Dolina Vinales to jedno z najchętniej odwiedzanych miejsc na całej wyspie. To zasługa mogotes niezwykłych, starych zerodowanych gór. Na jednej ze skalnych ścian z inicjatywy samego Fidela powstał Mural Prehistorii. Danie odcinka Robert gotuje na tarasie Hotelu Los Jazmines. Jest to ryż z kurczakiem po kubańsku. Wieczorem krakowski podróżnik wraca do Hawany, by w klubie muzycznym przy bulwarze Malecón posłuchać legendarnej orkiestry Buena Vista So
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W stolicy Armenii, nad którą góruje w oddali Ararat, majestatyczny symbol całego kraju, Robert Makłowicz opowiada o wielowiekowej i często dramatycznej historii tych terenów Zakaukazia, ujawniając przy okazji swoje ormiańskie pochodzenie. Krakowski podróżnik wizytuje dwie miejscowe restauracje znane z tradycyjnej kuchni. W jednej pokazuje, jak piecze się kebab, w drugiej - jak miejscowi kucharze przygotowują pulpeciki kiufta. Sam gotuje zupę bozbasz z baraniną, ciecierzycą i owocami, a ma to miejsce na szczycie kompleksu Kaskada w centrum Erywania, które łączy funkcję miejskiej promenady i muzeum sztuki nowoczesnej. Wędrówkę po mieście uzupełniają odwiedziny w akademii szachowej, na targu spożywczym i targu rękodzieła oraz w wytwórni słynnej armeńskiej brandy.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz odwiedza Armenię - kolebkę chrześcijaństwa. Kraj ten przyjął chrzest już w 301 roku jako pierwsze państwo na świecie. Wokół stolicy kraju jest mnóstwo wspaniałych zabytków z tamtej epoki, a wśród nich budowle wzniesione przez pierwszego katolikosa: katedra w Echmiadzin, miejsce przechowywania cennych relikwii, i częściowo wykuty w skale klasztor Geghard. Podróż wokół Erywania jest okazją do poznania chaczkarów - unikatowych kamiennych tablic z motywem krzyża oraz oryginalnego ormiańskiego alfabetu. W bogatej karcie dań z Armenii znajdzie się pieczona tradycyjną metodą jagnięcina, kebab na szpadkach, ormiańsko - gruzińskie pierogi chinkali, chleb lawasz, i sałatka z czerwonej fasoli z orzechami i ziołami.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert zwiedza Meklemburgię, czyli Pomorze Przednie. Pierwsze nadmorskie uzdrowisko w tej części Europy, założone w XVIII wieku, powstało nad Bałtykiem w wiosce Heiligendamm. Wielki książę Meklemburgii Friedrich Franz I zamówił do przyszłej "Bałtyckiej Perły" białą, klasycystyczną architekturę; miała się ona stać wzorcem dla wielu następnych nadbałtyckich kurortów. NRD-owska przeszłość nie wyszła uzdrowisku na zdrowie, ale nowe inwestycje przywracają mu blask. Również sąsiednie miasta - Stralsund i Wismar - nadrabiają zaległości i wpisują się na listę dziedzictwa UNESCO. Oba są starymi hanzeatyckimi miastami. Wismar został założony w miejscu dawnego grodu słowiańskiego zwanego Wyszomierzem, po którym nie zachowały się żadne ślady. Od pokoju westfalskiego w 1648 r., kończącego wojnę trzydziestoletnią, miasto znajdowało się pod panowaniem szwedzkim. Pamiątką po tamtych czasach jest średniowieczna kamienica z rzeźbioną głową Szweda nad drzwiami. Dziś w tej kamienicy mieści się - jakżeby inaczej - restauracja "Pod Starym Szwedem". Miasto Stralsund nazywane jest bramą Rugii, ze względu na połączenia drogowe i kolejowe z tą największą niemiecką wyspą. Stralsund uważane jest za za pioniera reformacji w północnych Niemczech. Jego liczni mieszkańcy już w 1525 r. przyjęli ewangelizm. Kolejny hanzeatycki gród to Rostock nad rzeką Warnow. W czasie II wojny światowej miasto było bardzo zniszczone, głównie dlatego, że znajdowała się tu bardzo ważna stocznia, a obok były lotnicze zakłady Heinkla. W przeszłości Rostock był bardzo bogaty. Już na początku XV wieku działała tu uczelnia, jedna z pierwszych w północnej Europie. Pewnie dlatego najokazalszym miejscem w Rostocku jest plac Uniwersytecki. I w tym to uniwersyteckim ośrodku, nad brzegiem Warnow, Robert przyrządza frykadelki w sosie kaparowym. A potem odwiedza portową tawernę "Pod Kogą", gdzie zamawia smażone zielone śledzie i Bratkartoffeln. Kolejne rybne dania krakowski smakosz zje na wyspie Rugii, która słynie z uzdrowisk, takich jak Sassnitz, i świeżych ryb dostarczanych wprost z kutrów do portowych barów i restauracji. Degustacja rybnych przysmaków odbywa się w ogródku restauracji KutterFish. Robert siedzi w plażowym koszu, a przed nim trzy dania: Fischbrötchen z matjasem, talerz śledziowy i zupa soljanka rybna. Północny kraniec Rugii to Przylądek Arkona, popularnie zwany niemieckim Nordkapem. Strome klify, dawne bunkry i baza marynarki wojennej NRD zainteresują wielu turystów. Jednak najciekawsze są tu wykopaliska związane z historią Prasłowian. Przylądek Arkona bowiem to dawne grodzisko słowiańskie i miejsce kultu Świętowita. Pierwszymi panami Rugii byli Słowianie z połabskiego plemienia Ranów.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Robert Makłowicz zwiedza Wiedeń. Pierwsze kroki kieruje do katedry św. Szczepana i krypty kapucynów, w której złożono doczesne szczątki cesarzy z rodu Habsburgów. Tu spoczywa cesarz Franciszek Józef, jego żona Sissi oraz ich syn Rudolf, który popełnił samobójstwo w Mayerlingu. W programie zobaczymy Wiedeń z ich czasów. Plac Bohaterów ilustruje architektonicznie dawną wielkość monarchii. Stąd wchodzi się do Hofburga, czyli miejskiej siedziby cesarzy. Robert zwiedza prywatne apartamenty Franciszka Józefa i salę gimnastyczną cesarzowej Sissi. W roku 1857 Franciszek Józef wydał dekret: "Moją wolą jest, by zburzyć dawne mury obronne Wiednia". Stare miasto dusiło się w nich, nie miało odpowiedniej komunikacji z nowymi dzielnicami. Tak powstał Ring, 4 - kilometrowa aleja reprezentacyjna opasująca dawny Wiedeń. Przy Ringstrasse stoi gmach parlamentu zaprojektowany przez duńskiego architekta Theophila Hansena. Imperium się rozrastało i w połowie XIX wieku Wiedeń był już metropolią pełną ludzi z różnych stron świata. Przywozili oni swoje zwyczaje kulinarne i sprzedawali swoje artykuły spożywcze. Wtedy też powstało najsłynniejsze wiedeńskie targowisko Naschmarkt. Działające do dziś jest połączeniem miejskiego targu z błogim życiem barowo - kawiarnianym. Targowisko pełne jest turystów, bo figuruje w każdym przewodniku. W mieście jest mnóstwo lokali, które oferują tradycyjną wiedeńską kuchnię. Jednym z najważniejszych i najsłynniejszych jest restauracja Plachutta. Podają tu ulubione danie cesarza Franciszka Józefa - Taffelspitz. Po naszemu "sztuka mięsa", ale u nas nie oznacza to tego samego, co w Wiedniu. Mięso jest inaczej wykrojone, to młoda wołowina "z kwiatkiem". Obiad zaczyna się od przystawki, jest to kość szpikowa, szpik rozsmarowuje się na grzankach. Potem jest zupa z makaronem frittaten, zrobionym z naleśników. Wiedeńskie kawiarnie! W czasach najjaśniejszej monarchii ich wzorzec został przeszczepiony na grunt całej środkowej Europy. Jedno z najbardziej reprezentatywnych kawiarnianych miejsc Wiednia to Cafe Sperl. Wnętrze oddane do użytku w roku 1880 nadal zachwyca czystą secesją. Są tu oryginalne stoły bilardowe i gazety na charakterystycznych wieszakach. Wiedeńskie kawiarnie to nie tylko miejsca do wypicia kawy i zjedzenia strudla. Do późnego wieczora serwuje się tu konkretne jedzenie. Zupełnie inny styl ma Cafe Museum, której minimalistyczne wnętrze jest całkowitym zaprzeczeniem secesji. Otwarta w roku 1899, a zaprojektowana przez słynnego Adolfa Loosa, zwana jest przez dawnych wiedeńczyków "cafe nihilismus". Bywali tu Schiele, Kokoschka i Klimt. Była to już jednak zapowiedź innych czasów, zapowiedź końca naddunajskiej monarchii. Prater - dawne cesarskie tereny łowieckie, udostępnione wiedeńczykom przez cesarza Józefa II. W XIX wieku zaczęło się tu instalować wesołe miasteczko. Dzisiaj Prater to synonim tego typu rozrywki. W gospodzie na Praterze Robert raczy się najsłynniejszą w całym Wiedniu golonką, do której obowiązkowo podaje się: surówkę z kapusty, świeżo starty chrzan, dwa rodzaje musztardy, placki ziemniaczane, piwo oraz sztangle z kminkiem i solą. Danie odcinka Robert gotuje na skwerze przed kościołem wotywnym; jest to knebel bułczany z wędzonym boczkiem i kurkami. Dzielnica Dziesiąta, niegdyś robotnicza. W czasach monarchii ściągali tu do pracy robotnicy głównie z Czech. Do dziś w Wiedniu nazwiska typu Plachutta, Svoboda, Paposuek czy Kohoutek są na porządku dziennym. W tę historię wpisuje się też rodzina państwa Tichy, która prowadzi tu najsłynniejszą lodziarnię w całej Austrii. Wnętrze lodziarni urządzone jest w stylu Ameryki lat 50. W ofercie nie tylko lody, ale też suflety i sorbety. Robert zamawia specjalność zakładu, czyli lody morelowe. Panoramę Wiednia Robert podziwia ze wzgórza Kahlenberg, słynnego z historycznej szarży polskiej husarii. W
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Wystarczy przejechać niecałe 200 km od Erywania, żeby znaleźć się w innej strefie klimatycznej. Niespotykane w innych regionach Armenii gęste lasy zdobią pejzaż kolorami jesieni. W dolinie rzeki Debed ponure instalacje przemysłowe kombinatu miedziowego w Alawerdi kontrastują z pięknem i lekkością średniowiecznych zabytków sakralnych, takich jak klasztor Haghpat, wpisany na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO czy twierdza Ahtala z jej unikatowym prawosławnym kościołem. We wsi Dzoraget oglądamy mały pokaz możliwości kulinarnych szefa kuchni miejscowego hotelu, a w uzdrowisku Dilidżan spróbujemy placków lahmadżo, zwanych armeńską pizzą. Smaczną rybę sig z jeziora Sewan gospodarz programu piecze na szpadkach na węglu drzewnym.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Królowa Hanzy, stolica związku miast handlowych to już przeszłość Lubeki, choć wiele bezcennych średniowiecznych zabytków ocalało z ostatniej wojny. Robert wyjaśnia, co łączy jeden z nich z wampirem Nosferatu, przechadza się śladami trzech lubeckich noblistów i bierze udział w ludowym festynie na rynku jako konsument rybnych kanapek. Próbuje też słynnego miejscowego marcepanu i deseru Rote Grütze, a w dawnym domu Gildii Morskiej, dziś cenionej restauracji, zamawia matjasy i bałtyckiego dorsza. Morskim oknem na świat Lubeki jest port i kurort Travemünde. Robert podziwia zacumowany tam 4 - masztowy żaglowiec handlowy typu pogromca wiatrów, przyrządza omlet z ziemniakami i piklingami z sałatką z porów oraz przedstawia całym sobą instrukcję obsługi tradycyjnego kosza plażowego, podkreślając jego walory krajobrazotwórcze.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Przez południowe tereny dzisiejszej Armenii przebiegał w średniowieczu Jedwabny Szlak, arcyważna arteria handlowa ówczesnego świata. Jej ślady w postaci dawnych mostów i kamiennych karawanserajów można bez trudu odnaleźć w prowincji Wajoc Dzor. Południe kraju słynie również z uprawy owoców, a na wulkanicznych glebach świetnie udaje się winorośl. Pod XIII - wiecznym mostem na rzece Arpa podróżnik z Krakowa gotuje jagnięcinę z suszonymi morelami, a w górskim uzdrowisku Dżermuk na szczycie przewyższającym tatrzańskie Rysy odprawia ceremoniał spożywania wyjątkowo cenionej przez Ormian zupy hasz. Wielkie atrakcje, nie tylko spożywcze, oferuje festyn z okazji święta plonów w mieście Eghegnadzor, czyli dożynki po ormiańsku.
Czas trwania: 25min. / 2009 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza Hamburg i okolice. Czy można tu znaleźć bardziej romantyczną scenerię niż pole ziemniaków, zwłaszcza w czasie wykopków? Kartofliska były często opisywane w literaturze, np. w "Blaszanym bębenku" Güntera Grassa. Ale przejdźmy do konkretów. Robert asystuje przy zmechanizowanych wykopkach w podhamburskiej wsi, skąd kartofle trafiają na stoły metropolii. Pierwszy tydzień po zbiorach ma wielkie znaczenie dla jakości plonów. Prosto z pola ziemniaki ładuje się do przewiewnych drucianych skrzyń, w których są przewożone do hali magazynowej, gdzie są chłodzone i suszone. Hala jest słabo oświetlona bladym, zielonym światłem, które sprawia, że ziemniaki nie zielenieją. Zielony kolor wskazuje, że w ziemniaku wytworzyła się solanina - szkodliwa substancja, która może powodować zaburzenia, a nawet zatrucia pokarmowe. W tym magazynie można składować co roku 5 tys. ton ziemniaków. Dopiero, kiedy zamówią je klienci, są sortowane, myte, kalibrowane i wedle odmian trafiają na rynek. W Hamburgu największym wyborem ziemniaczanych dań może się poszczycić restauracja Kartoffelkeller. Robert zamawia ich tam siedem, po czym rusza zwiedzać Hamburg. Na początek miejsce najbardziej reprezentacyjne: plac ratuszowy i sam ratusz, a na nim figury dwudziestu cesarzy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Przez Hamburg przepływają dwie rzeki: Alster i Bille. Rzeka Alster tworzy w centrum miasta dwa jeziora, większe i mniejsze. Jest tu też mnóstwo kanałów i śluz. A samych mostów ponad 2 tysiące. Robert wybiera się w rejs statkiem wycieczkowym. Zwiedza dzielnicę portową Hafencity oraz słynne kawiarniane arkady, gdzie degustuje Alterwasser, czyli popularne w Niemczech piwo z lemoniadą. W Hamburgu jest jeszcze trzecia rzeka, Łaba, chyba najważniejsza, bo łączy miasto z Morzem Północnym. Ciekawym turystycznie miejscem jest pusty plac z resztkami murów zburzonego kościoła i zachowaną wieżą. Kościół wzniesiony w średniowieczu dla żeglarzy za patrona miał św. Mikołaja. Po alianckich nalotach została z niego tylko wieża. By zobaczyć, jak wyglądał Hamburg przed wojną, trzeba przyjść na most Holzbrücke. Kiedyś był drewniany - stąd nazwa. Z mostu widać tyły ulicy Deichstrasse, gdzie można podziwiać ocalałą średniowieczną zabudowę - wąskie, hanzeatyckie domy. Wzdłuż kanałów ciągnie się skupisko spichlerzy, jedno z największych na świecie, zwane Miastem Spichlerzy. Hamburg był przez wieki wolnym miastem hanzeatyckim, stracił ten przywilej po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku, po zwycięstwie Prus nad Francją. Żeby pomóc mu gospodarczo, wydzielono specjalną strefę i zbudowano spichrze. W jednym ze spichlerzy urządzono Muzeum Przypraw, gdzie można zaopatrzyć się np. w mieszankę curry, aby następnie przyrządzić, jak to czyni Robert, hamburskiego dorsza w sosie z curry właśnie. Na deser, równie ostra jak dorsz, niegrzeczna dzielnica Sankt Pauli. Niemal wszędzie portowe dzielnice są pełne tancbud, zamtuzów i lupanarów, ale Sankt Pauli przoduje w tej dziedzinie. Jej główna arteria to Reeperbahn. Sankt Pauli kojarzy się z Beatlesami, którzy tu zaczynali swoją karierę. W latach 1960 - 62 grali w tutejszych klubach. Po powrocie do Anglii nagrali album "Please Please Me". Na zakończenie spaceru po słynnej dzielnicy Robert odwiedza bar turecki, gdzie degustuje trzy dania: placek ze szpinakiem i serem, kebab döner i falafel, czyli smażone kulki lub kotleciki z ciecierzycy i bobu.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. W tym sezonie zimowym Robert Makłowicz wybrał się na narty do Austrii: region Ski Amade rozciąga się na południe od Salzburga aż po Taury w zachodniej Styrii. Jak wiadomo, można tam liczyć nie tylko na świetnie przygotowane stoki, ale i doskonałą, choć niezbyt dietetyczną, kuchnię. Wierny tradycji austro - węgierskiej podróżnik z Krakowa przyrządza sobie na górskiej hali narciarską wałówkę według przepisu na myśliwski prowiant cesarza Franciszka Józefa. W leśnej restauracji próbuje miejscowej specjalności: żeberek z patelni z knedlami, duszoną kapustą i świeżo startym chrzanem, a przed zamkiem grafów von Platz sam gotuje serowe knedle z sałatą i obowiązkowym w kuchni styryjskiej olejem z pestek dyni.
Czas trwania: 24min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Freie Hansestadt Bremen, czyli wolne miasto hanzeatyckie - taką dumną oficjalną nazwę nosi do dziś miasto nad Wezerą, której w średniowieczu zawdzięczało dostęp do Morza Północnego i płynące z morskiego handlu zyski. Brema to także najmniejszy w całych Niemczech land związkowy. Alianckie bomby w 1943 roku niemal całkowicie ominęły rynek Bremy. Dzięki temu możemy tu podziwiać takie perły jak budynek gildii kupieckiej z XVI wieku, posąg rycerza Rolanda, katedrę i ratusz. Na rynku stoi też pomnik Bismarcka, żelaznego kanclerza, który zasłużył na miano polakożercy. Co ciekawe, Bismarck miał żonę o słowiańskich korzeniach i lubił węgorze, więc w tym programie można na niego spojrzeć odrobinę cieplej. Za pomnikiem żelaznego kanclerza stoi katedra św. Piotra. Jak w każdym porządnym niemieckim mieście tuż przy katedrze działa codzienny targ. To zwyczaj jeszcze z czasów średniowiecznych. Prapoczątek Bremy to X - wieczna Dzielnica Powroźnikow z małymi, zabytkowymi domkami. Dziś w historycznej zabudowie tej najstarszej dzielnicy ulokowały się liczne galerie, butiki i kawiarnie. Niemcy, podobnie jak Ślązacy, lubią przed obiadem wypić kawę i zjeść coś słodkiego. Robert wybiera coś bardziej konkretnego: Bratwurst Kiefert, czyli kiełbaski z miękką słodkawą bułką i słodkawą delikatną musztardą. W XIX wieku przyszedł na świat Ludwig Roselius, kupiec, który opracował technologię produkcji kawy bezkofeinowej. Bardzo się na tej kawie wzbogacił i w latach 20. wybudował w Bremie słynną Bötscherstrasse - ulicę Bednarską z zabudową w stylu ekspresjonistycznym. Jedną z atrakcji tego miejsca jest karylion - zestaw grających dzwonków z miśnieńskiej porcelany. Ekspresjonistyczna architektura Bötscherstrasse była bardzo krytykowana przez Hitlera. Roselius robił wszystko, żeby ocalić dzieło swojego życia. Po krytyce ze strony hitlerowców nad bramą do uliczki kazał wmurować płaskorzeźbę przedstawiającą Lichtbringera, anioła z mieczem niosącego światłość i zwyciężającego siły ciemności. To miał być oczywiście sam Führer. Lichtbringer to po łacinie Luciferus. Bardzo ciekawe są podziemia Bremy. Pod ratuszem i pod całym rynkiem ciągną się ogromne piwnice winne, których zasoby mocno ucierpiały po wizycie zwycięskich wojsk alianckich w 1945 roku. Wielką część tych piwnic zajmuje Ratskeller, rodzaj gospody winnej, gdzie Robert degustuje trzy odmiany najbardziej dla Niemiec reprezentatywne, a są to riesling znad Mozeli, silvaner z Palatynatu i Müller Thurgau z Nadrenii. Ratskeller w Bremie to dziś największa kolekcja niemieckich win na całym świecie. Zdecydowana większość miast Hanzy miała związek z morzem, choć wiele z nich, tak jak Brema, nad morzem nie leży. Łącznikiem między morzem a miastem była rzeka Wezera. Kiedy w XIX wieku się zamuliła, Bremeńczycy kupili ziemie nad samym morzem. Tak powstało Bremerhaven, dawne nabrzeże portowe. I to w tej scenerii, z widokiem na latarnię morską, Robert gotuje zupę krem z kalafiorów po bremeńsku. Dzięki swojemu strategicznemu położeniu Bremerhaven było jedną z głównych baz Kriegsmarine. Nazwę Bremerhaven należy przetłumaczyć jako "bremeński port". To ogromny kompleks, który składa się z kilku mniejszych portów: handlowego, promowego i rybackiego. Choć ten ostatni to już zabytek zamieniony w kompleks turystyczny. Są tu hotele, kawiarnie i mnóstwo restauracji. Na tarasie jednej z nich Robert raczy się gładzicą, jest to rodzaj flądry z ziemniakami, do tego kieliszek białego wina.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. W swojej kolejnej podróży, tym razem po Austrii podróżnik zawitał w dolinie Gastein. Słynąca w średniowieczu z wydobycia drogocennych kruszców dolina w Wysokich Taurach dziś znana jest przede wszystkim ze swoich walorów uzdrowiskowych i jako centrum sportów zimowych. W leczniczych wodach Gasteinertal, które badał słynny doktor Paracelsus, austriaccy monarchowie zażywali kąpieli już w XV wieku, a w dziewiętnastym stuleciu Bad Gastein zmieniło się w elegancki kurort, chętnie odwiedzany przez koronowane głowy i światową śmietankę towarzyską. Przy miejskiej promenadzie krakowski znawca kuchni przyrządza Kaiser Schnitzel z kluskami i sosem według historycznego przepisu. Podążając śladami cesarza, w stylowej kawiarni hotelowej kosztuje trzech rodzajów klasycznych strudli.
Czas trwania: 25min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Styryjskie Schladming jest narciarską stolicą tego austriackiego landu i gospodarzem prestiżowych zawodów alpejskiego Pucharu Świata FIS. Oferuje też wiele ciekawych sposobów spędzania czasu wolnego od nart. Wśród miejscowych lokali można odwiedzić gospodę byłego trenera austriackiej kadry alpejskiej, w której bywa jego przyjaciel, Arnold Schwarzenegger czy restaurację z mini - browarem w centrum miasteczka, oferującą solidne dania styryjskiej kuchni. W górach ponad miastem krytyk kulinarny spod Wawelu gotuje arcyalpejskie kluseczki serowe w asyście miejscowego górala, zwiedza znaną w okolicy gorzelnię, produkującą m. in. destylat z siana, oraz podgląda pracę w fabryce słynnej tkaniny loden, wytwarzanej z owczej wełny.
Czas trwania: 24min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Z Hawany do Santiago de Cuba na drugim końcu wyspy jest prawie tysiąc kilometrów. Co robić, kiedy wichura uziemiła samoloty? Trzeba jechać autobusem. Tak zaczyna się podróż Roberta Makłowicza przez całą Kubę, po drogach lepszych i gorszych, z przystankami na napoje, przekąski, posiłki, podglądanie miejscowego życia i podziwianie krajobrazów. No i tankowanie paliwa! W latach 90. Kuba przeżyła wielki kryzys, kiedy rozpadł się Związek Sowiecki i skończyło się m. in. tanie paliwo. Dziś sprowadzają je z Wenezueli, ale nie za pieniądze, bo ich nie mają. Mają za to świetnie wykształconych lekarzy, więc odbywa się handel wymienny. Na postoju w prowincji Matanzas Robert oprowadza nas po parkingu rekreacyjnym. Jest tu wiele atrakcji: małe zoo, mały ogród botaniczny i dwa bary: koktajlowy i kawowy. Prowincja Matanzas słynie z upraw trzciny cukrowej, więc kawę podaje się tu z trzciną cukrową. Środek trzciny jest bardzo słodki, a kawa gorzka, trzcinę moczy się w kawie i wysysa. Na nocleg nasz podróżnik zatrzymuje się w kolonialnym mieście Camagüey w hotelu Gran. To stylowy budynek z przełomu XIX i XX wieku. Camagüey to trzecie co do wielkości miastem Kuby, a jego stara, kolonialna część, wpisana jest na listę UNESCO. Nie ma tu turystów, bo miasto nie leży nad morzem. Z Camagüey droga prowadzi do miasteczka Cascorro i bezimiennej wsi przy drodze, gdzie w gościnnym domostwie Robert gotuje arcykubańskie danie: arroz congris, czyli ryż z czarną fasolą. Po posiłku w sąsiednim obejściu podgląda ręczny wyrób kapeluszy z kory drzew. Bezkresne łany trzciny cukrowej to do dziś najbardziej charakterystyczny element krajobrazu na wyspie. Do początków XX w. była to praktycznie monokultura. Robert zwiedza plantację w miejscowości Iznaga. Wieża obserwacyjna góruje nad obszarem dawnej plantacji. Obok wielki dom jej właściciela i kramy na targu dla turystów. Dom przypomina pałacyk dawnych latyfundystów. Iznaga to zarazem nazwisko jednego z największych w swoim czasie producentów cukru na wyspie. Wieża obserwacyjna wygląda jak kościół. Wisiał na niej dzwon wzywający niewolników do pracy, a z górnej platformy można było ich obserwować. Dziś w miejscu dawnej katorgi jest targ rękodzieła. Przydrożna budka z pieczoną wieprzowiną. Czegoś takiego krakowski podróżnik na pewno nie ominie. W nagrodę dostaje tu kawał pieczonej szynki z pikantnym sosikiem. W szczerym polu betonowa konstrukcja z wielkim napisem Granma. To nazwa prowincji, która do 1976 r. nazywała się Oriente. Nowa nazwa została nadana na cześć łodzi, którą Fidel i jego towarzysze przypłynęli na Kubę z Meksyku w 1956 r. Tak się zaczęła rewolucja. U celu podróży na Roberta czeka jeszcze jedna nagroda: La Ronera, czyli słynna fabryka rumu - z degustacją, rzecz jasna. Rum pochodzi z Karaibów, jest znany od początku XVII wieku. Najpierw był podłej jakości; pili go niewolnicy z plantacji, żeby sobie osłodzić swój ciężki los. Prawdziwa kariera tego trunku zaczęła się w 1862 r. , kiedy pochodzący z Katalonii Facundo Bacardi Masó postanowił wprowadzić rum na salony. Jest noc. Robert na tarasie kawiarni z widokiem na światła Santiago degustuje trzy gatunki rumu: białego 3 - letniego, kolorowego 7 - latka anejo i starzonego 25 lat w beczce specjalnego rumu w kieliszku koniakowym. Warto było jechać do Santiago taki kawał drogi, nawet autobusem, bo tu mają najlepszy rum na świecie.
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Podróż po stolicy Irlandii rozpoczyna się w najstarszym i najsłynniejszym dublińskim browarze, instytucji o wielkim znaczeniu dla miasta i całego kraju. Po wizycie w pięknym muzeum browarnictwa, oglądamy w akcji szefa zakładowej kuchni, który przygotowuje małże w sosie śmietanowym w piwie typu stout. Kolejne etapy podróży to modna, artystyczna dzielnica Temple Bar z klasycznymi pubami i targiem spożywczym, okazały uniwersytet Trinity College, katedra św. Patryka, Phoenix Park oraz wybrane miejsca akcji powieści Ulisses Jamesa Joyce’a, również te kulinarne, których szlakiem co roku podążają tysiące wielbicieli dzieła, przybywający do Dublina w dniu 16 czerwca i świętujący Bloomsday - dzień z życia Leopolda Blooma, bohatera słynnej książki.
Czas trwania: 24min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Wszystkie drogi w górach Sierra Nevada (a jest tylko jedna: malownicza droga nr 395) prowadzą do Pradollano miasta zbudowanego od podstaw w latach 60 - tych dla nowej stacji narciarskiej. Tajemnica nart w górach, z których można zobaczyć brzegi Afryki, jest prosta: jeździ się na stokach trzytysięczników, a nawet wyżej. W rodzinnym parku zimowych rozrywek Robert próbuje swoich sił na kolejce grawitacyjnej i na skibobie, a przy stacji pośredniej Borreguiles ocenia ofertę kulinarną dla narciarzy w bufecie samoobsługowym (restauracja la carte prawdy w tym zakresie nam nie powie). Miejscowe wędliny, sałatka z tuńczyka i pieczonej papryki czy krokiety z szynką można potraktować jako przystawki przed daniem głównym, które Robert przyrządza własnoręcznie, a jest to Tortilla de Sacromonte z wieprzowymi podrobami. Po kąpieli w górskim spa godzina jazdy na południe i można znów zażyć kąpieli, ale już w Morzu Śródziemnym.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Traktując Dublin jako bazę wypadową do podmiejskich wycieczek, Robert Makłowicz rozpoczyna kolejny odcinek daniem wielkanocnym z jagnięciny w georgiańskim Castle Hotel. Odwiedza gmach Poczty Głównej przy O’Connell Street w centrum miasta, ruchliwy deptak Grafton St. i dawną destylarnię whiskey w dzielnicy Smithfield Village, po czym udaje się za miasto. Ogląda domy znanych irlandzkich muzyków nad piękną zatoką w podmiejskim Killiney oraz port promowy i przystań jachtową w Dun Laoghaire na południowych obrzeżach stolicy. Przygląda się produkcji serów w hrabstwie Wicklow, a w Killcullen rozmawia z rzeźnikiem zdobywcą prestiżowych nagród w konkursach branży masarskiej. W menu odcinka m. in. irlandzkie kiełbaski w sosie z piwa Guinness z ziemniaczano - kapuścianym puree colcannon.
Czas trwania: 24min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kulinarno - podróżniczy program Roberta Makłowicza, w którym przekazywana jest praktyczna wiedza związana z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Fragment wybrzeża Morza Śródziemnego położony na południe od masywu Sierra Nevada nosi nazwę Costa Tropical. Zgodnie z tą nazwą, miejscowa żyzna nizina, utworzona z materiału nanoszonego w ciągu wieków przez rzekę Guadalfeo, jest idealnym teren do upraw owoców tropicalnych. Z dawnego arabskiego miasta Salobrea Robert udaje się do ogrodu, w którym można zjeść prosto z drzewa mango, awokado, chirimoyę, liczi, kumkwaty czy limonkwaty. Inną tropikalną specjalnością regionu jest trzcina cukrowa i wyrabiany z niej rum (jedyny taki w całej Hiszpanii). Zaglądamy do kamiennych kadzi w fabryce rybnego sosu garum, która przez 800 lat dostaraczała tego przysmaku na najbogatsze stoły starożytnego Rzymu i poznajemy przepis na miecznika w sosie pomarańczowym, którego Robert gotuje na plaży. Wprost z tropików w śnieżne góry, oddalone raptem o 100 km. Po atrakcjach zjazdowych wieczorna uczta w barach tapas.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Co łączy gmach wiedeńskiej opery z klęską Austriaków w bitwie pod Sadową? Gdzie sprzedają najlepsze kiełbaski z ulicznej budki? Jak ze spalarni śmieci zrobić kolorowe dzieło sztuki? Dlaczego Wiedeń był ślimakową potęgą i jak dziś wraca do dawnej chwały? Na te i inne pytania daje odpowiedź Robert Makłowicz w podróży po współczesnych rewirach stolicy Austrii. Plac przed Operą Wiedeńską to jedno z emblematycznych miejsc naddunajskiej stolicy. Naprzeciwko opery stoi na cokole waleczny feldmarszałek, książę Albrecht. Nie ma chyba bardziej muzycznej stolicy niż Wiedeń. Ale miejsce to Robert odwiedza nie tylko ze względu na konotacje muzyczne. Symbolem austriackiego jedzenia ulicznego są kioski z kiełbaskami, tzw. würstlstandy. Najsłynniejszy taki kiosk w Wiedniu i chyba w całej Austrii, o nazwie Bitizinger, stoi niedaleko opery. Przy wysokim stoliku Robert degustuje na stojąco trzy dania, które popija szprycerem. Te trzy specjały to: bosna (jest to wykwintny hot-dog z pieczoną kiełbaską, surową posiekaną cebulką, natką pietruszki i proszkiem curry), käsecreme, czyli kiełbaska z kawałkami sera, oraz chrupiąca kiełbaska debreczyńska. Ring to szeroka arteria wokół historycznego centrum, zbudowana w miejscu zburzonych dawnych murów obronnych. Nieopodal jest ulica Dominikańskiej Baszty. Działa tam restauracja Konstantina Filippou. Jak twierdzą wtajemniczeni, to jedna z najlepszych nowoczesnych kuchni w Wiedniu. Robert degustuje tu kilka dań. Cod brandade z kawiorem z pstrąga łososiowego, langustynki grillowane i jako tatar z kalafiorem, oraz parfait z kaczej wątróbki. Kolejny modny adres kulinarny Wiednia to 3-gwiazdkowa restauracja Juana Amadora, hiszpańskiego szefa kuchni, który do Austrii przyjechał z Niemiec. W restauracji Amador trudno zamówić stolik, ale Robertowi się udaje. Mariahilfer Strasse to bardzo długa i ważna wiedeńska ulica. Łączy historyczne centrum miasta z dawną letnią rezydencją cesarską, pałacem Schönbrunn. To najsłynniejszy w mieście adres zakupowy. Robert odwiedza sklep z winami Wein & Co. Obok sklepu jest sklep i bar winny, a więc zakupy i degustacja na miejscu. Robert nabył dwie butelki wina Grüner Weltliner. Obie z napisem "Wien Wein", czyli wiedeńskie wino. Danie odcinka Robert gotuje w winnicy nad miastem. Jest to risotto ze szparagami i truskawkami na białym winie. Ślimak to symbol slow foodu, ale też jeden z symboli kulinarnego Wiednia. Mało kto wie, że Wiedeń był niegdyś ślimakową potęgą. Dlaczego? Miasto katolickie, więc mnóstwo postów w kalendarzu, a niegdyś uważano ślimaki za strawę wegetariańską, więc w post zajadano się nimi na całego. Hodowane w farmie na peryferiach miasta ślimaki są podawane w bistro o nazwie Wiener Schnecke. Ślimak to po niemiecku Schnecke. Teraz już wiemy, dlaczego poznańska ślimakowa drożdżówka jest nazywana szneką. Wiedeń jest podzielony na dzielnice. W dzielnicy XXI Robert zwiedza zabytkową piwnicę. Pod wysokim sklepieniem są tu składowane beczki na wino. Piwnica ma 500 lat, a budynek na oko 200, ale wina, które tu podają, są młode i rześkie. Takich piwnic jest w Wiedniu więcej. Degustacja wina odbywa się w modnej winiarni przy równie modnej Mariahilfer Strasse i Heuriger na przedmieściu. Robert próbuje trzech szczepów: pinot gris, pinot blanc oraz chardonnay.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Zachodnie wybrzeże Irlandii to atlantycki kres Europy; duży wpływ na jego klimat ma ciepły Prąd Zatokowy. W tych warunkach, wody okolic Galway dostarczają wybornych ostryg, z których miasto słynie w świecie. Co roku we wrześniu organizuje się tu międzynarodowy festiwal tych osiadłych małży, na który zjeżdżają tysiące smakoszy z Europy i Ameryki. Krytyk kulinarny z Krakowa oddaje się degustacji doskonałych 5 - letnich ostryg w restauracji prowadzonej od pokoleń przez znawców tematu. Okolica oferuje atrakcje tak różne jak megalityczny dolmen z Burren czy wędzarnia dzikich łososi w Lisdoonvarna. Wśród kulinariów tej podróży znalazły również się kotleciki rybne z ziemniakami (fish cakes), ryba z domowymi frytkami (fish & chips), tradycyjny chleb sodowy z rodzinnej piekarni w Galway i zupa rybna na śmietanie (fish chowder).
Czas trwania: 25min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Otoczona górami i pustyniami Almeria, na tle innych regionów Hiszpanii, wydaje się wciąż nieodkryta. A warto tu przyjechać, choć to statystycznie najgorętsze miejsce w Europie ze średnią temperaturą w roku powyżej 19 stopni C. Samo miasto kusi zabytkami starymi (arabska Alcazaba), nowszymi (katedra obronna) i najnowszymi (portowa rampa kolejowa ze szkoły Eiffela czy podziemne schrony z czasów wojny domowej). Główna promenada miasta nazywa się Paseo de Almeria i jest to najlepszy adres na zakupy. Jeśli chcemy zrobić zakupy spożywcze, wystarczy skręcić w boczną uliczkę, do Mercado Central w eleganckim budynku z XIX wieku. Jest tu tak czysto, że można jeść z podłogi. A w ofercie: miejscowe szynki, dorsz w różnej postaci i suszone sardele - znane tu już w czasach fenickich. Na wiosnę można je jeść z młodym bobem, co doceni każdy miejscowy smakosz. Jeśli ktoś nie lubi atmosfery targu, może wybrać się do eleganckich delikatesów, gdzie uwagę Roberta zwracają ryby, małże, karczochy, szparagi, ale w konserwach. Almeria była perełką Kalifatu Kordoby, jego głównym portem. Po rekonkwiście podupadła i się wyludniła. Koloniści się tu nie garnęli, bo ziemia była niezbyt przyjazna i pustynna. Zmieniło się to w XIX wieku, kiedy w tej górskiej okolicy odkryto prawdziwy skarb - rudy żelaza. Choć koncesje na wydobycie kopalin otrzymały firmy francuskie i brytyjskie, skutki prosperity odczuł cały region. Ciekawostką są w Almerii kioski. Niektóre sprzedają prasę, inne napoje i lody. Ale w latach 1936 - 39 tutejsze kioski były wejściami do podziemnego świata schronów. Są one do dzisiaj pamiątką po ponurych latach wojny domowej, kiedy to Almeria była bastionem republikanów, a frankiści i ich sojusznicy często ją bombardowali. Wybudowano więc schrony, których korytarze liczą 4 km długości. Mogły pomieścić 4 tys. ludzi. Atrakcją Almerii jest Muzeum Kina i aleja gwiazd filmowych. Swoje ślady pozostawili tutaj Terry Gilliam, Ridley Scott, Omar Sharif i Arnold Schwartzenegger. W kamienicy, gdzie mieści się muzeum, gościł swego czasu John Lennon, który spędził tu jesień 1966 r. Przyjechał do niego wówczas Ringo Starr. Lennon mieszkał na pięterku. W mieszkaniu arcyważna była łazienka, a zwłaszcza wanna, w której Lennon komponował. I w tej to "muzycznej" wannie powstała piosenka "Strawberry Fields Forever". Kolejny filmowy trop prowadzi nas do Fortu Bravo. To miasteczko z Dzikiego Zachodu, zbudowane na potrzeby kinematografii, w którym swoje spaghetti westerny kręcił Sergio Leone. A co można ugotować w takiej scenerii? Na centralnym placyku między bankiem i saloonem Robert przygotuje polędwiczki wieprzowe po kowbojsku, suszone sardele i panierowane ryby. Kolejna porcja hiszpańskich przysmaków czeka na Roberta w rybackiej wiosce na Costa de Almeria. W nadmorskiej restauracji krakowski podróżnik spróbuje smażonych ryb i kalmarów. Zwieńczeniem plażowej uczty będzie cujada - świeży kremowy ser, wyrabiany na miejscu. A po posiłku spacer najsłynniejszą plażą w regionie, jej hiszpańska nazwa to playa de Mónsul.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Celem kulinarno - podróżniczego programu Roberta Makłowicza, jest przekazanie praktycznej wiedzy, związanej z podróżami i odwiedzanymi miejscami. Wizytę w Cork, na południu Irlandii, polski znawca smaków rozpoczyna na wieży górującego nad miastem kościoła św. Anny, a pierwszym przystankiem kulinarnym podróży jest ogromne śniadanie w małym pensjonacie typu bed & breakfast, wielokrotnie nagradzanym za tę drugą część oferty. Trasa podróży prowadzi przez zabytkowy targ English Market, restaurację na antresoli hali targowej, w której warto skosztować tradycyjnej potrawki Irish stew, następnie przez dawne miejskie więzienie i XVIII - wieczną Giełdę Masła. Nad rzeką Shannon w Limerick dobrze jest wyrecytować limeryk, na zamku w Blarney pocałować legendarny kamień elokwencji, by natychmiast posiąść niezwykły dar wymowy, a w porcie Cobh, z którego przed głodem uciekały za ocean miliony Irlandczyków, odwiedzić Muzeum Dziedzictwa Emigracji.
Czas trwania: 25min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Sybin (rumuńska nazwa Sibiu) to jedno z najpiękniejszych miast nie tylko Transylwanii i Rumunii, ale i całej Europy. To miasto trzech kultur - niemieckiej, węgierskiej i rumuńskiej wyróżnia się wspaniale zachowaną zabytkową architekturą. Zwiedzanie Sybina Robert zaczyna od Piata Mare, głównego placu miasta, który znajduje się na saskiej starówce, saskiej, bo zbudowanej przez niemieckich osadników. Pierzeję południową placu wypełniają domy w stylu saskim; północna zaś to budowle w stylu austriackiego baroku, wśród których wyróżnia się XVIII - wieczny pałac austriackiego gubernatora Samuela von Brukenthala. Pod jego rządami Sybin przeżył niezwykły rozkwit. W samym centrum miasta niewiele jest szkaradnych budowli z czasów komunizmu. Istniał wprawdzie plan wyburzenia saskiej starówki i postawienia w tym miejscu ohydnych betonowych bloków, ale na szczęście reżim Ceausescu upadł wcześniej. W staromiejskiej Caf Wien Robert zamawia do degustacji tort szwarwaldzki, strudel serowy i fiaker caf, czyli kawę wzmocnioną alkoholem. Po wiedeńskich deserach Robert udaje się na Most Kłamców. Jest to pierwsza żeliwna konstrukcja w całej Transylwanii. Jak chce legenda, kto stojąc na nim skłamie, runie w dół razem z mostem. Ulica Nicolae Balcescu to główny deptak miasta. Kamienice z XIX wieku są ładnie odnowione, bo w 2007 roku Sybin był Europejską Stolicą Kultury. Przeważają tu knajpy międzynarodowe i takie, w których podają swojskie jedzenie. Robert poleca słynne rumuńskie kiełbaski mititei z sałatką z bakłażanów. W Dolnym Mieście, gdzie niegdyś mieszkała uboga ludność pochodzenia rumuńskiego, Robert odwiedza targ. Na stoiskach królują winogrona, papryka, zielone pomidory, bazylia i oregano. W jednej z restauracji odbywa się Oktoberfest, Robert ma więc okazję skosztować bawarskich wędlin Sybin był drugim miastem w Europie, które w XIX wieku zafundowało sobie elektryczny tramwaj. Dziś kursuje on tylko okazjonalnie. Linia prowadzi do podnóża gór - do wioski Rasinari. Ta piękna rumuńska wioska zapisała się złotymi zgłoskami w historii filozofii i literatury rumuńskiej i światowej. Pochodzili stąd filozof Emil Cioran oraz Octavian Goga, międzywojenny rumuński premier i poeta bardzo zaprzyjaźniony z ówczesnymi elitami Polski. W knajpce o nazwie "Restauracja", niedaleko domu Ciorana, Robert przyrządza cascaval pane, czyli panierowany smażony ser w sosie. Ostatnim przystankiem historycznej linii tramwajowej jest wioska Paltinis. To zimowy kurort, kompletnie opustoszały po sezonie. Miał tu swój dom Constantin Noica, rumuński filozof. Skazany w 1958 roku na 25 lat więzienia za propagowanie dzieł Emila Ciorana, wyszedł po sześciu latach na mocy amnestii. Do górskiego domku, w którym spędził jesień życia, Noica zapraszał wybranych uczniów. Stworzył i realizował ideę oporu wobec komunizmu poprzez naukę. Niestety, nie doczekał końca reżimu Ceausescu. Górskie powietrze najwyraźniej sprzyja filozofii. W miejscowej knajpie panowie przy kuflach piwa toczą bardzo filozoficzne rozmowy.
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym odcinku Robert zwiedza hiszpański region Murcia ze stolicą o tej samej nazwie. Zwiedzanie miasta wypada zacząć od głównego placu i najważniejszego przy nim budynku, czyli katedry. Jej budowa rozpoczęła się w XIV w. 100 lat wcześniej Alfons X, król wojownik i poeta, ustanowił w Murcii władzę chrześcijańską. Dziś w murach katedry spoczywa jego serce. Jeszcze wcześniej, bo w 1272 r. , w Murcii założono uniwersytet, który działa tu do dziś. Jest starszy od naszej Jagiellonki! Dwie główne ulice starej części miasta to Platera i Trapera. Pierwsza wzięła nazwę od jubilerów, druga od sprzedawców odzieży. Ale Murcia potrafi zaskoczyć turystę. W kasynie np. nie ma ruletki, za to można zaliczyć szybki kurs historii architektury. Z kolei Plaza de las Flores, czyli plac Kwiatowy, znany jest nie z kwiatów, ale z wybornych tapas. Tapeo to kultura jedzenia małych danek z odpowiednim napojem. Słynie z nich cała Hiszpania, ale niektóre miejsca szczególnie - jak właśnie Murcia. W odwiedzanych barach Robert przeprowadza prywatny konkurs tapas. Na podium plasują się policzki wieprzowe z pure ziemniaczanym i winem monastrell, mus z chłodnika migdałowego i borowików z winem sauvignon blanc oraz panierowane krewetki pod nazwą caballito. Godna polecenia jest też marinera, czyli sałatka warzywna, tutaj pod nazwą ensaladilla rusa, z soloną sardelą, podana z winem albario z Galicji. Na deser zaś paparajote - oryginalny miejscowy przysmak. Paparajote to liść cytrynowy w cieście smażony w głębokiej oliwie. Ale uwaga, samego liścia się nie je! Z Murcii jedziemy do Cartageny (starożytna Carthago Nova), gdzie odwiedzamy historyczną wytwórnię owocowych nalewek. W sali muzealnej jest ekspozycja starożytnych amfor i mapa ścienna z rzymskim Mare Nostrum. Już w starożytności wyrabiano tutaj licor marabilis, czyli cudowny likier, eksportowany stąd do Rzymu. Receptura przetrwała do naszych czasów. Dzisiaj to likier o nazwie cuarenta y tres. W Cartagenie trzeba też koniecznie wypić cafe asiatico, czyli kawę wzmocnioną dodatkiem alkoholu. Cartagena to oczywiście Kartagina, ale nie należy mylić jej z tamtą w dzisiejszej Tunezji. Miasto założyli Kartagińczycy, ale wkrótce przeszło ono pod władzę Rzymu i zyskało nazwę Carthago Nova. Z czasem Cartagena stała się jedną z głównych baz hiszpańskiej marynarki wojennej. Stąd w 1931 r. udał się na wygnanie król Alfons XIII. Wiele lat wcześniej życie uratował mu Jan Szczepanik, Polak spod Krosna, zwany galicyjskim Edisonem, który wynalazł m.in. kamizelkę kuloodporną. A jak było z królem Alfonsem? Otóż kareta obita materią ze stalowymi płytkami ocaliła mu życie w zamachu bombowym, za co udekorował wynalazcę orderem Izabeli Kastylijskiej. Szkoda, że w Polsce mało kto słyszał o Janie Szczepaniku. Z Cartageny Robert Jedzie do Caravaca de la Cruz, jednego z pięciu świętych miast katolicyzmu. Godność tę nadał mu papież Jan Paweł II. W tutejszej bazylice przechowywana jest mało znana w Polsce relikwia. Jest to bizantyjski krzyż biskupa Roberta, patriarchy Jerozolimy, przywieziony z pierwszej krucjaty do Caravaki przez templariuszy. Są w nim drzazgi z Krzyża Świętego, na którym umarł Jezus Chrystus. W Caravaca de la Cruz Robert gotuje danie odcinka. Jest to garnek cygański z pikantnymi kiełbaskami. Po gotowaniu czeka nas jeszcze jedna atrakcja. Spacer po Mar Menor, czyli morskiej lagunie oddzielonej od otwartego morza mierzeją o długości 22 km, zwaną La Manga. Na plaży jest restauracja o nazwie El Parador. Szef kuchni przygotowuje miejscowe danie - plato Caldero. Nazwa dania pochodzi od kociołka, w którym tradycyjnie się je przygotowuje. A są to małe ościste rybki, które gotuje się w wywarze razem z głowami langustynek. W innej formie nie dałoby się tego zjeść.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Sahel to wschodnia kraina Tunezji, której arabska nazwa oznacza dosłownie wybrzeże. Ale uroki Sahelunie kończą się na słonecznych plażach. Wiele z najpiękniejszych miejsc regionu jest ukrytych w głębi lądu. W Kairouan znajduje się pochodzący z VII w. Wielki Meczet Sidi Ukby. To najstarszy meczet w północnej Afryce i jedno z najświętszych - po Mekce, Medynie i wzgórzu świątynnym w Jerozolimie - miejsc Islamu. Na środku dziedzińca Wielkiego Meczetu zwraca uwagę ujęcie wody deszczowej. Po co tutaj woda? - Modlitwa w meczecie wymaga rytualnego oczyszczenia - ablucji. Kulinarna ekipa Roberta Makłowicza odwiedzi typowy zamożny dom mieszczański, otwarty dla publiczności, gdzie odbędzie się degustacja miejscowego deseru - makhroudu. Są to nadziewane daktylami bardzo słodkieplacuszki z grysiku, smażone w głębokim oleju. Do tego podano słodzoną herbatkę z miętą. Na dachu arabskiego domu posilony słodkim deserem Robert Makłowicz przygotuje ojja au merguez, rodzaj omletu ze słynnymi baranimi kiełbaskami. Arabskie dachy są płaskie, więc można na nich spędzać czas, zwłaszcza wieczorem, kiedy jest chłodniej. Piaszczysta ziemia i mało deszczów to idealne warunki do uprawy oliwek. Tradycje sięgają czasów rzymskich. Biznes na przemysłową skalę rozkręcili w XIX w. Francuzi, którzy tworzyli tu wielkie plantacje oliwek. Dziś Tunezja jest jednym z czołowych producentów oliwy na świecie. W El Djem znajduje się rzymski amfiteatr z II w. Doskonale zachowany, jest trzecim co do wielkości tego typu obiektem antycznego świata. Rozmach budowli pozwala sobie wyobrazić skalę zamożności posiadaczy ziemskich w czasach Imperium Romanum, którzy bogacili się na oliwkach właśnie. Ceterum censeo Carthaginem esse delendam: a poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć. Tymi słowami każdą swoją mowę w rzymskim senacie, niezależnie na jaki temat, kończył Katon Starszy. Jego ponura groźba spełniła się; Kartaginie nie pomógł nawet Hannibal nie został po niej kamień na kamieniu, a ziemię zaorano i posypano solą, żeby nic na niej nie wyrosło. Ale dzisiejsze ruiny to nie Kartagina fenicka, jak myślą czasem turyści, tylko rzymska, założona przez zwycięzców tuż obok. Po Rzymianach przyszli tu Wandalowie i Wizygoci, po nich Bizantyjczycy, tych znów wyparli Arabowie. Nie zajęli miasta, nie chcieli się tu osiedlać, ale zgromadzonego w nim cennego budulca np. marmurowych kolumn użyli do budowy swoich świątyń i miast. Dziś z rzymskiej Kartaginy zostały tylko nędzne resztki. W dawnych murach Kartaginy Robert Makłowicz gotuje jagnięcinę z daktylami. Być może królowa Dydona, Hazdrubal czy Scypion Afrykański również spożywali to antyczne danie.
Czas trwania: 25min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Kiedy mam depresję i mało czasu, jadę do Bańskiej Szczawnicy, zwierza się Robert Makłowicz. To tylko 150 km od polskiej granicy. Miasto jest wpisane na listę dziedzictwa kultury UNESCO, a mało kto w Polsce o nim słyszał. Osada w kotlinie wśród Szczawnickich Wierchów wyrosła w średniowieczu jako ośrodek górniczy. Wydobywano tu srebro i złoto. Ślady dawnego bogactwa widać do dziś. Do dzisiaj też można oglądać podziemne sztolnie, których setki kilometrów wydrążono pod samym miastem i w jego okolicy, oraz genialny XVIII - wieczny kaskadowy system sztucznych stawów, które generowały niezbędną do funkcjonowania kopalni energię wodną. Miasto przestało się rozwijać w XIX wieku wraz z zamknięciem kopalni, co było bardzo nieprzyjemne dla ówczesnych mieszkańców, ale jest bardzo szczęśliwą okolicznością dla turystów, bo historyczne centrum zachowało się w dawnej formie. Jak chociażby renesansowa kamienica, w której mieszczą się cukiernia i kawiarnia Gavalier. W kawiarni Robert degustuje tort Urpiner, pieczony z miejscowym ciemnym piwem o nazwie Urpin. Danie odcinka - górniczy kapuśniak (kapustova polievka) - Robert ugotuje na podwórku pensjonatu z widokiem na górniczą Kołatkę i całe miasto. Potem nasz podróżnik uda się do Centrum Wina, gdzie można spróbować wszystkich tutejszych szczepów. Pan Miro, szef winoteki, wyjaśnia, że miejscowe terroir najlepiej poznawać poprzez wina młode, w których wyraźnie czuć ich intensywność, zapach i siłę, a więc cały potencjał danego rocznika. Zwieńczeniem kulinarnych poszukiwań będzie kolacja w restauracji 4 Sochy, gdzie Robert spróbuje dań z dziczyzny. 4 Sochy to po słowacku cztery rzeźby, wyobrażają one 4 pory roku. Robert raczy się sarnim combrem, do którego pasuje jesień albo zima. Przy okazji wspomina, że gdy 20 lat temu pierwszy raz odwiedził Bańską Szczawnicę, nie było tu nic godnego uwagi. Jadł w górskiej karczmie za miastem, gdzie podawano niedźwiedzia i muflona. Przez 20 lat jakość podawanej tu dziczyzny zmieniła się diametralnie. Prawdziwą ucztą może być też kolacja w ośrodku narciarskim, położonym kilka kilometrów za miastem. Szefem kuchni jest tu Lubomir Herko - ścisła czołówka słowackiej sztuki kulinarnej. W sali restauracyjnej przed Robertem trzy dania: foie gras, zupa borowikowa i sandacz, do tego miejscowe białe wino o nazwie Veltlinske Zelene, a na deser pieczona czekolada.
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): W tym wydaniu programu kulinarna ekipa Roberta Makłowicza zwiedza Tunis, stolicę Tunezji. Miasto leży kilkanaście kilometrów od dawnej Kartaginy. W starożytności była to fenicka osada handlowa. W początkach VIII wieku zbudowano tu meczet Zitouna. Wokół niego powstało całe miasto. Układ jego starej arabskiej części tzw. medyny jest modelowy. Mieszczą się tu najważniejsze budynki i oczywiście bazary. Stary Tunis został wpisany na listę dziedzictwa kultury UNESCO. Przed herbaciarnią w podcieniach starego miasta Robert w towarzystwie młodych mężczyzn pali sziszę. Ściski gwar, jakie panują w tej dzielnicy, nie odstraszają nikogo. Zgodnie z arabską zasadą strefy handlowe i rzemieślnicze są oddzielone od mieszkalnych. Tutaj się siedzi, omawia interesy, pali fajkę wodną i popija jedną herbatkę miętową za drugą. Po herbatce ekipa wyrusza na targ. Wizyta tutaj to dla mistrza kuchni przyjemność sama w sobie. Na początek stoiskarybne. Wielki strzępiel, makrele z ikrą, kalmary, ośmiornice i płaszczki - usmażone z odrobiną soli smakują najlepiej, zaśdo barweny pasuje wyrazisty sos. Na targowej uliczce starej medyny, wśród miejscowych handlarzy, Robert gotuje krewetki w sosie pomidorowym. Kiedy spacerując po medynie, skierujemy się na wschód, dojdziemy do końca 1300 - letniego Tunisu. To koniec symboliczny: brama wzniesiona przez Francuzów zwana jest Bramą Francji. Za nią rozciąga się już Nowe Miasto, czyli Ville Nouvelle. Zbudowane na osuszonych brzegach Jeziora Tuniskiego ma zupełnie inny układ ulic. Zachwyca miłośnikówdwóch stylów: art deco i funkcjonalizmu. To tutaj toczy się dziś prawdziwe życie stolicy. Wokół Tunisu rozciągają się winnice. Tradycje winiarstwa sięgają czasów fenickich. Dziś też produkuje się tu wino. Region znany jest z jedynego w Tunezji wina musującego, produkowanego metodą szampańską. W winnicy Cave de laFontanie odbędzie się degustacja trzech rodzajów wina: szampańskeigo, czerwonego i słodkiego muskatu. W Dar Bel Haj tradycyjnej restauracji w dawnym bogatym domu mieszczańskim Robert Makowicz przygotuje tunezyjską specjalność: kuskus rybny. Sam Tunis nie leży nad morzem, ale podmiejską kolejką TMG można w 10 minut dojechać nad zatokę, a tam istny cud: miasteczko Sidi Bou Said. W pałacu, którego najsłynniejszym mieszkańcem był baron Rudolf d’Erlanger, jest obecnie muzeum. Nasza ekipa natrafiła akurat na wystawę poświeconą Fryderykowi Chopinowi. W 1915 roku baron d'Erlanger przeforsował uchwalenie prawa o ochronie miejscowej historycznej zabudowy. Najczęściej odwiedzanym miejscem w miasteczku jest Cafe des Nattes, gdzie spotykała artystyczna awangarda lat 20. XX wieku. Bywali tu malarze: Henri Matisse, Paul Klee, Wasilij Kandinski oraz pisarze: Gustaw Flaubert, Andre Gide i Franois - Ren Chateabriaund. Gdy zapada noc, ekipa wraca do Tunisu. W mieście palą się latarnie, ludzie spędzają czas w ogródkach kawiarnianych.
Czas trwania: 25min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Transylwania od 1918 roku należy do Rumunii. Jej łacińska nazwa oznacza krainę za lasami. To jedno z ostatnich tak wielokulturowych miejsc w narodowej Europie. Dziś przyjrzymy się jej części, która zwie się Szeklerszczyzną. Tajemniczy lud Szeklerów zamieszkuje do dzisiaj północny Siedmiogród. Oni sami twierdzą, że wywodzą się od Csaby, syna wodza Hunów, Attyli. Naukowcy przypuszczają, że mogą być potomkami Połowców lub Pieczyngów. Ich Święta Skała góruje nad wioską Rimetea, po węgiersku zwaną Torocko. Wioska została starannie odnowiona w latach 90. W jej centrum stoi zbór unitariański. Udziela on akurat ekumenicznej gościny węgierskim katolikom, którzy licznie przybyli na motocyklach na mszę świętą. Następnego dnia w miejscowym pensjonacie Robert asystuje przy pieczeniu chleba. Wyjęty z pieca chleb ma przypaloną skórkę. Robert wyjaśnia, że spalona skórka chroni chleb przed wysychaniem. Dawniej, kiedy chleb piekło się raz na tydzień, bochenki przeznaczone na zapas czekały w spiżarni właśnie w takiej postaci. Gospodarz pensjonatu zaprasza na taras na tradycyjne szeklerskie śniadanie. Robert przedstawia śniadaniowe menu. Świeżo upieczony chleb, placki langosze, słonina, pasta zakuska i pasta z bakłażanów. A na początek, przed jedzeniem, kieliszek palinki. Po śniadaniu Robert wybiera się na spacer po wsi, by przyjrzeć się tradycyjnej szeklerskiej zabudowie. Wszędzie drewniane bramy, często bogato zdobione. Domy stoją bokiem do ulicy, dzięki czemu wieś jest bardziej zwarta. Każdy dom ma piwnicę i strych. W miejscowej restauracji o nazwie Kuria Robert degustuje rumuńskich zup: estragonowej i flaczków na kwaśno. Daniem głównym odcinka jest kapusta po szeklersku, którą Robert ugotuje na leśnej polanie z widokiem na Świętą Skałę. Wioska Rimetea / Torockó żyje z turystów; niemal w każdym domu oferują pokoje gościnne, ale głównym zajęciem miejscowych jest jednak rolnictwo. W jednym z gospodarstw Robert ma okazję zobaczyć domową gorzelnię - na podwórku beczki z zacierem ze śliwek, a w domu odpowiednia aparatura. Okolica to kraina śliwek, więc robi się tu specjał zwany silva palinka, czyli tuica, czyli śliwowica. Gospodarz wraz z Robertem wznosi toast: Na zdrowie!
Czas trwania: 25min. / 2012 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Bizerta na północy Tunezji - najsłynniejszy port południowego wybrzeża Morza Śródziemnego. Ten północny skrawekTunisu jest przykładem tego, że coś może być południowe i północne zarazem. Założony prawie 3 tysiące lat temu portszybko stał się kosmopolitycznym miastem. Kogóż tu nie było! Fenicjanie, Rzymianie, Bizantyjczycy, Arabowie, Hiszpaniei Turcy, wreszcie Francuzi. Dziś to niepodległa Tunezja, ale klimat kosmopolityczny pozostał. Mówi się, że to najbardziej europejskie miasto w tej części Afryki. Kiedy pod koniec XIX w. Francuzi ustanowili tu swój protektorat, założyli koło Bizerty bazę marynarki wojennej. Nie chcieli jej opuścić nawet, kiedy w roku 1956 Tunezja stała się niepodległym państwem. Doszło do regularnej bitwy, w której zginęło ok. 1000 Tunezyjczyków. Ostatecznie, Bizerta i baza morska stały się terytorium tunezyjskim dopiero w roku 1963. Herbaciarnia - kawiarnia na placu przy twierdzy. Kelner podaje herbatkę. Przy stolikach sami mężczyźni. Nie dlatego, że kobietom nie wolno tu przychodzić. Pod tym względem, na tle innych krajów arabskich, Tunezja jest bardzo liberalna. A panie w tym czasie gotują kolację. Winnica koło Nabeul. Robert Makłowicz buszuje wśród krzewów winnych. Tunezja jest krajem arabskim, ale tolerancyjnym, więc alkohol piją, a nawet sami produkują. Wina tunezyjskie są chętnie kupowane na świecie. Winnica Domain Atlas została założona w latach 40 - tych przez Włocha, dziś jest w rękach Austriaków. Można tu przyjechać i skosztować tutejszego wina wprost z beczki. W altanie odbywa się degustacja miejscowego wina. W knajpce na starym mieście Robert Makłowicz zamawia zestaw tradycyjnych szybkich dań miejscowej kuchni: brik maison, merguez frites i fruits de saison. Objaśnia składniki i degustuje. Kolejny etap podróży to Nabeul - głównyośrodek tunezyjskiego regionu Cap Bon. Ekipa odwiedza targ w medynie, czyli najstarszej dzielnicy miasta. Jedyny dzieńbez handlu to piątek po południu. Poza tym, zawsze jest tu ścisk i gwar. Można tutaj dostać wyroby ceramiczne, ale nacałym bazarze królują cytrusy. Szklanka świeżego soku kosztuje 1 dinara, czyli ok. 2 złotych. Starożytnym poprzednikiem arabskiego Nabeul było NEAPOLIS (po grecku nowe miasto). Niewiele po nim zostało, ale to miejsce jest bardzo ważnedla historii sztuki kulinarnej. W starożytności była tu bowiem rzymska wytwórnia sosu garum. Zostały po niej ruiny. Garum to opisywany przez Apicjusza sos ze sfermentowanych ryb i rybich wnętrzności. Jeden z najsłynniejszych tunezyjskich szefów kuchni Rafik Tlatli zaprosił Roberta Makłowicza do swojej restauracji, gdzie najpierw odbyła się profesjonalna degustacja tunezyjskiej oliwy. Potem w restauracyjnej kuchni obaj panowie wspólnie przygotowali krewetki w gargoulette. Gargoulette to rodzaj amfory, do której wrzuca się wszystkie składniki i zapieka w piecu. Na zakończenie programu ekipa odwiedzi targi rolnicze, gdzie przyjrzy się, jak Berberyjki w tradycyjnych strojach pieką pradawną metodą chleb. Wiekopomne dzieło filmowe "Andżelika wśród piratów" opowiadało o muzułmańskich piratach z tych wybrzeży, którzyw dawnych wiekach porywali chrześcijan na lądzie i morzu, żeby sprzedać ich w niewolę lub na galery. W obawie przed tymi rozbójnikami miasto odsunęło się o 2 km od plaży. Dziś morskich rozbójników już nie ma, więc miasto powoli zwraca się znów w stronę morza.
Czas trwania: 25min. / 2010 / magazyn kulinarnyOpis (streszczenie): Zielona Dolina Dunaju między Wiedniem a Bratysławą to okolica mało u nas znana, a z wielu powodów godna uwagi, pełna atrakcji historycznych, kulinarnych oraz przyrodniczych. Atrakcją historyczną jest niewątpliwie Schloss Hof, dawny pałac księcia Eugena Sabaudzkiego, a potem Marii Teresy (cesarzowej, która podpisała pierwszy rozbiór Polski). Schloss Hof to drugi po Schönbrunnie pod względem wielkości kompleks pałacowy w całej Austrii. Ducha epoki można spotkać tu w komnatach i historycznych strojach, ale również na talerzu, w postaci autentycznych barokowych dań. W sali jadalnej pałacu stoi stół zastawiony owocami. Robert przechodzi do kuchni, gdzie "historyczna" kucharka podaje mu czarkę zupy. Wyprawy kulinarne w przeszłość są jednym z elementów zwiedzania pałacu. Widzimy ludzi w barokowych kostiumach i barokowo zastawione stoły. I jest prawdziwe jedzenie, gotowane według dawnych receptur, np. zupa winna na bazie białego wina. Do dziś w Wiedniu można zjeść taką Weinsupe. Dolina Dunaju ma swój park narodowy, Donau Auen, z podwodnym obserwatorium dzikiej przyrody. Powstanie Donau Auen było efektem protestu społecznego. W latach 80. rząd postanowił osuszyć podmokłe tereny starorzecza, uregulować Dunaj i jego dopływy. Ludzie własnymi ciałami zatrzymali buldożery i koparki. Potem utworzono tu park narodowy i pierwotną naturę tych dawnych terenów myśliwskich możemy nadal podziwiać w jej nienaruszonej formie. Na zamkowej wyspie znajduje się podwodne obserwatorium. Specjalna konstrukcja pozwala wniknąć w głąb jeziora, dzięki czemu można podziwiać ryby różnych odmian. Najwięcej jest płoci i brzan. Czasami przemyka sterlet, endemiczna odmiana jesiotra, która żyje tylko w Dunaju i jego dopływach. Niegdyś były to tereny łowieckie, łowiono ryby, ale polowano też na zwierzęta biegające ponad wodami: dziki i jelenie. Dziś cała fauna jest pod ochroną. Marchfeld, płaski fragment Doliny Dunaju, słynie ze szparagów. Robert odwiedza tu rolniczą wioskę o nazwie Mannsdorf. Szparagi to sezonowe białe złoto o licznych zastosowaniach kulinarnych. Na polu szparagów Robert gotuje danie odcinka: knedle grysikowe w sosie szparagowym. Region ten nie tylko szparagami stoi. To najżyźniejsze ziemie w całej Austrii. Uprawia się tu mnóstwo owoców i warzyw, niekoniecznie kojarzących się z miejscową kuchnią. W miejscowości Adamah Biohof Robert odwiedza sklep ekologiczny, gdzie prezentuje wybrane produkty i próbuje soku burakowo - jabłkowego. Na początku sprzedawano tu tylko bioprodukty miejscowe. Okazało się jednak, że ludzie pragną też zdrowych rzeczy z innych stron świata, przypraw, owoców, ale również produktów mleczarskich i mięsa. Carnuntum to rzymskie miasto, prawdziwe Pompeje pod Wiedniem, ale już po południowej stronie Dunaju. Kiedyś była to granica dwóch światów, ponieważ tutaj kończyło się Imperium Rzymskie. Po jednej strony Dunaju barbarzyńcy, po drugiej Rzymianie. Podział pozostał do dzisiaj: tam jarzyny, tu przywieziona przez Rzymian winorośl. Każda miejscowa wioska ma swoją Kellergasse - uliczkę z piwnicami wkopanymi w ziemię, żeby trzymały chłód. Niektóre z nich są otwarte. Degustacja wina odbywa się w plenerze. Goście siedzą przy stołach pod pergolą z winorośli. Przed Robertem wiejski chleb, wędliny, sery, zimne przekąski i wino. Nazwa Carnuntum wywodzi się od rzymskiego obozu wojskowego, który założono, aby trzymał w szachu bitne plemię Markomanów. Obóz przekształcił się w wielkie miasto, które jednak padło pod ciosami Hunów i nie stało się współczesną metropolią, jak np. Wiedeń. W Carnuntum Robert zwiedza zachowane luksusowe wnętrza rzymskiego domostwa. W kuchni pani w rzymskim stroju zagniata ciasto. Ostatni punkt podróży po Dolinie Dunaju to Jagdschloss Eckartsau, dawny pałacyk myśliwski Habsburgów. Pałacyk do stanu świetności doprowadził arcyksiążę Franz Ferdin
Czas trwania: 25min. / 2016 / magazyn kulinarnyEmisja Makłowicz w podróży miała miejsce:
Opis (streszczenie): Swoją podróż po Tel Awiwie Robert Makłowicz zaczyna od Jaffy, starożytnego portu znanego już 4 tysiące lat temu, a dziś stanowiącego część miasta. Historia samego Tel Awiwu liczy zaledwie 100 lat; czuje się tu europejską nowoczesność, którą jako pierwsi przywieźli ze sobą imigranci z Niemiec, Polski, Czech i Węgier już w latach 30. XX wieku. O dzisiejszym Izraelu, jego kulturze i kuchni mówią w programie: znany również w Polsce pisarz Etgar Keret, czołowa postać muzycznej sceny ethno Yair Dalal oraz córki Józefa Baua, żydowskiego grafika urodzonego i wykształconego w Krakowie. Na telawiwskim stole Roberta Makłowicza znajdą się: barwena w sosie pomarańczowym, falafel, szawarma, 3 rodzaje zup pochodzenia jemeńskiego oraz wątróbka z cebulą i ziemniakami puree.
Opis (streszczenie): Na północ od stolicy Węgier najdłuższa rzeka zachodniej Europy tworzy malownicze zakole. Dunajski brzeg w tej okolicy zdobią takie perły jak kameralne miasteczko Szentendre, wyniosły Wyszehrad czy monumentalny Ostrzyhom. Historia Szentendre związana jest z historią Serbii. Po przegranej bitwie na Kosowym Polu w XIV wieku Serbowie uciekali przed ekspansją turecką. Dotarli aż tutaj i założyli Szentendre. Dziś już ich nie ma, ale zostały po nich pamiątki. Jak np. krzyż postawiony z radości, że miasto ominęła epidemia dżumy. W historycznym Szentendre w barze pod drzewami Robert ma okazję spróbować klasycznych langoszy, najbardziej typowych węgierskich placków. Ich receptura jest bardzo stara. Najpierw były to podpłomyki z zaczynu chlebowego, pieczone w piecu. Później do ciasta zaczęto dodawać starte ziemniaki, a placki smażono w głębokim tłuszczu. Ot, taka madziarska pizza! Dla nieznających języka węgierskiego ciekawostką będzie zapewne, że Szentendre to po polsku święty Andrzej. Chodzi o św. Andrzeja apostoła, który był rybakiem. Jakże logiczny patron dla miasteczka, którego mieszkańcy nie tylko produkowali wino, ale i łowili ryby. Kolejnym odwiedzanym miejscem w Szentendre jest restauracja Rab Rabi. W sali z bogatym wystrojem historycznym Robert degustuje zupę rybną podawaną w kociołku. Rab Rabi to postać z powieści historycznej Móra Jókaia i nazwa tego lokalu. Jókaiowi dedykowana jest w kuchni węgierskiej słynna zupa bableves - fasolowa na wędzonym boczku. Robert woli jednak zupę rybną halaszle, w wersji korhely, czyli z kwaśną śmietaną. Gdy je się taką zupę rybną, w Szentendre z radości biją w dzwony. Węgry są prawdziwą marcepanową potęgą, a zawdzięczają tę swoją mocną pozycję cukierniczemu wizjonerowi, jakim był pochodzący z Szentendre Karoly Szabó. Jego tradycje kontynuuje do dziś mistrz Karoly Szamos. Marcepanowe dzieła można podziwiać w Muzeum Marcepanu. W sali na piętrze są figury marcepanowe na różne okazje: Michael Jackson o wadze 62 kg, gmach parlamentu w Budapeszcie, cesarzowa Sissi z Franciszkiem Józefem i ostatnia para cesarska Austro-Węgier, Zyta i Karol. Skanseny można znaleźć na całym świecie, ale Węgrzy szczególnie kochają swoją rustykalność. W Szentendre Robert ogląda zagrodę z okolic Györ, z tzw. Małej Niziny Węgierskiej. Jest tu kuchnia, klepisko przed piecem zamiatane miotłą kukurydzianą, ozdobna ceramika na gzymsie. I jest gospodyni, która wyrabia kluseczki fryzowane do rosołu. Robert też się udziela, wyjmując z pieca gotowe pszenne bułeczki. Węgrzy, zwłaszcza na wsiach, jedzą niemal wyłącznie białe pieczywo z pszennej mąki. Za nic nie chcą się przerzucić na zdrowsze: ciemne, żytnie. W pobliskim pałacu Gödöllo Robert spotyka jak żywą cesarzową Sissi. W pałacowej sali jest dziś stylowa kawiarnia. Podają w niej ulubione smakołyki cesarzowej. Ale na porządny posiłek należy udać się do czardy. W miejscowości Domonyvölgy, w stadninie braci Lazarów, można obejrzeć - oprócz koni - węgierskie szare bydło i świnie rasy mangalica. W takim miejscu Robert nie proponuje jednak widzom tatara z koniny, lecz przywołując serbskie tradycje kulinarne, zaprasza na rac ponty, czyli zapiekanego karpia. Karp zapieczony w brytfannie, ozdobiony grzebieniami z wędzonej słoniny wygląda wspaniale. Kiedy danie jest gotowe, trzeba je jeszcze oprószyć słodką papryką. Dunaj wije się najbardziej malowniczo pod miastem Esztergom, po naszemu Ostrzyhom. Leżące na wzgórzu miasto jest jednym z najstarszych na Węgrzech. Dla Madziarów to święte miejsce, ich pierwsza stolica. Tutaj był ochrzczony i koronowany św. Stefan. Według niektórych źródeł chrztu św. Stefanowi udzielił św. Wojciech, patron katedry w Ostrzyhomiu, największej i najważniejszej świątyni katolickiej na Węgrzech. Kolejnym odwiedzanym miastem jest Visegrad, czyli zamek na wzgórzu. Polsk
Czas trwania: 25min. / 2015 / magazyn kulinarnyMakłowicz w podróży można obejrzeć w programie stacji:
Emisje miały lub będą miały miejsce w: TVP3, TVP3 Białystok, TVP3 Bydgoszcz, TVP3 Gdańsk, TVP3 Gorzów Wlkp., TVP3 Katowice, TVP3 Kielce, TVP3 Kraków, TVP3 Łódź, TVP3 Lublin, TVP3 Olsztyn, TVP3 Opole, TVP3 Poznań, TVP3 Rzeszów, TVP3 Szczecin, TVP3 Warszawa, TVP3 Wrocław, TVP HD, TVP Polonia, TVP Rozrywka, TVP Wilno
Lista zwiera odnośniki do stron typów związanych z prezentowaną audycją:
Lista zwiera odnośniki do stron osób związanych z produkcją (aktorzy, reżyser):
Lista zawiera lata, w których powstawała audycja: